A gdyby jutra nie było?
Dodam, że jest to znacznie lepsza rzecz od debiutu ESKPZM
sprzed prawie dwóch lat. Nie napotkamy tu mielizn i grząskich piasków
umykającej uwagi. Nieświat trzyma w napięciu niemal bez przerwy, a
kompozycje zostały tak ułożone, by wzmagać dramaturgię aż do zaskakującego finału.
Zespół wreszcie znalazł złoty środek na połączenie miłości do zimnej fali i
punkowej wrażliwości. Charakterystyczne klawisze Grzegorza Fajngolda idealnie
wpasowują się w elektroniczną, chłodną bazę utworów, ocieplaną przez ejtisowe
akordy gitary Mariusza Wątroby. Nawet wokal Strzelca dzięki sprytnemu
zastosowaniu efektów i filtrów sprawia mniej irytujące wrażenie, wreszcie stanowi
integralną część piosenek.
Blask słońca mrozi nam kość i można nie wytrzymać i można
mieć dość – śpiewa w Blasku Strzelec i podobny wydźwięk ma większość
tekstów. Jeśli opisują relacje międzyludzkie, to ukazując zobojętnienie,
rezygnację, bezradność kwitowaną wzruszeniem ramion. To świat, w którym
podstawowe uczucia i wartości tracą swoją wartość: stajemy się sobie coraz
bardziej obcy i zbędni. Przerażające?
Nieświat napchany jest dobrze znanymi, ale świetnie
zrealizowanymi pomysłami aranżacyjnymi i brzmieniowymi. Choć mógłbym się
przyczepić do czasem zbyt nachalnego bitu (choćby refren Blasku), to
jednak z uznaniem przyjmuję to, co na tym albumie zrobił Fajngold – jego
klawisze wykonują potwornie dobrą robotę nadając muzyce JNŻ charakterystycznego
stylu. Nie bez znaczenia jest też zimnofalowa gra basisty Macieja Andrzejewskiego,
który zawstydza Piotra Pawłowskiego z The Shipyard (po co porzucać to, co było
znakiem rozpoznawczym tego zespołu?). Z highlightów absolutnych wymieniłbym Miejsce
i czas – naprawdę mam ciary gdy słucham tej piosenki; Ściany z jej
rozpaczliwą „dyskotekowatością”; obłędnie brzmiący Nikt (ten efekt
zajechanej taśmy jeży mi włos na głowie). Album wieńczy Wycie –
dziwactwo ukazujące nieco inne oblicze zespołu. Abstrakcyjny, groteskowy humor
i szalone wykonanie (wokale, dziko nabijany rytm) wywracają do góry nogami
ustalony wcześniej porządek. A gdyby tak poszli w tym kierunku na kolejnej
płycie?
Test drugiej płyty JNŻ zdali na piątkę. Umocnili się i
nagrali dzieło spójne, bez słabych momentów. Zdecydowanie warto posłuchać. [m]
Dlaczego brzmią mi jak skrzyżowanie wczesnego Hurtu z CKOD? Niemniej przyjemnie się słucha.
OdpowiedzUsuń