Samotność nigdy nie smakowała tak dobrze.
To marzycielska płyta, ale i pełna smutku. Otwierająca ją
kompozycja Now, choć muzycznie zaskakująco lekka, pełna coldplayowej
przestrzeni, to rzecz dość mroczna w warstwie lirycznej. Dramatyczne pytanie Is
there life before death? skłania do uważniejszego wsłuchania się w
teksty Patryka.
W kolejnych nagraniach zespół powraca do stylistyki wyraźnie
zaznaczonej na singlu Rose z 2012 r. Jest w nich miejsce na intensywny
rytm, przesterowane gitary, uderzenia zgiełku – ale wszystko to jest przytłumione,
jakby przykryte poduszką, jakby wszystko to rozgrywało się na pograniczu jawy i
snu. Świetny zabieg produkcyjny, który z ostrych zapewne w wersjach
koncertowych piosenek robi neurotyczne kołysanki. Posłuchajcie, jak w The
Battle sunie bas Bartłomieja Dziamskiego, jak Marcin Haremza z pasją bombarduje
bębny. Jeśli dodamy do tego zjawiskową partię smyków (autentycznych, nie z
syntezatora), to w głowie może się zakręcić od narkotycznego uroku tego
nagrania. W podobnym klimacie jest całe Full Time Dreamers. Czasem trio
pozwoli sobie na odrobinę eksperymentu z formą (saksofon Michała Biela i
rozlatująca się struktura kompozycji w Desert, kontrolowany chaos Landmines,
Mindlines), czasem zagra bardziej dziarsko (Tight), niemal
przebojowo (złagodzone Rose z chórkami Maugoli Gulczyńskiej), kiedy
indziej da się porwać fali gitarowego szaleństwa (fenomenalna partia Patryka w 40 Nights), a nawet ponieść wielowątkowej
epickości (potężny Leave Me).
Jednak pierwsze skrzypce grają te gęste od emocji, choć
leniwie płynące „ballady”. Cudowne With Possibilities, które delikatnymi
kląsknięciami gitary Grymuzy i jego pełnym napięcia śpiewam wywołuje łzy
wzruszenia. Pełne kontrastów Inout (jak dobrze dawkowany jest tu hałas).
I wreszcie dopełniający wszystko finał w postaci wybitnego Landmines,
Mindlines – tu już mówimy o poziomie światowym.
Tak jak jestem przekonany o tym, że mamy do czynienia z
albumem skonczonym, niemal doskonałym, tak zdaję sobie sprawę, że świadomość tego
dotrze tylko do garstki słuchaczy. To nie jest ten typ muzyki, który podbija
listy przebojów i popularne rankingi. No trudno – ich strata. [m]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz