21 października 2009

Obserwator: The Malkontents

To ponarzekajmy. Indie-rock, new garage revival, dance punk pokryły się kilkoma metrami ziemi grzecznie spoczywając w dębowej trumnie. The Strokes, The Libertines oraz Franz Ferdinand powiedzieli wszystko w tym temacie. Poza nielicznymi wyjątkami wyrastające niczym grzyby po deszczu zespoliki to tylko zgraja marnych epigonów próbujących płynąć na fali mody. Liczą się trampki, grzywki i ciuchy z H&M. Miałkie kompozycje, wielkie ego, medialna arogancja muzyków przekładają się na wtórność kompozycji. Prawdziwą wiochą zalatuje nazwa grupy zaczynająca się od The i kończąca na -s. Ze świecą szukać oryginalności i świeżości. W gówniarzach nie ma emocji, jedynie pozerka. Trzeba być ślepym, by nie zauważyć, że pod koniec 2009 roku słucha się czegoś innego i obecne trendy wręcz wyśmiewają gitarową rockerkę.

A ja na przekór kolejny raz dam wyraz swemu skorodowanemu gustowi i napiszę parę ciepłych słów o młodym zespole wyklutym gdzieś na niewidzialnej linii łączącej Gliwice z Będzinem. The Malkontents to klasyczny przykład „nowej rockowej rewolucji” o wyraźnych brytyjskich korzeniach. Gdyż co odkrywczego można powiedzieć o muzyce Malkontentów? Granie leży niedaleko półki z napisem Oasis, wokalista przyzwoicie sobie radzi z brytyjskim angielskim, tworzy rajcujące linie melodyczne, gdy sytuacja tego wymaga - rozedrze się jak należy. Pozostali muzycy również dobrze wiedzą, że ich twórczość ma przede wszystkim bawić - stąd bardzo duży ładunek przebojowych chwytów zachęcających do parkietowych szaleństw.

Jeśli wziąć pod lupę poszczególne kawałki, sprawa wygląda jeszcze lepiej. Let The Rock Play zaczyna od pełnego werwy riffu, by w gładki sposób przejść do śpiewnej zwrotki w towarzystwie sfuzzowanej gitary. Refren aż prosi się o kontakt z publicznością na koncercie. Wyobraźmy sobie jak cała sala krzyczy Let! The! Rock! Play! Na Words Of Goodbye pocisk przebojowości jest jeszcze większy. Gdyby kawałek miał należytą promocję, nieźle namieszałby w studenckich rozgłośniach radiowych. Time Fuse SuperXiu mógłby poczuć się realnie zagrożony. Całkiem przyjemnie sobie radzi również My Faith Is Slowly Fading. Gównie dzięki drugiej części, gdzie wokalista Cezary Nowak przejmująco śpiewa Don’t you loose my love. Jedynie Bracing Song nie przypadł mi do gustu. Jak dla mnie to takie pitu-pitu jakich wiele, typowy zapychacz. Na muzzo.pl można jeszcze usłyszeć cover Teardrop Massive Attack. Jako żart spisuje się doskonale, jednak stylem odstaje od autorskich kompozycji.

I co z tego, że taki indie-rock najlepsze lata ma za sobą? Dobre piosenki w połączeniu z charyzmą muzyków zawsze mogą liczyć na podatny grunt. A The Malkontents smęcenie mają tylko w nazwie. Póki co - serwują nam lekkostrawną energetyczno-muzyczną witaminę C. [avatar]

Strona zespołu:
http://www.myspace.com/themalkontents

2 komentarze:

  1. Dzięki za miłe słowa!
    Już niedługo zobaczycie zespół w nowej odsłonie :)

    OdpowiedzUsuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni