26 lutego 2012

Przepraszam: Przepraszam (wyd. własne, 2012)


W tej recenzji nie będzie żadnego żartu związanego z nazwą zespołu. To dobre dla nowicjuszy!

A my przecież znamy się z Przepraszam od czterech lat, kiedy to pojawili się po raz pierwszy na łamach WAFP. Kawał czasu, przez który o warszawskim kwintecie było słychać coraz mniej, aż ślad po nim całkiem zaginął. Wrócili z wydanym własnym sumptem longplejem, będącym podsumowaniem dotychczasowej kariery – znajdują się na nim głównie piosenki fanom dobrze znane. Na szczęście nie zrobiono im krzywdy, jak to czasem bywa, kiedy zespół na siłę próbuje odświeżyć wizerunek.

Początek albumu jest jednak dość zaskakujący. Surowy temat gitary i punkowa perkusja połączona z krzykliwymi wokalami i dziwacznym dźwiękiem generowanym przez maszynerię producenta Wojcka Czerna – czy Noga to nie jakiś zapomniany numer Kawałka Kulki z sesji do Nocy poza domem? Zaraz potem wracamy do znajomych brzmień i – piosenek. Po urokliwej, formalnie nieźle pokombinowanej Walizce (ten noise’owy finał!) nadciągają znane hity: Czarownica, Sąsiad, Świeczka – w wersjach niewiele różniących się od tych z 2008 r. Może brzmią bardziej surowo i dynamicznie – bo takie było założenie tej nagranej na setkę w słynnym Rogalowie Analogowym płyty. Stąd świetny sound basu, głośna perkusja i zrywająca włosy moc gitar, gdy Maciej „Kacza” Kaczyński w furii wdepnie przester. W tym „debestofie” nie zabrakło też kultowego Kasetona. Co ciekawe, ta wydawałoby się jednorazowa historia (ileż razy można słuchać tego samego monologu Grześka Uzdańskiego?) przy kolejnych przesłuchaniach wcale nie nudzi – to po prostu kawałek świetnie napisanej prozy. Tego ranka obudziłem się, jak co ranka, z potwornym bólem głowy. W gardle zaschło jak nie wiem co, a to, co działo się w żołądku, wymyka się opisowi. Zdjąłem z siebie bezwładną, ciepłą rękę Julii, przewróciłem się na drugi bok i sięgnąłem po butelkę ginu. Była pusta, ja pierdolę. Wstałem i powlokłem się do kuchni... Taaak, jest tego więcej.

Z niepublikowanych wcześniej kompozycji: Maks, zachwycający zmianami klimatu i fantastyczną linią wokalu Joanny Sokołowskiej, zbudowaną na powtarzanej frazie Bo już czas mieć świat u stóp. W środku wrzask jak ze starych kawałków The B-52’s, grunge’owa jazda gitary i słodka popowa końcówka (ten drugi głos jakby podebrany Basi Wrońskiej). Poezja trwa ponad osiem minut, ale jak ten czas szybko mija! Historia sportowca, który odkrywa w sobie poetyckie powołanie, nie tylko bawi, ale i wzrusza, porusza bogactwem środków wyrazu i zabójczą ekspresją. Majstersztyk! I jeszcze jeden cud prawdziwy (i wcale nie mam tu na myśli Cudu, zaśpiewanego gościnnie przez Jacka „Budynia” Szymkiewicza, choć to również fajna piosenka) – Weselny. Może tytuł nieco mylący, ale to najpiękniejsza polska piosenka o miłości, jaką słyszałem w tym roku. Posłuchajcie tego tekstu, który od grubego żartu przechodzi do wzruszającego wyznania miłosnego. Puśćcie go swojej dziewczynie, najlepiej kiedy będziecie razem leżeć w łóżku po... Wiecie, po czym.

Połączenie nieobliczalnego rocka z kabaretem i ironiczną poezją. To się nie musiało udać, ale wyszło cholernie dobrze. Będziecie tego słuchać, to się do was przyczepi. [m]

Weselny:



Strona zespołu: http://www.przepraszam.com.pl

Premiera 29 lutego. Płyta będzie dostępna na stronie zespołu.

1 komentarz:

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni