Żadnych sucharów o bezsensownej muzyce!
Co tam myślisz? to kolejne pytanie, które zadaje nam ekipa z Zielonej Góry. Najpierw nieśmiało zagadywali, czy jedziemy z nimi, teraz, wraz z pełnowymiarowym albumem idą w egzystencjalizm. Ale, jeśli spodziewacie się, że warstwa słowna muzyki zielonogórzan jest równie wątła, uspokajam - teksty bywają naprawdę udane. Arek Tyda, wokalista i gitarzysta, ma dar obserwacji i konwertowania ich z zgrabne, czasem ironiczne, czasem po dziecięcemu naiwne, zdania. Weźmy ten fragment Nałogu abstynencji: Nie palę papierosów/ Bo od tego można umrzeć / Nie piję alkoholu/ Bo od tego można uderzyć mamusię. Niby zabawne, ale weźcie się zastanówcie nad sensem, toż to samo życie w dość ponurym jego aspekcie.
W takim Mieście mamy już konkretną sytuację liryczną: Co się gapisz, Miasto? / Idź spać, chcemy być we dwoje / Schowaj światła, Miasto / Wyłącz prąd. A Schody pachną poezją w stylu młodopolskim (z góry przepraszam polonistów, jeśli coś pomieszałem): Schody niosą mnie do góry / Klamka się przekręca moją ręką / A buty i spodnie i kurtka / Już się ze mnie rozebrały. A to? Powietrze nabierając / Próbuję nabrać się / Że uniosło mnie. Zabawa słowem, skojarzeniem, dziecięcym rymem. Kupuję to.
Płyta ma znakomite otwarcie. Nabieranie, którego fragment zacytowałem powyżej, rozpoczynają krótkie, pojedyncze uderzenia w klawisze pianina. Potem przerwa i kolejna linijka tekstu, kolejnych kilka uderzeń w klawisze. I tak aż do rozwinięcia motywu i towarzyszącego mu nucenia. Czy można było wymyślić coś równie intrygującego i przyjemnego dla ucha jednocześnie? Za te dwie minuty wielkie dzięki. Potem bywa różnie. Najpierw o minusach. Panowie, tego densroka już się nie gra, tak grają jeszcze tylko kapele na juwenaliach! Jak to topornie brzmi, jak psuje potencjalnie dobre kawałki! Made in Polska z tego powodu dla mnie nie istnieje. Nałóg abstynencji na szczęście ratują dysonansowe gitary i dobrze pomyślane klawisze wchodzące po refrenie. W górę kojarzy mi się z podrasowanymi mocniejszym riffem Strachami na Lachy. A za tę pseudoshoegaze’ową gitarę w Przyniosłem ci coś odpowiedzialny muzyk powinien zostać surowo ukarany.
A teraz to, co jest dobre. Na szczęście udane piosenki są w przewadze. Przyniosłem ci coś, pomijając wytknięty mankament, to urocza, travisowa piosenka z ultraprzebojowym refrenem. Obie Miłości ciągle dają radę, podobnie również znane z EP-ki Niezawieszenie i Potwory. Nieco myslovitzowe w klimacie Miasto to dobry wybór na singla, ale ja chętniej raczę się hałaśliwszym obliczem Bezsensu, prezentowanym w motorycznych, klaskanych Schodach (słychać, że gitarzysta zapoznał się z dyskografią Pixies – i dobrze, toż to przecież elementarz indie rocka).
Wyszła im naprawdę dobra indie popowo-rockowa płyta. Może nie taka na miarę ekstraklasy, ale z pierwszej ligi krajowej na pewno.
Strona zespołu: http://bezsensuzespol.art.pl
Dobra płytka! :)
OdpowiedzUsuńświetna płyta!!
OdpowiedzUsuń