18 sierpnia 2012

FSN: Pandora EP (wyd. własne, 2012)


FSN, czyli Adam Bejnarowicz, dał się poznać na trzeciej części składanki trójkowej Offensywy utworem Little Things. Kompozycja świetna, z pełną emocji grą na fortepianie kojarzącą się ze stylem Olafura Arnaldsa, z duszną postrockową oprawą. Przygoda z Trójką nie doczekała się ciągu dalszego. Bejnarowicz raz na parę miesięcy rzucał fanom pojedyncze kompozycje, ale nosiły one bardziej znamiona szkiców powstałych w czasie wolnym od grania w innych składach. Jednak FSN powrócił z nową EP-ką, anonsowaną jako pierwsze w Polsce wydawnictwo djentstepowe.

Czym jest djentstep? Google podpowiada, że to mix dubstepu i metalu. Być może. Na moje ucho Pandorę można śmiało zaliczyć do kategorii post rock. Choć elementy wspomnianych gatunków występują w znacznych ilościach. Utwór nr 1 (kompozycje nie posiadają tytułów, choć zgaduję, że track trzeci nosi nazwę Eden) to powoli rozwijające się pasaże fortepianowe, nabierające mocy z każdą sekundą. Towarzyszy im automat perkusyjny, którego program dobrze imituje pracę postrockowych pałkerów. Adam dobrze czuje się siedząc przy fortepianie, jego gra jest pełna dynamiki i zręcznych zmian tempa. W podobny sposób skonstruowany jest utwór nr 2. Bardzo wolno się rozwija, przedstawiając kolejne instrumenty. Oczywiście, doskonale zdajemy sobie sprawę, że pod koniec nastąpi hałaśliwa kulminacja, jednak na przestrzeni czterech minut ucho cieszy zarówno elektroniczny flet, jak i mocne uderzenia w klawisze. 

Początek kawałka trzeciego przypomina dokonania Arnaldsa, jednak melancholijny klimat dość szybko zmienia się w rasowy postrockowy walec, tak charakterystyczny dla chociażby California Stories Uncovered. Ale od połowy coś się zmienia - włącza się twarda, oscyloskopowa elektronika i numetalowe cięte riffy. Czwórka już odważniej eksploruje nowe tereny. Tym razem komputer przejmuje pierwsze skrzypce i atakuje powykrzywianymi efektami i loopami. W tle walczą o pierwszeństwo ciężkie gitarowe partie. Z jednej strony robi to wrażenie, z drugiej szybko się o tym zapomina, gdyż w utworze nie ma nic, co przylepiłoby się do pamięci na dłużej. O kończącym EP-kę #5 można powiedzieć, że... ładnie kończy EP-kę. Ot, przyzwoite post-rockowe plumkanie z połamaną perkusją i gdzieniegdzie zaznaczonym numetalowym świdrem.

Z podsumowaniem jest problem, gdyż skoro to pierwsze takie wydawnictwo w Polsce, to nie ma podstaw do wyrokowania, czy FSN poradził sobie z przeniesieniem tego gatunku na nasz grunt lepiej od innych. Dubstepu tu niewiele, basów chyba wcale, a i metal taki zbyt nu-metalowy. Ale ja się nie znam. Wiem tylko tyle, że fani post rocka posłuchają tej EP-ki z ciekawością. [avatar]

 

Strona artysty: https://www.facebook.com/fsn.music

3 komentarze:

  1. Mi niestety zupełnie, a zupełnie to nie podeszło, nie byłem w stanie przesłuchać jednego dźwięku, a co dopiero coś o tym napisać, cóż Bejnarowicz będzie musiał obejść się smakiem i Wafpową recką, ja tam swojej nie dam, bo zwyczajnie nie lubię :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ta imitacja postrockowych pałkerów brzmi okropnie. Ja podziękuję, wracam do konwencjonalnego post-rocka :)

    OdpowiedzUsuń
  3. nie rozumiem tego całego hejtingu... dla mnie bardzo dobry projekt. szczególnie ostatni numer.

    OdpowiedzUsuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni