21 kwietnia 2014
Echoes Of Yul: Tether (Zoharum, 2014)
Nie cierpię wydawnictw z remiksami. Od kiedy zacząłem być na tyle dojrzały, aby poważnie traktować dobór swojej muzyki, uważałem wszelkiego rodzaju reinterpretacje oryginałów za zapychacze i zwyczajną stratę czasu.
Niestety na przełomie milleniów, kiedy przyszło mi dorastać, standardem stało się zamieszczanie różnorakich elektronicznych przeróbek na końcu rockowych i hip-hopowych albumów. Były to w większość rave’owo-industrialne bękarty wyrosłe na popularności The Prodigy i soundtracku do Matriksa. Całkowicie nonsensowne i zupełnie asłuchalne. Ta moda na szczęście przeminęła, a i ja zmieniłem się na tyle, aby uświadomić sobie, że nie wszystko co zremiksowane nadaje się wyłącznie na śmietnik. Pewien niesmak jednak pozostał. Nic więc dziwnego, że do nowego wydawnictwa Echoes Of Yul podchodziłem trochę jak pies do jeża.
Miło mi zatem ogłosić, iż się pozytywnie zaskoczyłem. I to pomimo świadomości, że charakter muzyki tworzonej przez Michała Śliwę, ojca tegoż projektu, sprzyja wszelkiego rodzaju przeróbkom. Przestrzenią, w której porusza się Echoes Of Yul jest bowiem drone i wszelkie jego pochodne. Nie spodziewajcie się jednak wyłącznie zatykających uszy, niskich dźwięków. Niespieszność i melodyczna repetycja to sól muzyki Ślązaka, ale obudowane są one przez bogate industrialne tło, mechaniczno-metalową dzikość i niemalże subtelną, ambientową swobodę. Skojarzenia wędrują bardziej w stronę twórczości Justina Broadricka niż mnichów z Sunn O))), ale ten zespół przemawia odmiennym, własnym językiem.
Tether to monstrualny mini album. Na siedemdziesiąt osiem minut muzyki składają się cztery autorskie kompozycje i siedem remiksów wykonanych przez najróżniejszych, często uznanych artystów. Na początek skupmy się więc na nowym materiale zespołu. Utwory Rosids i Guess kontynuują drogę obraną przez Śliwę na albumie Cold Ground. Zimny ambient przecinany jest tu eksplozjami gitarowego zgiełku, który rozpływa się powoli pośród miarowych, perkusyjnych rytmów. W stosunku do poprzedniego krążka atmosfera jest bardziej zagęszczona i raczej pozbawiona melancholii, dominującej wcześniej. Z kolei Murder The Future”to intensywny marsz w duchu bliskim The Angelic Process, aczkolwiek przefiltrowanym przez własny styl. Wieńczący zaś całość Ecclesiastes jest jedynie głuchym ambientem, brzmiącym na podobieństwo wiatru hulającego w katakumbach.
Remiksy, a raczej ich autorzy, przyprawiają zaś o prawdziwy zawrót głowy. Echoes Of Yul udało się bowiem namówić do współpracy wyjątkowe sławy. Mamy tu więc ojca drone, Jamesa Plotkina, który kruszył ściany swoimi gitarami w OLD, Khanate i Scorn. Jest i IconAclass, pod którym to pseudonimem ukrywa się MC Dalek, z legendarnego duetu Dalek, pionierów hip-hopowej awangardy ze Stanów. Przeróbki podjął się także zgryźliwy Steve Austin, lider sludgecore’owych tytanów z Today is The Day. To jednak zaledwie wisienki na wyjątkowo smacznym torcie.
Pomimo sporego rozstrzału stylistycznego (mamy tu hip-hop, industrię czy czysty ambient) całość sprawia wrażenie jednolitego założenia artystycznego. Trudno mi powiedzieć dlaczego. Być może remikserzy chcieli podkreślić charakter muzyki, którą dekonstruowali, zachowując jej najważniejsze muzyczne pierwiastki, a być może to korzeń muzyki Echoes Of Yul okazał się na tyle silny, że nawet intensywna obróbka nie pozwoliła na jego deformację. Bez względu na powód, muszę przyznać, że zamysł się udał. Całość wciąga i stanowi intrygująca zapowiedź dalszych losów twórczych Michała Śliwy, który może teraz powędrować ze swą muzyką dokądkolwiek. Jest to też żywy dowód na to, że dobra muzyka może rodzić się także w kraju nad Wisłą i stanowić inspirację nawet dla tych „wielkich zza oceanu”.
PS. Komu zaś będzie mało tych niemal osiemdziesięciu minut, tego zapraszam do wysłuchania kolejnej premierowej kompozycji Echoes Of Yul, którą znajdziecie na kompilacji Cold Wind is a Promise of Storm, przygotowanej przez portal PostRockPL. [zeno]
Strona zespołu: https://www.facebook.com/echoesofyul
Autor:
we are from poland
Etykiety:
ambient,
doom,
drone,
EP,
industrial,
instrumental,
metal,
remix
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni
-
Mimo że rok 2009 powoli odchodzi w przeszłość, ciągle jeszcze skrywa nieodkryte skarby, które sprawiają, że nie możemy o nim zapomnieć. Oto...
-
Lata 80. w polskiej muzyce popularnej są jak przybrzeżne wody najeżone rafami i niebezpiecznymi szczątkami rozbitych statków. Żeglowanie ...
-
Gdyby cała płyta była taka jak piosenka numer jeden…
-
Piotr Brzeziński idzie śladem Vaclava Havelki z czeskiego Please The Trees i podbija Europę swoją singer/songwriterską interpretacją co...
-
Gdyby CKOD mieli zadebiutować w drugiej dekadzie XXI wieku, brzmieliby jak WKK.
-
Tworzenie sztuki i głowa do interesów nie zawsze idą w parze, ale jeśli ktoś ma zdolności organizacyjne i siłę przekonywania może spróbować ...
-
Pamiętacie pierwszą płytę gdyńskiego tria? The Bell ukazał się cztery lata temu i w większości recenzji podstawowym „zarzutem” było stwie...
-
...a wszyscy, którzy podnieśli kradzione, to kurwy. Tak jest, również ci wierni, kochani fani chodzący na każdy koncert, każde juwenalia, w ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz