Dość zachowawcze altrockowe granie z przykuwającymi uwagę tekstami.
„Miss Hapen dołącza zatem do ekip grających muzykę środka – wpadającą w ucho, chwytliwą, bazującą na znanych patentach, ale wciąż mającą do zaoferowania coś więcej niż tylko brzmiącą znajomo melodię” - tak o debiutanckiej EP-ce zespołu pisaliśmy trzy lata temu. W związku z wydaniem długogrającego debiutu należy tę tezę powtórzyć.
Przez wspomniany czas ekipa z Trójmiasta doszlifowała brzmienie, poupychała tu i ówdzie szereg ozdobników, ale dusza pozostała ta sama. Przez jedno pe przynosi jedenaście chropowatych, ale niepozbawionych melodii rockowych piosenek.
Największą wadą płyty jest brak jakichkolwiek wyróżniających się cech. Ot, kolejny zespół grający alternatywnego rocka z chwytliwymi refrenami. Kruczek polega na tym, że muzycy dość dobrze opanowali swe instrumenty i albumu zwyczajnie dobrze się słucha. Melodie melodiami, ale w warstwie muzycznej nie jest już gładko. Gitara Marka Kaczerzewskiego dość często skręca w przester, a riffy nabierają schizofrenicznego posmaku. Zdarza się, że na pierwszy plan wybija się kłujący bas Pawła Zagórskiego, a perkusista Piotr Abraham już w pierwszej zwrotce stosuje patenty, które zwykle mają miejsce w finałach utworów. Dzięki temu Przez jedno pe jest dość zróżnicowane (mimo przeważającej liczby kawałków utrzymanych w tempach średnich). Znalazło się miejsce na indie-rockową tuptajkę (Zima nad wodą), motoryczny walec (Sowa, córka piekarza), strukturalny połamaniec (JaTyOn) czy Foo-Fightersowy wygrzew (Publicite).
Choć potrafią brzmieć dość optymistycznie (Pocałunek, wikt i opierunek), to z mrokiem im najbardziej do twarzy. Najlepszy przykład - cover Bajmu. Tym razem nie udało się nagrać czegoś tak dobrego jak Twoja Lorelei znana z EP-ki Minus czterdzieści. Totalnie nie wyszedł im refren W drodze do jej serca. Ale tylko refren - zwrotki są cudownie zgrzytające i na tyle schizofreniczne, że lekki wydźwięk oryginału piosenki Beaty Kozidrak zmienia się tu w socjopatyczną deklarację.
Duża w tym zasługa wokalisty Kuby Krzyśkowa. Jego chłopięcy, nieco zlękniony głos jest tym, czym Miss Hapen powinna się wyróżnić od zastępu podobnie grających kapel. Facet ma w sobie niespodziewane pokłady żółci, zła, psychoz, neuroz, lęków i niezagojonych krzywd, - aż dziw, że ubiera to wszystko w tak zgrabne piosenki. Przez noc szperamy w czarnej szufladzie/ Uczymy się ich wnętrza nawzajem, tak zwyczajnie/ Okruchy niedawnych wspólnych deserów/ Na palcach i w garściach/ Z daleka od algorytmów. Tak wygląda wspomnienie wspólnych chwil Jakuba spędzonych z kimś gdzieś nad morzem. W zimie! Latem za to wręcza bukiet czarnego bzu. Widziałem wczoraj cię/ Bardzo podrożał dzisiaj chleb/ Zabrakło drobnych mi/ Zerwałem czarne bzy/ Oglądam stare zdjęcia sprzed pięciu lat/ Nie pamiętasz już/ Że zerwałem dla ciebie kwiat. Depresyjnej symboliki w tekstach Krzyśkowa jest mnóstwo. Puste pokoje, otwarte drzwi, dolne regały. A jedyni przyjaciele to Jacek, Daniel i Chodzący Johnny. A jednak potrafi to podać w zaskakującym kontekście, bez banału i prostackich wniosków w stylu "już mnie nie kochasz, więc giń, albo ja zginę".
Jedyny minus Jakuba to wyczuwalne spięcie w odśpiewywanych liniach melodycznych. Nagranie płyty trwało zaledwie dziesięć godzin, więc zespół sprężył się, by w tym czasie wszystko wyszło mega profesjonalnie, bez zbędnych powtórek. Najbardziej słychać to w wokalu. We wcześniejszych nagraniach u Krzyśkowa było więcej luzu.
