15 kwietnia 2014

W krótkich słowach: Andante Agitato, Dejected Tramp, jZamojski, Zenobia & Kordian Trudny


W krótkich słowach, czyli o płytach, których opis nie wystarczyłby na pełnoprawną recenzję, ale są na tyle ciekawe i warte uwagi, że nie mogliśmy ich pominąć.

Andante Agitato: The Lost Tapes 1969​-​2014 (wyd. własne, 2014)


O ile w przypadku opisywanych u nas Graveyard Drug Party przyjęta forma niesłuchalności ich kasety miała usprawiedliwienie w braku jakichkolwiek umiejętności, to już Andante Agitato popełniają na słuchaczu zbrodnię z premedytacją. Zarejestrowali swój materiał na czterech telefonach komórkowych, przez co sprawili, że brzmi jak muzyka ze słuchawek z nie do końca wciśniętym w gniazdo mini jackiem. Czyli beznadziejnie.

A szkoda, bo grać potrafią, a i świetnie czują się w stylistyce postpunkowo-thefallowej. Mają zadatki na inteligentnie napieprzający band. Takie kawałki jak Head In The Woods, Heavy Sky’s, Acapulco, I Said!, Sydd’s Cocaine Story mogłyby zmiażdżyć, gdyby nagrać je w dobrym studiu. Do diabła, w jakimkolwiek studiu! Zróbcie to, a zapewne traficie do podsumowania roku WAFP. Nie obiecuję, ale to się może zdarzyć.




Dejected Tramp: Low (wyd. własne, 2013)


Gliwicko-żywiecki duet udowadnia, że można w domowych warunkach ukręcić coś, co brzmi, jakby było zgrywane na żywca w zadymionych amerykańskich knajpach. Jest jednocześnie surowo, ale bywa zaskakująco bogato, z niespodziewanym przepychem.

Choć minialbum otwiera ciężki sabbathowy riff i zdaje się, że mamy do czynienia z kolejnym odtwórczym stonerowym pomiotem, to już po chwili sytuacja radykalnie się zmienia. Duet odkrywa przed słuchaczem bogactwo inspiracji i wyobraźni. Zachwyca bajkowym, choć chłodnym nastrojem w Define Me, w Really Need i In Lie We Trust otumania szorstką psychodelią; potrafi zagrać bardziej przebojowo, jak w kapitalnym Big Dance Comin’, z balladowym rozmachem w stylu akustycznego grunge’u (Riverbed, Need The Most) czy po prostu ukołysać do snu cudowną, delikatną melodią (Deathtime Story).

Tej płyty zdecydowanie nie można przegapić!




jZamojski: Sześć (Supersound Label, 2014)


Elegancka mieszanka klubowej elektroniki, chillwave’u, jazzu i... Biblii.

Pochodzący z Lublina muzyk i producent opatrzył swoje instrumentalne kompozycje odnośnikami do Pisma Świętego i ponoć nie były to przypadkowe wybory – każdy utwór opowiada bez słów jakąś historię bliską sercu twórcy.

Przyznać trzeba, że Zamojski ma rękę do zamaszystych, filmowych wręcz tematów. Szlachetność aż bije z tego materiału, nie można oprzeć się wrażeniu obcowania z czymś ESTETYCZNYM, eleganckim i stylowym. Sześć jest jak luksusowy przedmiot: wypolerowany, przechowywany w specjalnym pudełku. Problem tylko w tym, że miejsce takich przedmiotów jest w szafce za szybą, a nie w codziennym użytku. I dlatego po Sześć nie sięgam zbyt często, ale gdy już to zrobię, słuchanie jest jak celebracja doskonałego cygara czy dwudziestoletniej whisky. 



Zenobia & Kordian Trudny: Zenobia & Konrad Trudny (wyd własne, 2014)


Kordian znowu jest trudny. Tym razem jego połamana, trzeszcząca elektronika posłużyła za podkład do monologów po rosyjsku niejakiej Zenobii. Nic więcej nie wiem, poza tym, że brzmi to jak fragmenty wypowiedzi z rosyjskiego dziennika TV. Ale pewnie jest to jakaś nowoczesna poezja.



Proponował [m]

1 komentarz:

  1. Bedąc byłym redaktorem tegoż portalu mogę sobie chyba pozwolić na komentarz: nie ma to jak zgapienie zgapionego pomysłu ;) Przy okazji: fajne płyty ;)

    OdpowiedzUsuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni