Słowa ulatują, muzyka pozostaje.
Z punktem drugim powyższej wyliczanki wiąże się znakomite
brzmienie albumu. Trzeba oddać cesarzowi co cesarskie, Marcin Bors, jeśli dać
mu do ręki odpowiednie tworzywo, potrafi z dźwięku konstruować prawdziwe
rzeźby. To jak zostały wyprodukowane poszczególne piosenki, daje słuchaczowi
sporą satysfakcję. Rozplanowanie instrumentów, efektowne filtry, bogactwo
drugiego tła, precyzyjny miks alternatywnego podejścia do brzmienia z
komercyjnym potencjałem melodii – to wszystko robi piorunujące wrażenie. Posłuchajcie
Syrenek, gdzie brudne, zniekształcone tło przygniecione zostaje
monumentalnym basem i potężnymi uderzeniami perkusji, zaś gardłowy zaśpiew
Augustyniaka brzmi jak - tu znów wspominam Tribute To Georgie Buck - rejestracja
wokalu bluesmana sprzed stu lat. Prawdziwe cuda dzieją się w Gdybaniu,
gdzie z minimalistycznej syntezatorowej melodii wyłania się jazzowa
improwizacja fortepianu i perkusyjna kakofonia. Przyjemnie łechcze ucho także
podziemna, niepokojąca barwa Verba Volant i skomplikowana struktura Cykuty,
pełna orientalizmów i eksperymentów nawiązujących do najbardziej
psychodelicznych dokonań Beatlesów.
Jednak przecież nie samo brzmienie jest w muzyce
najważniejsze. Do olśnienia potrzebne są jeszcze dobre kompozycje, brawurowe
wykonawstwo i charyzma wokalisty. Trzeba przyznać, że na Verba Volant
Limboski ma je wszystkie pod butem. Piosenki, mimo często niełatwych rozwiązań
melodycznych, wpadają w ucho, lider swoim chropawym głosem potrafi wywołać
ciarki na plecach, a maestria muzyków nie podlega dyskusji. Kapitalne rzeczy
dzieją się w Piosence jesiennej, gdy w połowie z utworu o charakterze
dansingowym przechodzi w piękną, lejącą się melodię, w której subtelną partię
gitary uzupełnia połamana perkusja, a tło rozsadzają syntezatorowe odjazdy.
Minimalistyczną balladę Ani ani również czeka w finale taka metamorfoza,
a ja mam coraz większy szacunek dla twórczej pracy klawiszowca Jacka
Cichockiego. A co powiecie na Pieśń o Lizbonie? Tu dzikość pierwotnego
bluesa łączy się ze skoczną katarynkową melodią i porażającym gardłowym
zaśpiewem. Cudowną radiową piosenką jest Czarne serce – aż dziw, że nie
wybrano jej na singiel. Zaś Jezus był słaby rzuca na kolana, i nie, nie
przesadzam, bo takich piosenek po polsku szukać ze świecą. Skromność
fortepianowego akompaniamentu doskonale współgra z emocjonalnym śpiewem i
bolesnym, mądrym tekstem (który dla niektórych komentujących wideo na youtubie
okazał się zbyt trudny; cytuję: „Lewackie gówno i pedalska propaganda”).
Wreszcie kończący album Kogut, swoją dziwacznością (zwłaszcza w warstwie
tekstowej) kojarzący mi się z twórczością Bratów z Rakemna. Jedyny błąd zespół
popełnił nagrywając swoją wersję standardu Quizas quizas quizas Osvaldo
Farresa, która rozbija album swoją niefrasobliwą atmosferą.
O tekstach można by napisać równie dużo dobrego, ale nie
chcę przedłużać chwili dzielącej nas od konkluzji. Verba Volant to album
niemal doskonały. Ambitny, ale i pełen popowego potencjału. Płyta, którą
zapamiętacie na długo. [m]
Strona zespołu: http://www.limboski.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz