9 kwietnia 2014

Już Nie Żyjesz: Nieświat (Machineries, 2014)


A gdyby jutra nie było?

Depresyjny, apokaliptyczny nastrój zdominował drugą płytę łódzkiego Już Nie Żyjesz. Definiuje ją już otwierający album krótki utwór Gdy nie nadejdzie jutro, w którym wokalista Paweł Strzelec maluje sugestywny obraz świata bez przyszłości. Świetnie koresponduje z tym tekstem teledysk – czarna postać wokalisty na tle wnętrza potężnej świątyni, niepokojące cienie zakapturzonych mnichów i ponure filtry nałożone na obraz. Będzie srogo.

Dodam, że jest to znacznie lepsza rzecz od debiutu ESKPZM sprzed prawie dwóch lat. Nie napotkamy tu mielizn i grząskich piasków umykającej uwagi. Nieświat trzyma w napięciu niemal bez przerwy, a kompozycje zostały tak ułożone, by wzmagać dramaturgię aż do zaskakującego finału. Zespół wreszcie znalazł złoty środek na połączenie miłości do zimnej fali i punkowej wrażliwości. Charakterystyczne klawisze Grzegorza Fajngolda idealnie wpasowują się w elektroniczną, chłodną bazę utworów, ocieplaną przez ejtisowe akordy gitary Mariusza Wątroby. Nawet wokal Strzelca dzięki sprytnemu zastosowaniu efektów i filtrów sprawia mniej irytujące wrażenie, wreszcie stanowi integralną część piosenek.

Blask słońca mrozi nam kość i można nie wytrzymać i można mieć dość – śpiewa w Blasku Strzelec i podobny wydźwięk ma większość tekstów. Jeśli opisują relacje międzyludzkie, to ukazując zobojętnienie, rezygnację, bezradność kwitowaną wzruszeniem ramion. To świat, w którym podstawowe uczucia i wartości tracą swoją wartość: stajemy się sobie coraz bardziej obcy i zbędni. Przerażające?

Nieświat napchany jest dobrze znanymi, ale świetnie zrealizowanymi pomysłami aranżacyjnymi i brzmieniowymi. Choć mógłbym się przyczepić do czasem zbyt nachalnego bitu (choćby refren Blasku), to jednak z uznaniem przyjmuję to, co na tym albumie zrobił Fajngold – jego klawisze wykonują potwornie dobrą robotę nadając muzyce JNŻ charakterystycznego stylu. Nie bez znaczenia jest też zimnofalowa gra basisty Macieja Andrzejewskiego, który zawstydza Piotra Pawłowskiego z The Shipyard (po co porzucać to, co było znakiem rozpoznawczym tego zespołu?). Z highlightów absolutnych wymieniłbym Miejsce i czas – naprawdę mam ciary gdy słucham tej piosenki; Ściany z jej rozpaczliwą „dyskotekowatością”; obłędnie brzmiący Nikt (ten efekt zajechanej taśmy jeży mi włos na głowie). Album wieńczy Wycie – dziwactwo ukazujące nieco inne oblicze zespołu. Abstrakcyjny, groteskowy humor i szalone wykonanie (wokale, dziko nabijany rytm) wywracają do góry nogami ustalony wcześniej porządek. A gdyby tak poszli w tym kierunku na kolejnej płycie?

Test drugiej płyty JNŻ zdali na piątkę. Umocnili się i nagrali dzieło spójne, bez słabych momentów. Zdecydowanie warto posłuchać. [m]


1 komentarz:

  1. Dlaczego brzmią mi jak skrzyżowanie wczesnego Hurtu z CKOD? Niemniej przyjemnie się słucha.

    OdpowiedzUsuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni