4 listopada 2012
Pomelo Taxi: Pomelo Taxi (Music Is The Weapon, 2012)
Basista Max Białystok pewnie znów napisze na swoim fejsbukowym profilu, że pojawia się na WAFP! częściej niż Kult w Trójmieście, no ale mówi się trudno. To mroczna cena sławy.
Dwóch gości łupiących ostro na basie i perkusji. Skąd to znamy? Ano tak - Woody Alien. Z tą różnicą, że do mikrofonu przygarnęli Ryśka. Może nie Ryśka z Klanu, ale równie charakterystyczną postać. Tak naprawdę Rysiek nie jest facetem, ale kobietą. Kobietą z jajami, gwoli ścisłości. Poważnie. Niech was nie zwiedzie wygląd Alison Mosshart z The Kills. Z porównaniu z Ryśkiem Amerykanka to grzeczna dziewczynka. Męska część czytelników niech wyobrazi sobie skrzyżowanie Courtney Love z Sandrą Nasic z Guano Apes.
Tak więc przy tryskającym testosteronem Ryśku każdy musi robić za samca alfa. Bębniarz Milo Star i basista Max napinają mięśnie, drą japy i walą w te swoje instrumenty generując przyjemny hałas. Kiedy mają chwile słabości i momentami pozwalają sobie na prostą naparzankę (Cherry Sun), wychodzi im to dość lamersko, ale przez większość płyty jadą na dopalaczach, serwując intrygującą mieszankę postcore’a i nowej fali. Duża zasługa w tym Michała Miegonia, który w miksach zgrabnie przemycił do kompozycji Pomelo Taxi swój podwodny sound. Po raz kolejny udało mu się w intrygujący sposób rozmazać brzmienie gitary basowej w charkoczące ściany dźwięku, z których to wypadają, fajnie się kontrastując, krystalicznie brzmiące pozostałe ścieżki. Jest elektronika, równie zimna jak kłujący uszy bas (Empty and Cold), trafi się nawet zagubiona partia saksofonu (We Are), ale znakomita większość czasu tej króciutkiej płyty upływa na wzajemnym siłowaniu się panów Maxa i Mila.
A same kompozycje? Dziwne, nieprzewidywalne, drapieżne, łobuzerskie i niedbałe. Rysio jest chimeryczną kobietą. Nigdy nie wiadomo, kiedy z chłopczycy z rozczochraną grzywką zmieni się w potulne dziewczę ze wzrokiem sarny. Robi to rzadko, za to w mgnieniu oka (Alice). Dzięki temu takie Take Me Back słucha się z oszołomieniem, gdy przyczajony wstęp przechodzi w hałaśliwą pyskówkę. Właśnie, pyskówki są najfajniejszą częścią tego bardzo niegrzecznego wydawnictwa. Najbardziej miodne to te w Cherry Sun. Równie udane przekomarzanki goszczą w We Are, a „na-na-na-na” w refrenie Gents rozrusza nawet największego ponuraka. Choć akurat wrzaski obydwu panów są najsłabszym elementem płyty - są raczej pijackie niż zawadiackie. Bardziej bełkotliwe niż chore (What You Say) i nie umywają się do soczystego krzyku Rysia.
Płyta do muzycznego fapfolderu, a co! [avatar]
Strona zespołu: https://www.facebook.com/pages/Pomelo-Taxi/187274024650420
Autor:
we are from poland
Etykiety:
avant-pop,
garage,
LP,
patronat WAFP,
po angielsku,
post core,
post punk,
video


Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni
-
Ledwo skończył się tegoroczny, a my już myślimy o następnym. Pomarzyć zawsze można, dlatego wspólnie stwórzmy listę wykonawców, których chci...
-
To nie jest płyta przełomowa. Więcej, operuje w raczej dobrze znanych nam klimatach brzmieniowych. Ale co mnie to obchodzi – tego chce się ...
-
Lata 80. w polskiej muzyce popularnej są jak przybrzeżne wody najeżone rafami i niebezpiecznymi szczątkami rozbitych statków. Żeglowanie ...
-
WAFP! z dumą przedstawia: 01. Girls Overcome By Satan : Girl Overcome By Satan/ We Love Hair Police Since We Were Six EP - więcej 02. D...
-
Ostatnio dwie sprawy zaprzątają mi myśli, te związane z szeroko pojętą muzyką vel kulturą. Pierwsza z nich szczególnie drażniąca. Trójko, ko...
-
Młody warszawski zespół, który już został okrzyknięty sensacją i (kolejną) nadzieją polskiej sceny alternatywnej. Zastanawiające, co było pr...
-
Mimo że rok 2009 powoli odchodzi w przeszłość, ciągle jeszcze skrywa nieodkryte skarby, które sprawiają, że nie możemy o nim zapomnieć. Oto...
-
Tajemniczy zespół grający fajne, bezpretensjonalne piosenki, od których nie można się uwolnić.
-
To, co nie do końca udało się Vermones, Sex Architects osiągają bez trudu.
-
Miałem okazję uczestniczyć w koncercie NAO w Sopocie podczas ich występu obok Tides From Nebula. Nie zachwyciłem się. Niknący i niezrozumia...
nie wierzyłem że ten dzień nadejdzie a jednak
OdpowiedzUsuń1. Brzmienie z dupy. Wpadałoby się postarać chociaż odrobinę bardziej. Lenistwo (amatorski poziom?) osoby skłdającej ten materiał jest doskonale wykłumaczone "brudnym brzmieniem". Czasy są takie, że przyswoite nagranie nie kosztuje fortuny i jak komuś zależy to nagra to dobrze i znajdzie człowieka, który złoży to na poziomie lepszym niż licealny.
OdpowiedzUsuń2. Drażni mnie dorabianie do przecietnej muzyki łatek np. "soap punk". Wymyślanie kolejnej szufladki jest na siłę - dorabia jakiś pseusdo nowy styl.
3. "Jaskiniowe" brzmienie i przester na wokalu ukrywają braki w umiejętnościach "muzyków"
Ogólnie:
WSTYD
Dzięki Zbyszku za tak dogłębną analizę
OdpowiedzUsuńPo dogłębniejszej analizie widać nawet śladowe ilości trotylu na tej płycie ... Zbyszku gdzieś ty sie uchował przed całą sceną hc/punk, noise, no wave ... garage ???
OdpowiedzUsuńJak ktoś nie umie grać i układa nędzne numery to sobie to najlepiej wytłumaczy tym, że jego styl to garage. Wtedy jego badziewna twórczośc nabiera głębokiego sensu. Brawo!
OdpowiedzUsuń