Przez jedno pe nie przyda się jako soundtrack do samochodu, biegania czy odkurzania. Sekretną siłą albumu jest uczestnictwo w pogmatwanej wyobraźni pana u mikrofonu. Gdy tak podejść do słuchania, dźwięki nabierają więcej sensu i zaskakująco udanie dopełniają warstwę liryczną. [avatar]
Strona zespołu: https://www.facebook.com/misshapenpl
„Miss Hapen dołącza zatem do ekip grających muzykę środka – wpadającą w ucho, chwytliwą, bazującą na znanych patentach, ale wciąż mającą do zaoferowania coś więcej niż tylko brzmiącą znajomo melodię” - tak o debiutanckiej EP-ce zespołu pisaliśmy trzy lata temu. W związku z wydaniem długogrającego debiutu należy tę tezę powtórzyć.
Przez wspomniany czas ekipa z Trójmiasta doszlifowała brzmienie, poupychała tu i ówdzie szereg ozdobników, ale dusza pozostała ta sama. Przez jedno pe przynosi jedenaście chropowatych, ale niepozbawionych melodii rockowych piosenek.
Największą wadą płyty jest brak jakichkolwiek wyróżniających się cech. Ot, kolejny zespół grający alternatywnego rocka z chwytliwymi refrenami. Kruczek polega na tym, że muzycy dość dobrze opanowali swe instrumenty i albumu zwyczajnie dobrze się słucha. Melodie melodiami, ale w warstwie muzycznej nie jest już gładko. Gitara Marka Kaczerzewskiego dość często skręca w przester, a riffy nabierają schizofrenicznego posmaku. Zdarza się, że na pierwszy plan wybija się kłujący bas Pawła Zagórskiego, a perkusista Piotr Abraham już w pierwszej zwrotce stosuje patenty, które zwykle mają miejsce w finałach utworów. Dzięki temu Przez jedno pe jest dość zróżnicowane (mimo przeważającej liczby kawałków utrzymanych w tempach średnich). Znalazło się miejsce na indie-rockową tuptajkę (Zima nad wodą), motoryczny walec (Sowa, córka piekarza), strukturalny połamaniec (JaTyOn) czy Foo-Fightersowy wygrzew (Publicite).
Choć potrafią brzmieć dość optymistycznie (Pocałunek, wikt i opierunek), to z mrokiem im najbardziej do twarzy. Najlepszy przykład - cover Bajmu. Tym razem nie udało się nagrać czegoś tak dobrego jak Twoja Lorelei znana z EP-ki Minus czterdzieści. Totalnie nie wyszedł im refren W drodze do jej serca. Ale tylko refren - zwrotki są cudownie zgrzytające i na tyle schizofreniczne, że lekki wydźwięk oryginału piosenki Beaty Kozidrak zmienia się tu w socjopatyczną deklarację.
Duża w tym zasługa wokalisty Kuby Krzyśkowa. Jego chłopięcy, nieco zlękniony głos jest tym, czym Miss Hapen powinna się wyróżnić od zastępu podobnie grających kapel. Facet ma w sobie niespodziewane pokłady żółci, zła, psychoz, neuroz, lęków i niezagojonych krzywd, - aż dziw, że ubiera to wszystko w tak zgrabne piosenki. Przez noc szperamy w czarnej szufladzie/ Uczymy się ich wnętrza nawzajem, tak zwyczajnie/ Okruchy niedawnych wspólnych deserów/ Na palcach i w garściach/ Z daleka od algorytmów. Tak wygląda wspomnienie wspólnych chwil Jakuba spędzonych z kimś gdzieś nad morzem. W zimie! Latem za to wręcza bukiet czarnego bzu. Widziałem wczoraj cię/ Bardzo podrożał dzisiaj chleb/ Zabrakło drobnych mi/ Zerwałem czarne bzy/ Oglądam stare zdjęcia sprzed pięciu lat/ Nie pamiętasz już/ Że zerwałem dla ciebie kwiat. Depresyjnej symboliki w tekstach Krzyśkowa jest mnóstwo. Puste pokoje, otwarte drzwi, dolne regały. A jedyni przyjaciele to Jacek, Daniel i Chodzący Johnny. A jednak potrafi to podać w zaskakującym kontekście, bez banału i prostackich wniosków w stylu "już mnie nie kochasz, więc giń, albo ja zginę".
Jedyny minus Jakuba to wyczuwalne spięcie w odśpiewywanych liniach melodycznych. Nagranie płyty trwało zaledwie dziesięć godzin, więc zespół sprężył się, by w tym czasie wszystko wyszło mega profesjonalnie, bez zbędnych powtórek. Najbardziej słychać to w wokalu. We wcześniejszych nagraniach u Krzyśkowa było więcej luzu.
Przez jedno pe nie przyda się jako soundtrack do samochodu, biegania czy odkurzania. Sekretną siłą albumu jest uczestnictwo w pogmatwanej wyobraźni pana u mikrofonu. Gdy tak podejść do słuchania, dźwięki nabierają więcej sensu i zaskakująco udanie dopełniają warstwę liryczną. [avatar]
Strona zespołu: https://www.facebook.com/misshapenpl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz