15 marca 2014

Limboski: Verba Volant (Karrot Kommando, 2014)


Słowa ulatują, muzyka pozostaje.

Ostatnia płyta zespołu dowodzonego przez Michała Augustyniaka, Tribute To Georgie Buck, spotkała się ze sporym odzewem słuchaczy i recenzentów, lecz nie wyszła poza obszar dość głębokiej alternatywy (epizod z Fryderykami zakończył się na nominacji w kategorii blues). Verba Volant ma szansę na znacznie większy oddźwięk. Po pierwsze to płyta w całości (z jednym wyjątkiem) po polsku, a te zawsze mają „lepszą prasę”. Po drugie swoje zrobi nazwisko producenta i realizatora, znanego ze współpracy z najbardziej znanymi artystami z pogranicza alternatywy i komercji Marcina Borsa. Po trzecie wreszcie – album sfinansowali fani w akcji crowdfundingowej, a to ciągle temat dla mediów atrakcyjny.

Z punktem drugim powyższej wyliczanki wiąże się znakomite brzmienie albumu. Trzeba oddać cesarzowi co cesarskie, Marcin Bors, jeśli dać mu do ręki odpowiednie tworzywo, potrafi z dźwięku konstruować prawdziwe rzeźby. To jak zostały wyprodukowane poszczególne piosenki, daje słuchaczowi sporą satysfakcję. Rozplanowanie instrumentów, efektowne filtry, bogactwo drugiego tła, precyzyjny miks alternatywnego podejścia do brzmienia z komercyjnym potencjałem melodii – to wszystko robi piorunujące wrażenie. Posłuchajcie Syrenek, gdzie brudne, zniekształcone tło przygniecione zostaje monumentalnym basem i potężnymi uderzeniami perkusji, zaś gardłowy zaśpiew Augustyniaka brzmi jak - tu znów wspominam Tribute To Georgie Buck - rejestracja wokalu bluesmana sprzed stu lat. Prawdziwe cuda dzieją się w Gdybaniu, gdzie z minimalistycznej syntezatorowej melodii wyłania się jazzowa improwizacja fortepianu i perkusyjna kakofonia. Przyjemnie łechcze ucho także podziemna, niepokojąca barwa Verba Volant i skomplikowana struktura Cykuty, pełna orientalizmów i eksperymentów nawiązujących do najbardziej psychodelicznych dokonań Beatlesów.

Jednak przecież nie samo brzmienie jest w muzyce najważniejsze. Do olśnienia potrzebne są jeszcze dobre kompozycje, brawurowe wykonawstwo i charyzma wokalisty. Trzeba przyznać, że na Verba Volant Limboski ma je wszystkie pod butem. Piosenki, mimo często niełatwych rozwiązań melodycznych, wpadają w ucho, lider swoim chropawym głosem potrafi wywołać ciarki na plecach, a maestria muzyków nie podlega dyskusji. Kapitalne rzeczy dzieją się w Piosence jesiennej, gdy w połowie z utworu o charakterze dansingowym przechodzi w piękną, lejącą się melodię, w której subtelną partię gitary uzupełnia połamana perkusja, a tło rozsadzają syntezatorowe odjazdy. Minimalistyczną balladę Ani ani również czeka w finale taka metamorfoza, a ja mam coraz większy szacunek dla twórczej pracy klawiszowca Jacka Cichockiego. A co powiecie na Pieśń o Lizbonie? Tu dzikość pierwotnego bluesa łączy się ze skoczną katarynkową melodią i porażającym gardłowym zaśpiewem. Cudowną radiową piosenką jest Czarne serce – aż dziw, że nie wybrano jej na singiel. Zaś Jezus był słaby rzuca na kolana, i nie, nie przesadzam, bo takich piosenek po polsku szukać ze świecą. Skromność fortepianowego akompaniamentu doskonale współgra z emocjonalnym śpiewem i bolesnym, mądrym tekstem (który dla niektórych komentujących wideo na youtubie okazał się zbyt trudny; cytuję: „Lewackie gówno i pedalska propaganda”). Wreszcie kończący album Kogut, swoją dziwacznością (zwłaszcza w warstwie tekstowej) kojarzący mi się z twórczością Bratów z Rakemna. Jedyny błąd zespół popełnił nagrywając swoją wersję standardu Quizas quizas quizas Osvaldo Farresa, która rozbija album swoją niefrasobliwą atmosferą.

O tekstach można by napisać równie dużo dobrego, ale nie chcę przedłużać chwili dzielącej nas od konkluzji. Verba Volant to album niemal doskonały. Ambitny, ale i pełen popowego potencjału. Płyta, którą zapamiętacie na długo. [m]


Strona zespołu: http://www.limboski.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni