15 listopada 2012
Wojt i Vreen: Kandibura (Radio Rodoz/ Nasiono Records, 2012)
Debiutancką płytę duetu, Dioptrie, zrecenzowały tylko dwa blogi na świecie (w tym WAFP). Dość tego snobizmu!
Przejście do „stajni” Nasiona powinno sprawić, że o nowym dziele panów Wojta (Wojciecha Czarneckiego) i Vreena (Mateusza Kunickiego) będzie nieco głośniej. Przyczyni się do tego również lepsza produkcja i jeszcze bardziej chwytliwe piosenki zawarte na Kandiburze.
Muzyka Wojta i Vreena znajdzie tyluż zwolenników, co przeciwników. Ci drudzy będą wytykać słaby angielski akcent Wojta i fałszujące wokale (pewna osoba o bardziej wyrobionym uchu, gdy usłyszała pierwszy utwór z tej płyty, skrzywiła się strasznie i stwierdziła: „tego się nie da słuchać, facet fałszuje!”. Chyba jestem całkiem zwichrowany, bo mi to absolutnie nie przeszkadza, a nawet wręcz przeciwnie). Z kolei ci pierwsi zachwycą się lekkością piosenek, nawiązaniami do indierockowego etosu spod znaku Stephena Malkmusa i beztroskim, rozrzutnym szafowaniem dobrymi melodiami.
Początek albumu niczym nie zaskakuje słuchacza obeznanego z produkcjami Radia Rodoz – ot utrzymane w średnim tempie półballady, w których brzmienia akustyczne (gitary, wiolonczela, skrzypce) mieszają się z elektrycznymi w lołfajowym anturażu (Neutral Bomb, Tell Me, Before You Open). Potem robi się ciekawiej. Pojawiają się zajawki na nowocześnie interpretowany blues w stylu Black Keys (Bathroom, I’ve Been Alone, Roll With Me i przede wszystkim rewelacyjny Spencer, choć w tym przypadku tytuł sugeruje inspirację muzyką Jona Spencera), energetyczny rock (She Is A Dollar z fajną zabawą efektami, szybki, niedbały All This Changes, koledżowo-malkmusowa Dirty Bossa Nova), obowiązkowe nawiązania do Sonic Youth czy Thurstona Moore’a (Sonic Division), a nawet psychotrans (Human z długą częścią instrumentalną). Mój ulubiony numer to jednak Sin, w którym melodie są tak skoncentrowane, a partie gitar tak wykombinowane, że chce się go słuchać bez końca, z gębą rozciągniętą w uśmiechu uznania.
To nie grzech lubić muzykę Wojta i Vreena. Wierzę, że ich specyficzne, oryginalne w polskich realiach podejście do komponowania i grania znajdzie tym razem więcej zwolenników. Snobizmem również warto się dzielić. [m]
PS. Z czym kojarzy się wam okładka Kandibury?
Strona zespołu: http://www.facebook.com/wojtivreen
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni
-
Mimo że rok 2009 powoli odchodzi w przeszłość, ciągle jeszcze skrywa nieodkryte skarby, które sprawiają, że nie możemy o nim zapomnieć. Oto...
-
Lata 80. w polskiej muzyce popularnej są jak przybrzeżne wody najeżone rafami i niebezpiecznymi szczątkami rozbitych statków. Żeglowanie ...
-
Gdyby cała płyta była taka jak piosenka numer jeden…
-
Tworzenie sztuki i głowa do interesów nie zawsze idą w parze, ale jeśli ktoś ma zdolności organizacyjne i siłę przekonywania może spróbować ...
-
Piotr Brzeziński idzie śladem Vaclava Havelki z czeskiego Please The Trees i podbija Europę swoją singer/songwriterską interpretacją co...
-
Gdyby CKOD mieli zadebiutować w drugiej dekadzie XXI wieku, brzmieliby jak WKK.
-
Pamiętacie pierwszą płytę gdyńskiego tria? The Bell ukazał się cztery lata temu i w większości recenzji podstawowym „zarzutem” było stwie...
-
Spontaniczny projekt m.in. Marcina Loksia (dawniej Blue Raincoat) i Kuby Ziołka (Ed Wood, Tin Pan Alley) ma szansę przerodzić się w coś trw...
Z okładką składanki Wafp?:) Vojt & Vreen są ekstra, ale sam Vreen jeszcze lepszy!!!
OdpowiedzUsuńOkładka kojarzy mi się z krową.
OdpowiedzUsuńPS. Czy Nasiono koncertruje się na wydawaniu nudnej muzyki?
Nudnej? Dobre :D Jak się nie podoba, to najprościej sobie odpuścić. :)
Usuń