28 marca 2014

Angela Gaber Trio: Opowieści z Ziemi (Bazar Sztuki, 2013)


Polsko-kazachskie trio miało wszelkie predyspozycje, by stać się rewelacją głodnego wschodniego folku krajowego rynku muzycznego. Niestety, jego debiut tylko częściowo wykorzystuje te szanse.

Pierwszą szansę dawał sam skład: połączenie sił polskiej wokalistki Angeli Gaber i kazachskiego gitarzysty Aleksandra Czikmakowa już z założenia rodziło iskrzenie na styku dwóch kultur i tradycji muzycznych. Druga sprawa to zainteresowania muzyczne – skierowanie uszu na wschód, poszukiwanie niezużytych melodii i rytmów mogących posłużyć jako fundament współcześnie rozumianej muzyki folkowej już w kilku przypadkach świetnie się sprawdziło. Wreszcie metoda nagrywania płyty – na żywo, w niezwykłym miejscu, kościele w Mrzygłodzie (sama nazwa uruchamia wyobraźnię), dawała szansę stworzenia czegoś surowego i natchnionego.

Tymczasem większość materiału zawartego na albumie to dość typowe, by nie powiedzieć sztampowe piosenki akustyczne, z bardzo niepokojącą manierą naśladowczą. Krótko: taka podróbka Anny Marii Jopek. Słychać to bardzo zwłaszcza w polskojęzycznych utworach; takie Świeci miesiąc, Taniec czy Pieśń o śmierci są naznaczone piętnem jopkowszczyzny. A szkoda, bo umiejętności Czikmakowowi nie można odmówić i to, co wychodzi spod jego palców bywa zjawiskowe. A i partie Łukasza Sabata, odpowiedzialnego między innymi za instrumenty dęte, robią sporo dobrego klimatu. Ale co z tego, kiedy ta Jopek w tle straszy niczym duch księżnej na zamku w Kórniku.

Największą przyjemność sprawiają mi więc te utwory, w których zespół odchodzi od owej gładkiej formy piosenki salonowej i odpływa w eksperyment. Co ciekawe i znaczące, są to piosenki zaśpiewane w innych niż polski językach: po serbsku, ukraińsku, rosyjsku. Weźmy rozwlekłe 8-minutowe Sto se beli more gore zbudowane na minimalistycznym podkładzie syntezatora. Angela traktuje w nim swój głos jak instrument, dziecięcą zabawkę, wydaje z siebie okrzyki, piski i inne trudne do nazwania dźwięki (we wkładce płyty pojawia się określenie „śpiew kolorowy” i jest w tym coś). Zupełnie inaczej podchodzi też do grania zespół – partie instrumentów są monotonnie powtarzane, jest w nich nowoczesna powściągliwość. To jakby znowu słuchać Dagadany z czasów pierwszej EP-ki. Ciekawie wypada też mistyczna, plemienna Sansaraga, melancholijna Plywe kacza po Tysyni z ambientowym zakończeniem, wreszcie fantastyczna wersja rosyjskiej Zoriuszki. Warto porównać ją z wykonaniem recenzowanych również u nas Sunday Pagans. Ta sama piosenka, dwa zupełnie inne podejścia. Zoriuszka tria Angeli Gaber niesie więcej emocji, pełna tajemniczych głosów rozbrzmiewających niczym zaklęcia. No i ta fantastyczna gitara!

Późno piszę o Opowieściach z Ziemi, bo przez długi czas byłem „obrażony” na zespół za zmarnowanie szansy na nagranie naprawdę wybitnej płyty. Ten skład stać na rzeczy niebanalne, oryginalne, świeże. Co z tego, kiedy większą część albumu wypełniają utwory banalne i pozbawione artystycznego pazura? Pozostaje mi mieć nadzieję, że na kolejnym albumie, który ponoć już powstaje, trio pójdzie trudniejszą, ale i ambitniejszą ścieżką. Sugerowałbym całkowitą rezygnację z języka polskiego na rzecz innych języków wschodnich (dziwnie to brzmi w świetle ostatnich wydarzeń politycznych) i dalsze eksplorowanie ludowej spuścizny ludów słowiańskich. I tłumaczenie ich na język współczesnej muzyki tak, jak to ma miejsce w Sto se beli more gore. [m]


Strona zespołu: http://www.angelagaber.pl

1 komentarz:

  1. toś pojechał, Marceli! a oni tak cudnie grają...

    OdpowiedzUsuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni