13 lipca 2013
Mirt: Heading South (Backwards, 2013)
To kolejna bardzo dobra płyta Tomasza Mirta, która powinna się spodobać nie tylko miłośnikom elektronicznych dronów.
Heading South jest takim wydawnictwem „w rozkroku”, na którym ścierają się dwa obozy koncepcyjne szefa One Inch Of Shadow. Pierwszy to wyrosłe na bazie field recordingu ambientowe kolaże bez wyraźnego konturu, podlegające nieustannym odkształceniom harmonicznym. Kompozycje Bury Me Here i Hunger zawierają w sobie wszystko, co interesuje muzyków zafascynowanych nagraniami terenowymi - charakterystyczny półmrok w tle, ślady łąkowych rejestracji i atonalne, ulotne fragmenty elektroniki imitujące mikroprzyrodę. Te dwa utwory na wydawnictwie są jedynymi, czystymi dronowymi rozpruwaczami rzeczywistości. W każdy następny utwór wkrada się nieśmiało melodia powodując, że Heading South wykracza poza ambientową niszę z nadzieją na pozyskanie nowych środków ekspresji, a co za tym idzie - słuchaczy.
W Disaster synchroniczne dźwięki są jeszcze dość poukrywane. Miarowy odgłos elektronicznych żab od czasu do czasu przerywają tachykardyczne zakłócenia pracy ich widmowego serca - ale to, czym intryguje kompozycja, to eteryczne dźwięki trąbki. Instrument ten brzmi tu bardzo nowoorleańsko i jest miejscami w przemyślany sposób zagłuszany przez pisk oscylatora. Sprawia to, że rozdygotane fragmenty partii instrumentu zdają się atakować słuchacza z każdej strony. Papa Legda ma wyraźny rytm zwiastowany rozrzuconymi dźwiękami dzwonów i nieśmiałymi dmuchnięciami w coś dętego, ale w drugiej minucie wchodzi typowo synth-popowy klawisz, który ciągnie chłodną melodię do końca utworu. Po drodze przytrafiają się jeszcze grobowo brzmiące wokalizy i złowieszcze cykania komputerowych świerszczy. To wystarczy, by odsunąć od myśli jakiekolwiek ambientowe powiązania. Na podobnej zasadzie działa South - tu sowia mikromelodia wybrzmiewa niczym samotna boja morska umieszczona na falach. To znika, to pojawia się, ginie, wynurza - ale ona jest cały czas; choć niepewna i ulotna, potrafi skusić syrenim powabem.
Wisienką na torcie jest utwór o indeksie 2. Soul jest świetną slow-core’ową kompozycją. Mirt już na płycie Handmade Man w tytułowym utworze pokazywał, że nie obca jest mu introwertyczna melodia i leśny śpiew. Tutaj swoją koncepcję wzniósł na wyższy poziom. Upiorny walczyk, który jest podstawą Soul, uzyskał za pomocą dostojnie kroczącej gitary, wypełnił dość niewinnymi ornamentami, by w którymś momencie przywalić splotem gardłowego krzyku, przesterowanej gitary i jazzującej trąbki, co wywołuje prawdziweciarki. Oj, gdyby Tomasz postanowił nagrać całą taką „piosenkową” płytę wymiótłby z rynku niejednego wysoko aspirującego alternatywnego artystę.
Heading South jest doskonałą wizytówką Mirta świadczącą, że jako muzyk wypracował własny, rozpoznawalny już styl. To również dowód, że ambient działa na tych samych zasadach, co każdy inny gatunek muzyczny. To nie bezmyślne, improwizowane kręcenie gałkami, a złożony proces, który najpierw powstaje w głowie, a następnie poprzez wczesne wersje, dema, odrzuty nabiera finalnego, intrygującego kształtu. [avatar]
Strona artysty: https://www.facebook.com/pages/Mirt/307674845923132
Autor:
we are from poland
Etykiety:
ambient,
electronic,
experimental,
field recording,
instrumental,
LP
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni
-
Mimo że rok 2009 powoli odchodzi w przeszłość, ciągle jeszcze skrywa nieodkryte skarby, które sprawiają, że nie możemy o nim zapomnieć. Oto...
-
Lata 80. w polskiej muzyce popularnej są jak przybrzeżne wody najeżone rafami i niebezpiecznymi szczątkami rozbitych statków. Żeglowanie ...
-
Gdyby cała płyta była taka jak piosenka numer jeden…
-
Tworzenie sztuki i głowa do interesów nie zawsze idą w parze, ale jeśli ktoś ma zdolności organizacyjne i siłę przekonywania może spróbować ...
-
Piotr Brzeziński idzie śladem Vaclava Havelki z czeskiego Please The Trees i podbija Europę swoją singer/songwriterską interpretacją co...
-
Gdyby CKOD mieli zadebiutować w drugiej dekadzie XXI wieku, brzmieliby jak WKK.
-
Pamiętacie pierwszą płytę gdyńskiego tria? The Bell ukazał się cztery lata temu i w większości recenzji podstawowym „zarzutem” było stwie...
-
Spontaniczny projekt m.in. Marcina Loksia (dawniej Blue Raincoat) i Kuby Ziołka (Ed Wood, Tin Pan Alley) ma szansę przerodzić się w coś trw...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz