Jeszcze całkiem niedawno byli w Obserwatorze, dziś już mogą się pochwalić debiutancką płytą. I choć z oślim uporem nazywają ją EP-ką, to wydawnictwo zdecydowanie zasługuje na określenie „płyta długogrająca”. Siedem utworów, fizyczny nośnik (uwaga, obok CD wychodzi też kaseta!), wydawca – to nie jakaś tam internetowa empetrójkowa EP-ka. Zespół ma swoją wizytówkę i to wizytówkę – bez owijania w bawełnę - bardzo udaną.
Muzykę The Spouds cechuje mroczna, dekadencka atmosfera. Uwypuklona przez pojawiający się nieoczekiwanie saksofon. Jego dźwięki w Broken Sounds – jedynej kompozycji znanej z demo, dość mocno przearanżowanej – pogłębiają wrażenie obcości i niepokoju. To zresztą jeden z najlepszych momentów na płycie. Desperackie refreny atakują charczącą ścianą gitar, w zwrotkach w uszy wrzyna się drażniący efekt przerywacza. W ten klimat wprowadza pierwszy w kolejności numer Running With Scissors. Świetna dwugłosowa narracja i refren wbijający w ziemię prostackim, ale potężnym riffem. W finale trochę dysonansowego chaosu. Jeśli chodzi o dysonans, to w 11 mamy bardzo oczywiste nawiązanie do twórczości Sonic Youth. Utwór brzmi wręcz jak jakaś zagubiona piosenka Kim Gordon (jeno głos trochę jej zgrubł). Dużo pięknego hałasu generują chłopaki w Absent Lovers. Zaczyna się od długiego sprzężenia zwrotnego. Potem nerwowy rytm, jazgoczące w obu kanałach gitary. Skoki dynamiki: łagodnie płynące zwrotki i głośne, rozedrgane refreny. Fajna niespodzianka w postaci rozbudowanej partii instrumentów perkusyjnych. Słychać, że zespół poszukuje rozwiązań, które urozmaicą dość jednorodną formułę stylistyczną. Moim ulubionym nagraniem jest No Light. Powolny, ciężki, nawet odrobinę melodramatyczny. Świetnie zaśpiewany (chociaż pewnie znajdą się osoby narzekające na akcent wokalisty). Słuchamy:
Trochę rozczarowuje końcówka. O ile przedostatniemu Dreamlife Of Angels można wybaczyć brak pomysłu na rozwinięcie kompozycji, to już finał powinien być zdecydowanie bardziej zapamiętywalny. A Crisisowi niestety brakuje jakiegoś znamienia, blizny, cechy szczególnej. Fakt, że kończy się ujadaniem wzmacniaczy i sonicznymi sprzęgami jeszcze nie czyni go wielkim.
Serenity Is Only A Brainwave to niezła płyta. Przedzieranie się przez gęstwinę brudnych riffów, zgrzytów i jęków gitar sprawia sporą satysfakcję. Jak na zespół z tak krótkim stażem jest naprawdę obiecująco. A na koncertach pewnie jeszcze lepiej. [m]
Strona zespołu: http://www.myspace.com/thespouds
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni
-
Mimo że rok 2009 powoli odchodzi w przeszłość, ciągle jeszcze skrywa nieodkryte skarby, które sprawiają, że nie możemy o nim zapomnieć. Oto...
-
Lata 80. w polskiej muzyce popularnej są jak przybrzeżne wody najeżone rafami i niebezpiecznymi szczątkami rozbitych statków. Żeglowanie ...
-
Gdyby cała płyta była taka jak piosenka numer jeden…
-
Tworzenie sztuki i głowa do interesów nie zawsze idą w parze, ale jeśli ktoś ma zdolności organizacyjne i siłę przekonywania może spróbować ...
-
Piotr Brzeziński idzie śladem Vaclava Havelki z czeskiego Please The Trees i podbija Europę swoją singer/songwriterską interpretacją co...
-
Gdyby CKOD mieli zadebiutować w drugiej dekadzie XXI wieku, brzmieliby jak WKK.
-
Pamiętacie pierwszą płytę gdyńskiego tria? The Bell ukazał się cztery lata temu i w większości recenzji podstawowym „zarzutem” było stwie...
-
Lista zespołów, których twórczość inspiruje muzyków Setting The Woods On Fire, jest dość pokaźna. Mamy na niej i Sonic Youth, i Appleseed Ca...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz