8 listopada 2012

Mazury atakują! Trzy nowości od Green Lungs Records: Pokrak, MOAFT, Monroe's Mysterious Death


Green Lungs Records to nowa, chałupnicza wytwórnia, która w zamierzeniu ma promować młode zespoły z północno-wschodniej Polski. Na dzień dobry w ich katalogu pojawiły się trzy pozycje.

Pokrak, MOAFT, Monroe's Mysterious Death: Split LP 


Powyższa płyta to zestaw dziewięciu utworów trzech zaprzyjaźnionych (i powiązanych personalnie) mazurskich kapel. Białostocki Pokrak już dwukrotnie gościł na naszych łamach. Pierwsze co się rzuca w ucho w jego przypadku to podmetalizowanie brzmienia. Pokrak może i kiedyś „wyglądał” pokracznie, ale obecnie to czołg zbudowany na twardych riffach i gęstych bębnach z okazjonalnymi psychodelizującymi naleciałościami. Najlepiej słychać te zmiany w otwierającym zestaw utworze Dark Summertime, gdzie na przestrzeni niespełna trzech minut prym wiedzie perkusyjna kanonada, a reszta (włącznie z wokalem) pozostaje przyczajona na drugim planie. Things Getting Smaller zaczyna się pustynną zagrywką, lecz dość szybko przechodzi w brudny, minorowy rocker dość udanie rozjaśniany barwą głosu wokalisty. Druga część kompozycji jest znacznie ciekawsza, gdy hałas milknie na moment i kawałek łapie trochę powietrza. Fall z kolei może zaciekawić ultrakrótkimi, ciętymi riffami.

Z kolejnym zespołem mam duży problem. Ciężko stwierdzić, co tak naprawdę gra Monroe's Mysterious Death i w jakim gatunku czuje się najswobodniej. Takie Trouble Shot to mieszkanka Motorhead na speedzie, ujadającego punku i postcore'owych zwolnień w stylu starego Plum. Sytuacji nie rozjaśniają kolejne kawałki. W Got Enough mamy południowoamerykańskie myślenie o muzyce, stonerową produkcję i hardcore'owe zdzieranie gardła. Całe szczęście, że w Out of Power perkusista trochę zmienia swój styl, zaprzestaje bicia „byle do przodu” i zaczyna łamać rytm. A gitarzyści znów mieszają - tym razem serwują kyussową motorykę przeplataną numetalowymi riffami. Ostatni numer Wrong Turn już nie ma takiej siły oddziaływania. Owszem, również jest dźwiękowym przekładańcem, ale poprzednie trzy kawałki zdążyły już skutecznie zahartować percepcję. Niemniej dalej nie wiem czy lubię MMD. Do tego potrzeba mi więcej utworów.

MOAFT na split użyczył zaledwie dwie kompozycje. Ale za to najdłuższe. Zresztą, progresywny post metal ma to do siebie, że pięć minut to za mało, by zawrzeć w nim wszystkie pomysły, które przychodzą muzykom do głowy. A pomysłami w Ostek i Untix zespół szasta rozrzutnie. Powiedziałbym wręcz, że jest ich za dużo. Cierpi na tym klimat. Owszem, jest głośno, drapieżnie, miłośnicy zmian tempa będą zachwyceni, ale mam wrażenie, że te kawałki to takie zespołowe jamowanie, bez konkretnego pomysłu na logiczne rozpoczęcie i konkretne zakończanie. Brzmi to fajnie i soczyście, ale szybko nudzi.


W sieci: https://www.facebook.com/MonroesMysteriousDeath


Pokrak: Selfinside 


Rzeczy ze splitu dobrze wprowadzają w klimaty debiutanckiego długograja białostocczan, a patronat nad tą płytą powinien objąć Związek Spawaczy Polskich. Zespołowi udało się uzyskać potężny spiek dźwiękowy. Słuchając nowych nagrań w kiepskawych głośnikach słyszę w tle jeden wielki, masywny soniczny spaw. Ale już lepszy sprzęt ujawnia, że z pozoru jednolita masa jest zbudowana z misternych elementów. Owszem, muzycy stawiają na ciężar, mrok (miejscami o doomowym zabarwieniu), ale i tak udaje im się w pojedynczym kawałku poupychać kilka ciekawych riffów i rozwiązań formalnych.

Świetnie się słucha obłąkanej gitarki w Gravitating Souls, riff w Talitha Kum jest zwyczajnie miodny w swojej ołowianej niezgrabności, a postrockowa ściana dźwięku w Miracle Link stanowi doskonałe rozwinięcie rozmarzonego wstępu. Osobną kwestią zostaje piosenkowość Pokraka. Są melodie, ale to zupełnie inny typ melodii niż te znane z Pokrak EP i Heart Is Never Dry EP. Uważam, że Darek Car ma ciekawą, jedną z fajniejszych w Polsce, barwę głosu - jednak niskie strojenie gitar powoduje, że musi śpiewać bardziej siłowo, by przebić się przez twardy gitarowy beton i rezygnuje z kilku swoich niebanalnych umiejętności. Czy to źle? Niekoniecznie. Po prostu jest mniej przebojowo.

Jedno się nie zmieniło. Najlepiej chłopakom wychodzą w piosenkach „momenty”, w których rezygnują z wypracowanego klimatu i żeglują w nieoczekiwaną stronę. Tytułowy numer ma aż dwa zwroty akcji (oba pyszne!). Owners, Miracle Link, Talitha Kum - właśnie sobie uświadamiam, że oprócz singlowego i słabego Nowhere Control nie ma na płycie żadnego kawałka o konstrukcji zwrotka - refren.

Jedyne, czego mogę się doczepić to zbytnie umiłowanie do średnich temp. Każda płyta, choćby nie wiem jak dobra, zacznie męczyć jeśli będzie się składać wyłącznie z kawałków o podobnych „szybkościach”. Także ten album cierpi z powodu małej makroskopowej dynamiki - brak jakiejkolwiek klimatycznej balladki czy soczystej, zrzucającej z krzesła petardy. Może dlatego tak dobrze mi się słucha ostatniej dziwnej rzeczy Song That Never Was? Pozbawionego wcześniejszej twardości dziwadła, pełnego rozedrganych gitar i odjechanych, zwielokrotnionych wokaliz Cara?




Strona zespołu: https://www.facebook.com/pokrakband


MOAFT: Vana Imago EP 



Już wszystko wiadomo - na split trafiły b-sidy czy inne odrzuty z sesji. Słuchając EP-ki nie mam wrażenia chwalenia się zdolnościami ani uczucia przesytu. Nie przeszkadza mi nawet, że powtórzono pewne riffy. To dalej postmetalowe łojenie i dream-teatherowska szkoła tworzenia karkołomnych połamańców. I fajnie, że w tych czterech kawałkach słychać bardziej Adama Bejnarowicza, który niedawno przypomniał się EP-ką Pandora (jako FSN). Fortepianowy wstęp do Vana Imago jest bardzo w jego stylu.

Ale 99,9% pozostałych dźwięków to już progresywno-metalowa jazda bez trzymanki. A więc riffy, riffki, perkusyjne połamańce, zmiany tempa, metrum, zwolnienia, przyśpieszenia, wyciszenia i szaleńcze zrywy. Na szczęście całym tym bigosem rządzi jakaś wyczuwalna logika i przeczucie, że muzycy mają nad kompozycjami kontrolę. Propozycja MOAFT-u to raczej nie moja bajka, ale mam swoje fragmenty, których słucha mi się dobrze. Całkiem nieźle wyszedł chłopakom toolowaty, przyczajony epizod w Cyclothymia (gdzieś na wysokości drugiej minuty) oraz całkiem skoczna gitarka i modern-jazzowy patent w pierwszej połowie Dies Infaustus. Jeśli ktoś ceni gitarowe szycie i lubi być zaskakiwany skomplikowaną plątaniną dźwięków, propozycja MOAFT jest jak najbardziej dla niego.

 

Strona zespołu: https://www.facebook.com/moaft


Ostatnie słowo 

Póki co undergroundowe Mazury zdają się gustować w ostrzejszym graniu. Żadna z trzech powyższych płyt nawet nie otrze się o roczne podsumowania i plebiscyty, jednak wytwórnia spełniła swoje zadanie. Mimo że Suwałki to polski biegun zimna, zadziałała reguła przekory. Grzeją tam aż miło! Choć Zielonym Płucom przydałby się większy rozstrzał stylistyczny. Nawet bardzo. [avatar]

3 komentarze:

  1. Brawo Green Lungs Records ! W końcu jakieś energetyczne granie. Ostatnio na WAFP same umieradła

    OdpowiedzUsuń
  2. dla pana bijącego brawo... można usłyszeć zespoły (obydwa na raz!) na żywo podczas ich (chyba?) ostatniej części wspólnej trasy koncertowej przed końcem świata: 16.11 Morąg, 17.11 Kraków, 18.11 Lublin... w imieniu swoim polecam, w imieniu zespołu zapraszam...

    OdpowiedzUsuń
  3. Chętnie bym wpadł ale organizuje 17 w Krakowie inny koncert więc poczekam na kolejną okazję. Tak trzymać!

    OdpowiedzUsuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni