To już piętnaście
lat, odkąd folkowa Kapela Ze Wsi Warszawa funkcjonuje sobie w muzycznym
światku. Każdy kolejny album dokładał cegiełkę w ewolucji grupy. Aż nastąpił krach
i szeregi zespołu opuściły dwa jego filary - Maja Kleszcz i Wojtek Krzak. Można
sobie wyobrazić zamęt, jaki powstał wśród pozostałych członków grupy, ale wraz
z premierą Nord wszystkie obawy
zostały rozwiane. Osierocony zespół w niczym nie przypomina skamlącego,
poranionego wilczka; wręcz przeciwnie - zadziałała zasada, że jeśli coś cię nie
zabiło, to tylko cię wzmocni.
Tytuł wydawnictwa
może być mylący i niepotrzebnie kieruje uwagę słuchacza na odnajdywanie nawiązań
do muzyki Północy. Zaproszenie do współpracy Hendningarny nie spowodowało
radykalnych zmian kierunku, w końcu zespół wypracował na tyle charakterystyczne
brzmienie, że rola Szwedów ograniczyła się wyłącznie do dodania jednego
kolorowego szkiełka do kalejdoskopu barw zawartych na albumie. Więcej słyszę
celtyckich druidów niż skandynawskich Wikingów. A poza tym otrzymujemy Kapelowy
standard - ekspresową wycieczkę po dawnej Europie: zaglądamy nie tylko pod
staropolskie strzechy, ale przechadzamy się brzegiem gorących bałkańskich plaż,
tańczymy z żydowską pięknością, pasiemy owce na stokach Bawarii i wypiekamy
chleb w zapomnianej rosyjskiej wiosce.
Mała dygresja:
słuchając n-tej płyty jakiegoś zespołu można zauważyć niepokojące zjawisko. Z
każdym kolejnym albumem zwiększa się ilość tekstu w utworach, tak jakby artyści
brak dobrych pomysłów próbowali zamaskować lawiną linii melodycznych.
Przegadanie czy też prześpiewanie zabija całościowy odbiór. KZWW zaliczam do
chlubnych wyjątków. Im wciąż chodzi o muzykę. Wszystkie te gwarowe przyśpiewki
stanowią mocny trzon płyty, ale bazą wciąż pozostają instrumentalne, transowe
odjazdy. I to jest dobry moment na pochwalenie produkcji. To wymarzona pozycja
dla audiofilów. Mnogość instrumentów, selektywność brzmienia, wielopłaszczyznowość
i gęstość dźwiękowych niuansów powoduje, że nawet konwersja do formatu mp3
zachowuje wiele z pierwotnej dostojności (oczywiście mówię o słuchawkach).
Można nie lubić folku, można nie rozumieć światowego fenomenu Warsaw Village
Band, ale płyty warto posłuchać, by przekonać się na własne uszy, jak brzmi
wysokobudżetowa produkcja z górnej półki.
Nord nie jest singlową płytą, choć pewne kompozycje się wybijają już po pierwszych
przesłuchaniach. Od razu zauważyłem Hola
byśki hola (co oni spiewają w refrenie?), robi wrażenie „antywojenne” Bendzie wojna, zaśpiewana a capella Kołysanka konopna (która nie gwarantuje
spokojnego snu), jazzująca Moja dolo czy
pięknie wieńczące całość Step owy.
Słuchane na wyrywki cepeliowy Kujawiak
Czart czy oberkowa Polka emigrantka
mogą odrzucać zbytnią zachowawczością w stosunku do oryginalnych korzeni,
jednak spożywane całościowo świetnie funkcjonują w swoim czasie i miejscu.
Duma! [avatar]
Strona zespołu: www.facebook.com/WarsawVillageBand
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz