19 kwietnia 2014

Frank’s Hard Drive: Hola, Olivos (Resonating Wood Recordings, 2014)


„O wiele gorsze niż Die Flote. Żeby nie powiedzieć, że nawet bez porównań słabe i bez wyrazu. Siódma woda po dobrych piosenkach” – taki komentarz pojawił się pod naszą recenzją debiutanckiej płyty Frank’s Hard Drive. A jakie opinie pojawią się pod recenzją najnowszego dzieła cudzoziemskiej formacji działającej w Krakowie?

Jestem przekonany, że podobny do zacytowanego się nie pojawi. Nie ma prawa. Hola, Olivos to płyta pod każdym względem lepsza. Powiem szczerze – bardzo leżą mi takie klimaty. Uwielbiam Eric Shoves Them In His Pocket i z niecierpliwością czekam na dużą płytę Die Flöte. Frank’s Hard Drive pozwala na chwilę odetchnąć z ulgą w tym czekaniu.

W zespole zaszła ważna zmiana – jego szeregi opuścił współzałożyciel, trębacz Ian Jenkins. To musiało odbić się na muzyce i... wyszło na dobre. Bo choć w paru momentach trąbka Jenkinsa rzeczywiście wyróżniała brzmienie FHD, to ich kompozycje stricte gitarowe wypadają o wiele lepiej. Uwielbiam to połączenie leniwego tempa, niespiesznie wygrywanych riffów i nosowego wokalu Philipa Soanesa. Dla tych, którzy mieli problem z przebrnięciem przez wspomniany album ESTIHP, będzie to płyta nudna i monotonna. Na tych, którzy wielbią taką stylistykę, czeka tu mnóstwo dobrej zabawy i smakowitych aranżacyjnych kąsków.

Dominują średnie tempa, jak w gęstym od gitarowych motywów Issues With Mortality, przybrudzonym Kocie, melodyjnym Tiny Robots, ozdobionej fantazyjną solówką Elizie. Mnie najbardziej poruszają te najspokojniejsze, balladowe momenty. Cudnie jest w wyciszonym Snow Cave, w którym głos Philipa został schowany za brudzącym filtrem (przypominają się ballady Eels), No Sister to już rzecz do przyłożenia głowy do poduszki. Trudno się uwolnić od katarynkowej melodii Island, czy porywającej melodii slide guitar w Divide (uwielbiam refren tej piosenki). Zespół często puszcza oko do słuchacza, by przypomnieć, że nie wszystko trzeba traktować całkiem serio, jak w zwariowanej (dość makabrycznej) Klementynie czy absurdalnym Tiny Robots.

Hola, Olivos to album bezpretensjonalny i niespecjalnie angażujący. Ja lubię, gdy taka muzyka leci w tle: niezbyt agresywna, ale jednak gitarowa, nie nowoczesna, ale i nie archaiczna. Czasem z tła wyłoni się fajna melodia i wtedy warto zwiększyć głośność, pobujać nogą. Luzik. I również lubię oliwki (zwłaszcza te czarne). [m]



Strona zespołu: https://www.facebook.com/franksharddrive

2 komentarze:

  1. A ja napisze jedno. Polacy po prostu takiej muzyki nie zrobia. Nie sa w stanie. Podoba mi sie bardzo. :) Bardzo pozdrawiam Phila, Grega, Shauna i Marka. Albert. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękujemy za miły komentarz.

    OdpowiedzUsuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni