20 maja 2013

Stara Rzeka: Cień chmury nad ukrytym polem (Instant Classic/Few Quiet People, 2013)


Stara Rzeka, czyli solowy projekt Kuby Ziołka, znanego z Ed Wood, Tin Pan Alley, Alameda Trio czy George Dorn Screams, zdążyła sporo namieszać na rodzimej scenie. Debiutancki album już w tej chwili określany jest jako zjawiskowy. Złożył się na to szereg różnych czynników, niekoniecznie muzycznych, chociaż z góry stwierdzam, że są to dźwięki ze wszech miar godne wysłuchania. Mając na uwadze ogromny hype wokół Starej Rzeki, zdecydowałem się zaczekać nieco z recenzją, aby spojrzeć na ten ciekawy album z jak najszerszej perspektywy.

Pierwszy solowy krążek Kuby Ziołka można by pokrótce opisać jako mieszaninę neofolku i akustycznego rocka z elementami black metalu, ambientu, dronu oraz muzyki ilustracyjnej. W żaden sposób nie opisuje to jednak fenomenu muzyki Starej Rzeki, który to należy rozpatrywać na wielu poziomach.

Po pierwsze: poziom muzyczny. Nic bowiem nie jest tu oczywiste. Określone dźwięki definiowane zwykle jako neofolk wędrują drogą skojarzeń z ludowymi melodiami, granymi na akustycznej gitarze wspartej różnego rodzaju unowocześnieniami. Jednakowoż ani tekstowo, ani też przekazem, autor nie zbliża się do folkloru. Sięga głębiej, do dźwięków bliższych naturze, mocno przywiązanych do materii, w pewnym sensie pierwotnych. Takie dźwięki kreuje dla nas gitarą czy organami i taki jest też jego black metal. Słowo metal jest tu zresztą głęboko nieadekwatne. Gdy bowiem Kuba stawia na frenetyczne riffy i wywrzaskiwany wokal, bliższy jest on burzy z piorunami lub trzęsieniu ziemi, niż koncertowi Immortal. Wszystkie wymienione wyżej gatunki muzyczne przeplatają się tu ze sobą w interesujących proporcjach, tworząc konglomerat, który sam autor określa jako brutalizm magiczny. Powrócimy jeszcze do tego określenia.

Po drugie: poziom odbiorcy. Cień chmury nad ukrytym polem doczekał się niesamowitej recepcji wśród miłośników alternatywy, wskazujących nowatorstwo całości i promujących go do tytułu płyty roku. O ile o tym ostatnim możemy dyskutować, o tyle w pierwszym wypadku stawiam veto. Nie licząc kilku eksplozji agresji, nie ma na tej płycie nic, czego wcześniej nie nagrałyby Karpaty Magiczne oraz połowa katalogu Obuh Records. Zresztą utwór tytułowy wiele ma wspólnego z wydaną 3 lata temu Acousmatic Psychogeography Karpat, a Prześwit z ich debiutem - Księgą Utopii. Ambienty kojarzą mi się mocno z projektem Za Siódmą Górą, a pierwotna pulsacja – z formacją Księżyc. Nie chcę w ten sposób deprecjonować twórczości Starej Rzeki, a jedynie wskazać rozentuzjazmowanym odbiorcom, że za tym dziełem stoi 25 lat polskiego neofolku i, jak sądzę, sam autor miał tego pełną świadomość.

Wskazuje to na smutne zjawisko braku konwergencji muzycznej pomiędzy (rzekomo) otwartymi umysłami. Alternatywa kochająca jednocześnie Current 93, The Velvet Underground, czy The Knife nie widzi leżącego pod nosem wielkiego bogactwa własnej neofolkowej czy ambientowej sceny. Tak samo sytuacja ma się z black metalem, który od samego początku adoptował elementy ludowe, a który nagle przestał kojarzyć się miłośnikom „ambitnej sztuki” z muzycznym prymitywizmem. W tej perspektywie debiut Starej Rzeki spełnia ogromną rolę edukacyjną, spinając w jedno wiele gatunków, na które jej odbiorcy pozostawali po prostu głusi.

Po trzecie: poziom dystrybucyjny. Album ten ukazuje się w dwóch formatach: na płycie i na kasecie. Wersja kasetowa różni się zawartością muzyczną. Ma zupełnie inny layout i usunięte są z niej najbardziej agresywne utwory: Przebudzenie Boga Wschodu i Tej nocy. Zastąpiono je za to bardziej ambientowo-akustycznymi: Koroną i 01. Zabieg interesujący, wymuszający na odbiorcy zainteresowanie się obiema wersjami oraz przywracający do łask, zapomnianą już, kasetę magnetofonową. Łączy się to z ogólnym powrotem do tego typu wydawnictw, w czym prym wiodą wytwórnie: Oficyna Biedota i Few Quiet People. Bowiem w dobie powszechnego dostępu do mp3, pewnego rodzaju skromny elitaryzm staje się modą. W dodatku dobrą modą, która przywraca relacjom muzyk-odbiorca właściwe proporcje.

Wreszcie poziom czwarty, filozoficzny i jak sądzę najważniejszy dla kompozytora z Bydgoszczy. Kuba Ziołek opisuje twórczość swoich nowych projektów jako brutalizm magiczny. Namawiam gorąco do przeczytania manifestu filozoficznego, zamieszczonego na facebooku Starej Rzeki oraz Alameda Trio, w którym autor wyjaśnia sens tego „uświęconego materializmu”. Jest to zresztą bardziej pewien styl myślenia, wywodzący się z filozofii Heideggera, niż gatunek muzyczny sensu stricto Jest za to znakomitą klamrą opisującą zawartość Cienia.... Dorzućmy do tego narzeczoną autora, czytającą w utworze tytułowym Der Ister Holderlina (zainspirowanego właśnie Heideggerem) oraz cover My Only Child Nico (The Velvet Revolver), aby zrozumieć, że Ziołek stworzył coś więcej niż po prostu solowy album. Od siebie dodałbym tylko film Jaskinia zapomnianych snów Herzoga, który doskonale koresponduje z recenzowanym krążkiem.

Tym, których nie interesuje filozoficzna strona Starej Rzeki, mogę polecić jej debiutancki album, jako interesującą formę muzycznej kontemplacji. Gitarzysta szuka tu dźwięków pierwotnych, własnej drogi do korzeni muzyki, która w jakiś sposób tkwi w każdym człowieku. Na jednym krańcu tej skali stoi field recording i ciche ambienty, a na drugim królują niepodzielnie Swans. Gdzie znajdziecie na niej Starą Rzekę? Na to pytanie musicie odpowiedzieć sobie już sami. [zeno]
 
Strona artysty: https://www.facebook.com/pages/Stara-Rzeka/158291630950112

4 komentarze:

  1. Nico (The Velvet Revolver)?

    OdpowiedzUsuń
  2. Czepialstwo? Przecież wiadomo, że chodzi o drogę skojarzeń. A większość ludzi kojarzy Nico ze słynnego "banana".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co ma słynny "banan" wspólnego z The Velvet Revolver? Może to czepialstwo, ale w pełni uzasadnione.

      Usuń
  3. Holderin Heideggerem czy odwrotnie? bo chronologia nie za bardzo pozwala...

    OdpowiedzUsuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni