Tak sobie patrzę na okładkę debiutanckiej płyty Hatifnats i zastanawiam się, skąd ja znam ten obrazek. No tak, ostatnie U2. To skojarzenie trochę zbiło mnie z tropu, bo są to zupełnie odmienne bajki muzyczne. Porównywać się nie da, ale od skojarzeń uciec też trudno.
Hatifnats są kolejnym młodym zespołem, który został okrzyknięty nadzieją i rewolucją polskiej muzyki. Trio z Warszawy zaczęło już kilka lat temu pojawiać się na składankach, byli grywani w radiu, uczestniczyli w przeróżnych festiwalach, z tymi największymi włącznie. Na jednym z nich miałam okazję zobaczyć ich występ na żywo. Choć sam koncert nie zrobił na mnie większego wrażenia, to wyniosłam z niego ważną informację – w tym zespole śpiewa facet! Bo, przyznam się szczerze, byłam przekonana, że mamy tu do czynienia z wokalistką. No cóż.
Jaka jest więc ta płyta? Niestety trochę monotonna. Brakuje w niej jakiś charakterystycznych, wyrazistych punktów zaczepienia. Nawet gdy uważnie się wsłuchujemy i staramy skupić na melodii, wszystko się nam rozmywa. Brakuje mi także w niej większego nacisku położonego na stronę wokalną. Zaczyna się bardzo spokojnie, wprowadzając nas w klimaty przyjemnego dream popu. Jednak z każdą chwilą trwania utworu Towards The Last Sunset zaczynamy odczuwać pewien niepokój. Robi się bardziej mrocznie i nieprzewidywalnie. Płynnie przechodzimy do Word 2 i do oryginalnego głosu Michała Pydo, który na tej płycie brzmi, jakby śpiewał do nas z kosmosu chyba. Efekty specjalne nigdy nie robiły na mnie wrażenia, nawet w filmach z Brucem Willisem, a w tym przypadku nakładanie dźwięków i pogłos w tle psują spójność i harmonijność wymowy całości. Melodie brzmią naprawdę świetnie, choćby gitarowa końcówka Horses From Shellville. Jednak po przesłuchaniu 10 utworów, które są do siebie bardzo podobne, nawet to przestaje robić większe wrażenie. Na tle całości wyróżniają się oczywiście single, z którymi mogliśmy się osłuchać już jakiś czas temu, na przykład Waking In The Dark. Także numer Mathematix może zwrócić uwagę poprzez wolniejsze tempo, wyciszenie niepotrzebnych dźwięków, przez co staje się bardziej wyrazisty w swojej formie.
To nie jest zła płyta. Jest za mało frapująca, nie potrafi przykuć naszej uwagi swoją zawartością. Podczas słuchania Before It Is Too Late pojawia się taki moment, kiedy przestajemy zwracać uwagę na to, co wydobywa się z głośników. Może być i tak, że po prostu to ja nie mam zbytniej cierpliwości do stylu, który prezentuje trio. Ale to nie zmienia faktu, że pojedynczy utwór nie zachęca mnie do zapoznania się z dalszymi. Choć z drugiej strony, kiedy usłyszę gdzieś ich piosenkę, od razu będę wiedziała, z jakim zespołem mam do czynienia. Co z tego, że nie rozróżnię utworu. [spacecowboy]
Waking In The Dark
Strona zespołu: http://www.myspace.com/hatifnats
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni
-
Mimo że rok 2009 powoli odchodzi w przeszłość, ciągle jeszcze skrywa nieodkryte skarby, które sprawiają, że nie możemy o nim zapomnieć. Oto...
-
Lata 80. w polskiej muzyce popularnej są jak przybrzeżne wody najeżone rafami i niebezpiecznymi szczątkami rozbitych statków. Żeglowanie ...
-
Gdyby cała płyta była taka jak piosenka numer jeden…
-
Tworzenie sztuki i głowa do interesów nie zawsze idą w parze, ale jeśli ktoś ma zdolności organizacyjne i siłę przekonywania może spróbować ...
-
Piotr Brzeziński idzie śladem Vaclava Havelki z czeskiego Please The Trees i podbija Europę swoją singer/songwriterską interpretacją co...
-
Gdyby CKOD mieli zadebiutować w drugiej dekadzie XXI wieku, brzmieliby jak WKK.
-
Pamiętacie pierwszą płytę gdyńskiego tria? The Bell ukazał się cztery lata temu i w większości recenzji podstawowym „zarzutem” było stwie...
-
Spontaniczny projekt m.in. Marcina Loksia (dawniej Blue Raincoat) i Kuby Ziołka (Ed Wood, Tin Pan Alley) ma szansę przerodzić się w coś trw...
trafna recka.
OdpowiedzUsuńBardzo trafna, bo fala wazeliny jest prawie na wszystkich portalach...
OdpowiedzUsuńpłyta ok ale wokal zepsuty masą masą reverbu, już nawet tony delaya na gitarze nie rażą tak bardzo jak ten wokal
OdpowiedzUsuńa ja naprawdę czekałem na tę płytę
a teraz jak już jest to jej nie mogę słuchać
Za bardzo ich hypowali przed tą płytą i im się pupach poprzewracało.
OdpowiedzUsuńBardzo słabo słychać bębny i bass. Nie lubię tak bardzo wyeksponowanego wokalu.
"Bardzo słabo słychać bębny i bass"
OdpowiedzUsuńw ogóle bardzo słabe bębny...
Już się tak nie znęcajcie nad tą płytą, nie jest taka zła przecież, ma momenty. Takie Waking in the dark to naprawdę śliczna piosenka. To pisałem ja, [m]
OdpowiedzUsuńBębny cofnięte w produkcji, chyba braki techniczne trzeba było zakryć. Szkoda, że po raz kolejny można rzec: "miało być pięknie a wyszło jak zawsze":(
OdpowiedzUsuńprzedobrzyli. gdyby nagrali to w stylu ich poprzednich nagrań z gitarami na wzmaku i mocnym basem to szczerze w tym momencie już kupowałbym ich płytę, ale to co usłyszałem w radiu mnie nie jarca.
OdpowiedzUsuńoj tak zgadza się, słoik wazeliny stelmiego i tego typu to zła droga dla zespołu!!!
OdpowiedzUsuńCholera, spieprzyli robote z ta produkcja. Nalozono za duzo poglosow, za mocno wokal. Slabo brzmi bas i perkusja. Mam wrazenie, ze za daleko odlecieli z dreampopem.
OdpowiedzUsuńW najbliższy czwartek wywiad na żywo e sprawcami całego zamieszania na www.radioaktywne.pl
OdpowiedzUsuńRedaktot Stelmi w ogole ma tendencje to jarania sie zespołami których tak na prawde mało ludzi chce słuchać.. Chyba od tej miłości do Briana M. to już mu sie w głowie poprzewracłao..;)
OdpowiedzUsuń