Kiedy synku zapytasz mnie, czy warto posłuchać płyty
Tutwiler, odpowiem ci, że...
I jeszcze rozszyfrujmy nazwę. Miasteczko Tutwiler położone
jest w Delcie Mississippi i nazywa się je miejscem narodzin współczesnego
bluesa. To tam właśnie W.C. Handy, ochrzczony później Ojcem Bluesa, usłyszał po
raz pierwszy dźwięki gitary wydobywane za pomocą techniki slide – w tym przypadku
nieznany muzyk przeciągał po gryfie ostrzem noża. A teraz wracamy do studia. To
znaczy na płytę Palcociski.
Mieszanka ściankowego garażowego rokendrola, psychodelii i
bluesa; chwytliwych melodii i fragmentów improwizowanych - to definicja
brzmienia Tutwilera. Album otwiera porcja bezbłędnie pomyślanych przebojów. Turecki
to szaleństwo hooków w oprawie brudnych przesterów i psychodelicznego,
spogłosowanego wokalu Welizarowicza. Ballada Oskara nic sobie nie robi z
braku tekstu – ten instrumental ma w sobie tak potężną moc wpadających w ucho
melodii, że może z miejsca stać się jednym z waszych ulubionych fragmentów Palcociskiego.
Trójcę zamyka przepiękna ballada Powtarzam sobie, nawiązująca do
najlepszych tradycji trójmiejskiego altrocka, z Tymonem i Trupami na czele.
Zresztą nawiązania do twórczości Tymańskiego pojawiają się co i rusz, wyraźnie
słychać je w na przykład zwrotkach When I Look.
Drugi ważny wątek to „czady”, pod względem brzmienia
kojarzące się ze Statkiem kosmicznym Ścianki (szalony Tutwiler Theme,
szorstki No Wounds). Mordy słychać za to w ostrym, połamanym Hecha Me
Crecer. Ewidentnie panowie wyciągnęli ze swoich macierzystych kapel to co w
nich najlepsze.
Największym hitem płyty jest jednak ukrywający się pod
dziesiątką Kiedy synku. Zadziorny, krótki kawałek z banalnym riffem i
szczątkowym tekstem, który zaczepia się w głowie natychmiast. Po prostu
uwielbiam ten tekścik: Kiedy synku zapytasz mnie, czy warto zakochać się /
Odpowiem, że zawsze tak, lecz nigdy tak byś upadł. I refren, wyśpiewany z
uroczą łobuzerką przez Welizarowicza i Alicję Strukowską: Ooo, it’s easy
like two and two / Ooo, she’ll turn her back on you! I do tego gitara
Cieślaka – no czyż to nie jest zajebiste?
Warto też wspomnieć o może mniej przebojowych, ale równie
świetnych kompozycjach. Na pierwszy plan wysuwa się tu monumentalny,
kilkuczęściowy Wlaczyk (to nie literówka), w którym nastroje zmieniają
się jak w kalejdoskopie, a spora w tym zasługa skrzypka Roberta Haasa, obecnego
także w innych utworach. Jest też melancholijny Japoński z bigbitowym refrenem
i dwie kompozycje wywodzące się najprawdopodobniej ze wspólnych improwizacji: Tutwiler
Jam i Psychodelia.
Palcociski to w dniu wydania album klasyk. W te pędy
kupujcie – oczywiście, jeśli jak ja kochacie brzmienie trójmiejskich kapel z
końca lat 90. Must have! [m]
Strona zespołu: https://www.facebook.com/sulejmanije
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz