Ostatkowy miszung: od zapomnianej gwiazdy popowego rocka, przez okołojazzowe i elektroniczno-industrialne eksperymenty, po RHCP-owy funk.
Big Day: Nasza fala (Fonografika)
Mimo że na kolejną płytę olsztyńskiego Big Day nikt już chyba nie czekał, zespół na dwudziestolecie działalności sam zrobił sobie prezent i wydał ósmą pozycję w swojej dyskografii. Dwadzieścia lat to szmat czasu, by się zestarzeć i zdziadzieć, ale w tym przypadku proces ten zachodzi dość powoli. Czas nie ima się Ani Zalewskiej-Ciurapińskiej, która nie tylko wciąż świetnie śpiewa, ale też „ dobrze się trzyma”. Wokalnej dyspozycji nie można też nic zarzucić drugiej podporze grupy - Marcinowi Ciurapińskiemu.
Nasza fala jest bezpiecznym wydawnictwem. Ci, którzy znają kapelę z Dnia gorącego lata, dostaną parę piosenek utrzymanych w podobnym popowym tonie (Czas dla ciebie, Jeden dzień dalej). Ale trzeba pamiętać, że to płyta wydana bardziej dla siebie i grupki fanów, niż sformatowana pod stacje radiowe. I nawet w tych mało ambitnych, pogodnych piosenkach, zespół przemyca dość sporo bigbitowego flow. A w rękawie ma także utwory z mniejszym bądź większym pierwiastkiem mroku. I tu jest już znacznie ciekawiej. Fajnie rezonuje akustyczna gitara w Zastyga świat, udanie buja breakoutowska w duchu Piosenka o trzech tytułach, a Nasza fala zaskakuje motorycznym riffem. Dlatego poproszę w całości niewesołą płytę nr 9! [avatar]
Strona zespołu: http://www.bigday.pl
Innercity Ensemble: Katahdin (Wet Music Records/MA3)
Supergrupa. Może nazwiska Kuby Ziołka czy Artura Maćkowiaka nie są powszechnie znane, ale już nazwy Sing Sing Penelope, Someting Like Elvis, George Dorn Screams czy Tin Pan Alley mogą całkiem pokaźny tłum przyprawić o szybsze tętno. W każdym razie - znamienite twarze bydgosko-toruńsko-poznańskiej sceny zamknęły się na trzy dni w znanym bydgoskim klubie Mózg celem rejestracji dość nietypowych dźwięków. Wiadomo, że przy takiej konfiguracji okołojazzowe instrumentarium to absolutne minimum. Tym razem „gratów” naznaczono więcej. Przede wszystkim różnego rodzaju gongi, trąbkę, flugelhorn; swoje trzy grosze dokładają syntezatory i laptopowa elektronika.
Efektem tego jamu jest godzina narkotycznego ambientu o miejscami filmowym wydźwięku. Gdy słucham Katahdin, przypomina mi się muzyka z komputerowej przygodówki Atlantis, w której natarczywe perkusjonalia budowały egzotyczny klimat, a urywane dźwięki służyły nadaniu życia statycznym planszom. Katahdin żyje na swój sposób i śpiewa własną pieśń. Szczególne wrażenie robią ponaddziesięciominutowe potwory. Sin Cara Azul oraz Czarodziejska Góra dzięki dronowemu rozciągnięciu mają wystarczającą ilość czasu, by umiejętnie rozbudować dalsze plany i zagospodarować je w narracyjny sposób. Czego trochę brakuje w krótszych formach.
Dla fanów ambientu, wielbicieli katalogu Obuha, ale także tych, co lubią podróżować siedząc nocą w fotelu ze słuchawkami na uszach. [avatar]
Strona zespołu: https://www.facebook.com/innercityensemble
Józef Ost: Józef Ost (wyd. własne)
Na Facebooku lubi ich tylko 25 osób (w tym ja), co oznacza, że są bardzo niszowi. Nie przeszkadza im to w kręceniu eksperymentalnych klipów, które do obejrzenia są na tejże mało popularnej stronce. Bardzo wczesny wyprysk ich twórczości w postaci pierwszej „długogrającej EP-ki” miał szansę zaskoczyć paru recenzentów, ale nadmiar zabił jej urok.
Pierwsza połowa wydanego własnym sumptem wydawnictwa to intrygujące gitarowe kawałki wypełnione zgiełkliwym brzmieniem gitary, monotonnymi, inspirowanymi pracą maszyn podkładami rytmicznymi i poetyckimi tekstami deklamowanymi przez lidera formacji – Karola. Te ostatnie bywają co najmniej interesujące: Chodź umyję ci plecy / Mróz powalił transformator i Boga / Chodź umyję ci plecy, powiedziała / Wodą z roztopionych nad ogniem sopli / Jak Szwed poczułem rozkosz od jej dłoni / Zatrzymała wtedy zegar nogą od krzesła / Tak by drewniany ptak ciągle dla nas śpiewał (Szwed).
Nieskrywany już erotyzm czai się w Strefie; zresztą riff gitary w tym nagraniu zasługuje na uwagę samego Trenta Reznora. Nieco bardziej tradycyjnie, choć równie ciężko, wypadają Korki i histeryczny Pasożyt. Dla złagodzenia nastroju zespół serwuje ciepły i pogodny utwór Ełk, którego beztroskę można porównać z dokonaniami ekip spod szyldu Radia Rodoz. Potem niestety Józef sam strzela sobie w stopę bombardując słuchacza brutalną elektroniką, kompletnie niepasującą do pierwszej części albumu.
Mogło być świetnie, a tak EP-ka przemknęła niezauważenie. Więcej rozsądku przy selekcji utworów, więcej takich piosenek jak Szwed i Ełk, a będzie dobrze. [m]
Strona zespołu: http://www.facebook.com/JozefOst
Mama Selita: 3, 2, 1...! (Aloha Entertainment)
Łatwo napisać, od kogo zżynają warszawiacy. Red Hot Chili Peppers (okres ze Slovakiem), Rage Against The Machine i... Kim Nowak, gdyż gitara Grzegorza Stańczyka dość blisko leży od tego, co wyprawiał na debiucie KN Michał Sobolewski.
A więc zżynają na potęgę. Problem w tym, że to fajna płyta. Riffy prawie zawsze bujają, Igor Seider nawija te swoje rapowanki z chorą manierą. I teksty - wykręcone, popieprzone, niekiedy bardzo celne, świadczące o sporym darze obserwatorskim. No i te delikatne próby wypuszczenia się poza uprawiane poletko - a to ejtisowe falsety z Złym chłopaku, a to blues w Mistrzyni kamuflażu czy ballada w stylu Nicka Cave'a (Czas przeszły). Debiut może nie zjawiskowy, ale jest okejka. [avatar]
Strona zespołu: https://www.facebook.com/mamaselita
bydgosko-trójmiejska supergrupa. buhaha. Poznań i Toruń leżą nad Bałtykiem. gratulacje dla redaktora.
OdpowiedzUsuńszybka reakcja redakcji:)
OdpowiedzUsuńbraki w wiedzy geograficznej nadrabiamy szybkością ;)
Usuńja tam czekałem na nowy Big Day i jak zwykle nie zawiodłem się :)
OdpowiedzUsuń