28 marca 2013

Ostatki 2012: All Sounds Allowed, Hatestory, Lola Lynch, The Complainer


Kolejna garść płyt ocalonych od zapomnienia. 

All Sounds Allowed: Festung Wrocław (wyd. własne) 


Wrocławian można kojarzyć z udziału w telewizyjnych talent-shows. Mignęli w X-Factorze, trochę dłużej miejsca zagrzali w Must Be The Music. Ale i tak nikt nie chciał im wydać płyty, więc wydali się sami. Może to i dobrze? Dzięki temu mogą wpisać w CV producenta Agima Dżeljiljia (Oszibarack) i pochwalić się piosenkami takimi, jakie sobie wymyślili.

Dla tych, którzy nie widzieli zespołu w TV - chłopaki łażą po śmietnikach i wybierają co lepszy złom, który po zespawaniu służy im za różnorakie perkusjonalia i efekty specjalne ku uciesze koncertowiczów. Pomysł oczywiście nie nowy, od razu przychodzi na myśl Einstürzende Neubauten. Choć odniesienia do słynnych industrialowców są słuszne, to jednak Polakom bliżej do wspomnianego Oszibaracka, choćby ze względu na dużą melodyjność utworów. Wokalista Marek Komernicki nie ma co prawda ani specjalnie ciekawego głosu, ani nie umie wygenerować melodii, które mogłyby posłużyć jako ogólnopolski przebój (w takim Nonkonformiście kojarzy się z Krzysztofem Ostrowskim z CKOD), to jest naturalny gdy śpiewa po polsku, angielsku czy niemiecku. Pozostali muzycy starają się swoje drapieżno-elektroniczne partie urozmaicać w barokowy sposób. Dużo się dzieje, nie sposób odmówić zespołowi inwencji, zarzut schematu nie powinien istnieć w recenzjach.

Wadą są tylko i wyłącznie piosenki - przesłuchanie płyty nie wprawia w euforyczny nastrój, najwyżej w umiarkowanie gorący. No ale to zespół przeznaczony do dawania widowiskowych koncertów, w których wymyślony image znajduje swoje ujście. Dlatego Festung Wrocław niech działa jako nośnik dający zapowiedź obietnic w wydaniu live. Aha, koniecznie muszę pochwalić polskie teksty. Są w porządku. [avatar]


Strona zespołu: http://www.allsoundsallowed.com


Hatestory: Lovestory (wyd. własne) 


Hatestory to zespół założony przez muzyków death-rockowego Miguel and The Living Dead. Za mikrofonem stanęła Monika – dziewczyna, która wraz z zespołem Eva zelektryzowała zimnofalowe środowisko w 2001 roku kowerem The Cure. Zarówno instrumentaliści, jak i Moni na nowym projekcie nie odeszli daleko od korzeni. Lovestory to siedem zimnych, nowofalowych kawałków opętanych post-punkowym transem i nasiąkniętych deathrockowym soundem.

Postawiono na dość charakterystyczne brzmienie - przytłumione, duszne, rzężące. Osobiście przeszkadza mi brak soczystych dźwięków, choć nie da się ukryć, że wydawnictwo jest wystarczająco trupio-zimne, by zadowolić miłośników gotyckiej narkozy. A same piosenki? Nierówne. Od tych z górnej półki (Monumentalny), po takie, które przyjętą stylistyką próbują ukryć brak wyrazistych pomysłów (Lovestory). Niemniej jednak warto sięgnąć po płytę, aby przekonać się, że można w polskim języku śpiewać inaczej niż Anja Orthodox i w dość udany sposób podejmować bolesne tematy (Ulica Wolska). [avatar]

Strona zespołu: https://www.facebook.com/hatestory


Lola Lynch: Vanilla EP (wyd. własne) 


Poznańska odpowiedź na The Lollipops. Zbliżona stylistyka amerykańskiego spatynowego rocka niesionego wyrazistym kobiecym głosem i dialogami dwóch gitar.

Wszystko jest okej, gdy zespół gra miarowe, przybrudzone kawałki, jak świetny Big Guns, gdzie jest i nośna melodia, i odpowiednia dawka hałasu (sporo dzieje się na drugim planie), i jako bonus w stosunku do wspomnianych Lizaków, rozjaśniające brzmienie pojedyncze uderzenia w klawisze pianina. Coffeine jest już trochę gładszy, ale nadal potrafi rozruszać za sprawą zderzenia staroszkolnego brzmienia sekcji rytmicznej z nowocześniejszym riffem w refrenie. No i jest jeszcze zmysłowy głos Marceliny Polniak – a może przede wszystkim on.

Niestety, gdy Lola zwalnia, robi się patetyczna i niestrawna. Berlin ma wszelkie cechy wielkiego przeboju Radia Zet, których nie znoszę. Nie daję rady dosłuchać do końca, przepraszam. [m]


Strona zespołu: http://www.lolalynch.pl


The Complainer: The Shrine The Second - Ultimate Hits Collection (the very last TC (album. This Is It)) (mik.musik!) 


W grudniu ubiegłego roku Wojciech Kucharczyk zakończył działalność pod szyldem The Complainer. Dla wszystkich zasmuconych porozsyłał drogą mailową drugą część The Shrine - autorskiej wizji evergreenów lat 80. ubiegłego wieku. Zestaw wybrał mocny - na drugiej części znalazła się m.in. przeróbka Enola Gay OMD czy Relax Frankie Goes To Hollywood.

Wiadomo, melodie zna każdy. A Kucharczyk je (prawie) wszystkie wyśpiewuje. A ponieważ głos ma nomen omen new-romantikowy i posługuje się nim w sposób wyważony, nie ma się wrażenia zabijania klasyki i porywania się z motyką na słońce. Zresztą, ejtisowe melodie są tylko punktem wyjścia do typowym komplajnerowych odjazdów. O ile jeszcze w takim Don't You Want Me The Human League wyraźnie słychać motyw przewodni (pomijając to, co z nim się dzieje później), to już znany dobrze Relax zmienił się w mało ważnego sampla wciśniętego pomiędzy transowe elektroniczne bulgotki.

Pożegnalne dzieło Complainera to rzecz nie tylko dla miłośników eksperymentów Kucharczyka, ale także dla wielbicieli nieoczywistych kowerów. A jak zdobyć płytę? Wystarczy napisać do samego autora z prośbą o linka, gdyż tylko w taki sposób jest dystrybuowane to wydawnictwo. [avatar]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni