Jakiś czas temu,
analizując ostatni album Obscure Sphinx, zastanawiałem się nad problemem, który
prędzej czy później dotyka każdy zespół parający się post metalem. Kiedy bowiem
stworzy się już płytę idealną, monumentalną i monolityczną, a jednocześnie
nagraną według najlepszych gatunkowych kanonów, to cóż można zrobić potem? Jaką
muzykę skomponować i dokąd uciec, tak aby nie oderwać się od swoich korzeni?
Jak poszerzyć wąskie ramy gatunkowe tej muzyki? Blindead, najważniejszy spośród
tych zespołów na polskiej scenie, udziela odpowiedzi na te pytania.
Blindead niemal
zrezygnowali z komponowania miarowych, posępnych riffów, które wszak są solą
stylistyki wypracowanej przez praojców z Neurosis. Takich transowych średniotempowców znajdziemy na płycie
bardzo niewiele. Panowie postawili za to na koronkowe melodie gitar i klawiszy
oraz lekkie przyspieszenie tempa, co pozwoliło zachować efekt transu, tak ważny
na poprzednich płytach. Struktura utworów pozostała nadal otwarta i nie sposób
jest wyróżnić tu jakiekolwiek zwrotki czy refreny. Osobną kwestią są też linie
wokalne tworzone przez Nicka. Niemal zupełnie porzucił on krzyk na rzecz bardzo
zróżnicowanego, czystego śpiewu i trzeba przyznać, że przeszedł samego siebie.
Wiele jego fraz wywołuje po prostu ciary
na plecach miłośnika dobrego tenoru. Do tego na płycie udziela się także
Matteo, który uzupełnił głos Nicka o swoją bardzo subtelną barwę.
Absence zachowuje dużą stylistyczną spójność pomimo sporego
zróżnicowania poszczególnych kawałków. Trafiają się tu ciężkie metalowe
strzały, takie jak S1 czy C7 (uzupełnione rewelacyjnym solo na
saksofonie), oraz delikatniejsze, niemalże akustycznie, kruche utwory. Tu
wyróżnić należy szczególnie N4, ale
także A3. Jest również monumentalna
kompozycja tytułowa skonstruowana na starej, postmetalowej zasadzie
lekko-ciężko. Całość okraszona została gościnnym udziałem kilku instrumentalistów,
w tym skrzypków, saksofonisty, a nawet harfisty. Brzmieniowo uzupełniają płytę
ambientowe przerywniki, spinające poszczególne kompozycje w jednolitą całość.
Ponad tym wszystkim najważniejszym spoiwem jest warstwa liryczna.
Album opowiada
dość złożoną historię napisaną przez Nicka, która powiązana jest z wątkiem
śmierci oraz powracania zza grobu w celu dopilnowania spraw niedokończonych za
życia. Symboliczne tytuły utworów oznaczają kwartały na cmentarzu, gdzie leżą
bohaterowie poszczególnych opowieści. Jednocześnie każda kompozycja symbolizuje
jedno z wielu opuszczonych miast na kuli ziemskiej - tak zwanych ghost towns. Ponadto numery utworów, w
połączeniu z mapą zawartą we wkładce, tworzą alternatywny tytuł płyty. Same
teksty są mocno nacechowane emocjonalnie, stąd nie dziwi tak intensywna ich
interpretacja w wykonaniu Nicka i Matteo. Wisienką na torcie pozostaje piosenka
finałowa, która kompletnie odwraca sens całej opisywanej historii. Bardzo to
skomplikowane, acz, co muszę przyznać, zupełnie pozbawione kiczu. W tak
wyświechtanej tematyce jak śmierć jest to spore osiągnięcie.
Pomimo
początkowych obaw muzyków, płyta Absence
została przyjęta bardzo przychylnie. Docenili ją dotychczasowi fani, pozwoliła
też grupie dotrzeć do zupełnie nowych słuchaczy. O sukcesie zadecydowała przede
wszystkim spójność, chęć zachowania ciągłości ze starszym materiałem, a także
jakość stworzonej muzyki. Piękna i intensywna opowieść, jaką nagrali Blindead
pozwala się zachwycić nawet tym, którzy na ciężarowe granie patrzą z niechęcią.
Chyba właśnie dlatego ta płyta jest tak dobra. [zeno]
Strona zespołu: https://www.facebook.com/blindeadofficial
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz