19 czerwca 2012
Ordinary Brainwash: Me 2.0 (Metal Mind Production, 2012)
23 lata na karku. Trzecia płyta na koncie.
Zapamiętajcie to nazwisko: Rafał Żak. Multiinstrumentalista, wokalista, kompozytor, producent i student ekonomii, który właśnie wydał swój najnowszy krążek. Porównuje się go do Stevena Wilsona i do jego Pourcipine Tree. Słusznie, ale moim zdaniem jest od niego ciekawszy. Nikogo nie kopiuje, nie patrzy na to, co już było i nie przerabia tego na swoją modłę, jest sobą. Tworzy to, co czuje i nie ukrywa, że sam stanowi dla siebie inspirację. Jest jak książka, która wciąż zawiera rozdziały do przeczytania, choć już dawno się ją przeczytało. Po udanym debiucie w audycji Piotra Kaczkowskiego, zrealizował w 2009 r. pierwszy album Disorder In My Head, a dwa lata później jego kontynuację Labeled Out Loud. Po nim zaś przyszedł czas na kolejny, trzeci rozdział – dojrzalszy, bardziej przemyślany, z kapitalną, hipnotyzującą okładką.
Nowy album Rafała wzbudza u mnie podobne emocje jak najnowszy, dwudziesty krążek Rush Clockwork Angels – od pierwszych sekund ma się świadomość, że ma się do czynienia z naprawdę dobrą robotą. Utrzymany w chodnym, lirycznym klimacie jednocześnie zachwyca lekkością i klarownym, przejrzystym brzmieniem. Uwypuklone gitary, dźwięki pianina i wokalu nieco wybijają się ponad perkusję i niemal kompletnie niesłyszalny bas, ale mi akurat w przypadku tej płyty to nie przeszkadzało. Poprzednie albumy wydawały mi się trochę sztuczne i momentami zbyt pompatyczne, na trzecim nie należy się spodziewać ostrych riffów i rozbudowanych galopad, jest spokojnie i niemal sennie, choć miejscami usłyszeć można mocniejsze uderzenia w struny.
Bardzo dobrze wypada utwór tytułowy, w którym melodyjną gitarę kapitalnie kontrapunktuje pianino. Podniosły, transowy rytm, jakby artysta chciał w nim ogłosić całemu światu swoją obecność. Dowodzić tego mogą też inne kompozycje: smutny i dość mroczny Unbirthday (trochę w stylu ballad Dream Theater), Stay Foolish, który budzić może skojarzenia z indie rockiem w stylu Cloud Nothings. Wyśmienicie słucha się utworu Don’t Look Back, jakby wyjętym z Pink Floyd, skojarzenia z uwielbianym przez Żaka Wilsonem wywołuje też fantastyczny Homesick. Zachwycił mnie też ostrzejszy Critical Error i jeszcze finałowy, deszczowy (jak większość utworów na tej płycie) Something New, brzmiący z kolei jakby został pożyczony z ostatniej płyty Wilsona Grace For Drowning.
W sumie nic odkrywczego, płyta jakich wiele, ale słucha się jej z wypiekami na twarzy. To nie jest radiowa papka, ale muzyka dla słuchaczy wymagających. Szukających czegoś więcej, takich, którzy podobnie jak Żak nieustannie coś zmieniają w swoim życiu, aktualizują się do kolejnych wersji.. [lupus]
Strona artysty: http://www.facebook.com/ordinarybrainwash
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni
-
Mimo że rok 2009 powoli odchodzi w przeszłość, ciągle jeszcze skrywa nieodkryte skarby, które sprawiają, że nie możemy o nim zapomnieć. Oto...
-
Lata 80. w polskiej muzyce popularnej są jak przybrzeżne wody najeżone rafami i niebezpiecznymi szczątkami rozbitych statków. Żeglowanie ...
-
Gdyby cała płyta była taka jak piosenka numer jeden…
-
Tworzenie sztuki i głowa do interesów nie zawsze idą w parze, ale jeśli ktoś ma zdolności organizacyjne i siłę przekonywania może spróbować ...
-
Piotr Brzeziński idzie śladem Vaclava Havelki z czeskiego Please The Trees i podbija Europę swoją singer/songwriterską interpretacją co...
-
Gdyby CKOD mieli zadebiutować w drugiej dekadzie XXI wieku, brzmieliby jak WKK.
-
Pamiętacie pierwszą płytę gdyńskiego tria? The Bell ukazał się cztery lata temu i w większości recenzji podstawowym „zarzutem” było stwie...
-
Lista zespołów, których twórczość inspiruje muzyków Setting The Woods On Fire, jest dość pokaźna. Mamy na niej i Sonic Youth, i Appleseed Ca...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz