W krótkich słowach, czyli o płytach, których opis nie
wystarczyłby na pełnoprawną recenzję, ale są na tyle ciekawe i warte uwagi, że
nie mogliśmy ich pominąć.
O ile w przypadku opisywanych u nas Graveyard Drug Party
przyjęta forma niesłuchalności ich kasety miała usprawiedliwienie w braku
jakichkolwiek umiejętności, to już Andante Agitato popełniają na słuchaczu
zbrodnię z premedytacją. Zarejestrowali swój materiał na czterech telefonach
komórkowych, przez co sprawili, że brzmi jak muzyka ze słuchawek z nie do końca
wciśniętym w gniazdo mini jackiem. Czyli beznadziejnie.
A szkoda, bo grać potrafią, a i świetnie czują się w
stylistyce postpunkowo-thefallowej. Mają zadatki na inteligentnie napieprzający
band. Takie kawałki jak Head In The Woods, Heavy Sky’s, Acapulco, I Said!,
Sydd’s Cocaine Story mogłyby zmiażdżyć, gdyby nagrać je w dobrym studiu. Do
diabła, w jakimkolwiek studiu! Zróbcie to, a zapewne traficie do podsumowania
roku WAFP. Nie obiecuję, ale to się może zdarzyć.
Strona zespołu: https://www.facebook.com/andanteagitatoofficial
Dejected
Tramp: Low (wyd. własne, 2013)
Gliwicko-żywiecki duet udowadnia, że można w domowych
warunkach ukręcić coś, co brzmi, jakby było zgrywane na żywca w zadymionych
amerykańskich knajpach. Jest jednocześnie surowo, ale bywa zaskakująco bogato, z
niespodziewanym przepychem.
Choć minialbum otwiera ciężki sabbathowy riff i zdaje się,
że mamy do czynienia z kolejnym odtwórczym stonerowym pomiotem, to już po
chwili sytuacja radykalnie się zmienia. Duet odkrywa przed słuchaczem bogactwo
inspiracji i wyobraźni. Zachwyca bajkowym, choć chłodnym nastrojem w Define
Me, w Really Need i In Lie We Trust otumania szorstką
psychodelią; potrafi zagrać bardziej przebojowo, jak w kapitalnym Big Dance
Comin’, z balladowym rozmachem w stylu akustycznego grunge’u (Riverbed,
Need The Most) czy po prostu ukołysać do snu cudowną, delikatną melodią (Deathtime
Story).
Tej płyty zdecydowanie nie można przegapić!
Strona zespołu: https://www.facebook.com/dejectedtramp
jZamojski: Sześć (Supersound Label, 2014)
Elegancka mieszanka klubowej elektroniki, chillwave’u, jazzu
i... Biblii.
Pochodzący z Lublina muzyk i producent opatrzył swoje
instrumentalne kompozycje odnośnikami do Pisma Świętego i ponoć nie były
to przypadkowe wybory – każdy utwór opowiada bez słów jakąś historię bliską
sercu twórcy.
Przyznać trzeba, że Zamojski ma rękę do zamaszystych,
filmowych wręcz tematów. Szlachetność aż bije z tego materiału, nie można
oprzeć się wrażeniu obcowania z czymś ESTETYCZNYM, eleganckim i stylowym. Sześć
jest jak luksusowy przedmiot: wypolerowany, przechowywany w specjalnym pudełku.
Problem tylko w tym, że miejsce takich przedmiotów jest w szafce za szybą, a
nie w codziennym użytku. I dlatego po Sześć nie sięgam zbyt często, ale
gdy już to zrobię, słuchanie jest jak celebracja doskonałego cygara czy
dwudziestoletniej whisky.
Strona artysty: https://www.facebook.com/jakubzamojski
Zenobia & Kordian Trudny: Zenobia & Konrad
Trudny (wyd własne, 2014)
Kordian znowu jest trudny. Tym razem jego połamana,
trzeszcząca elektronika posłużyła za podkład do monologów po rosyjsku niejakiej
Zenobii. Nic więcej nie wiem, poza tym, że brzmi to jak fragmenty wypowiedzi z
rosyjskiego dziennika TV. Ale pewnie jest to jakaś nowoczesna poezja.
Strona artysty: https://www.facebook.com/kordiantrudny
Proponował [m]
Bedąc byłym redaktorem tegoż portalu mogę sobie chyba pozwolić na komentarz: nie ma to jak zgapienie zgapionego pomysłu ;) Przy okazji: fajne płyty ;)
OdpowiedzUsuń