31 sierpnia 2010

Substytut: Crash Team Racing EP (Manximum Records, 2010)


Debiutancka EP-ka zespołu z Pabianic może nie wywołuje zniszczeń, aczkolwiek jej fajność wzrasta z każdym kolejnym przesłuchaniem.

Jeśli przestudiować rubrykę „wpływy” na myspace, to wszystko jest w porządku. Standardowy zestaw dla początkującego indie-zespoliku. Oczywiście lubią klasykę (Joy Division, Radiohead, Ścianka), ale też nie stronią od popu. Inspiracja The Cardigans czy Guns’n’Roses może świadczyć, że chłopakom marzy się marka, jaką wypracowały na przykład Muchy. Daj im Panie Boże, na szczęście na razie chcą tylko inteligentnie pohałasować.

Rozpoczynająca zestaw Siła przebicia zdradza wyraźną fascynację Cool Kids Of Death. Garażowe riffy przeplatają się z połamanym rytmem perkusji, a ponad tym wszystkim króluje oschłe skandowanie wokalisty. Szybko można się przekonać, że muzycy lubią kombinować. Starają się wykręcić rytm, zamieszać z tempem i zaskoczyć słuchacza interesującymi przejściami. Tak brzmi młodzież wyrosła z tradycyjnego punku, która odkryła koledżowy amerykański rock. Na plus trzeba zaliczyć polski tekst i wyśmienity cięty riff zamykający utwór. Flowers to pozornie zwyczajna indie-ballada. Ze zdziwieniem usłyszałem, że wokalista Maciej Ramisz... potrafi śpiewać! Lider zespołu wyrasta na całkiem charyzmatycznego śpiewaka o dość oryginalnej, pozytywnie zblazowanej manierze. A sam kawałek jest fajny za sprawą nieoczekiwane zwolnienia w ostatniej linijce refrenu. CTR w pierwszej połowie kompozycji to popis umiejętności wokalnych Maćka. Pozostali koledzy stoją w cieniu i grają przeciętne pitu-pitu. Sytuacja zmienia się diametralnie, gdy wokalista kończy tekst i ustępuje miejsca sekcji rytmicznej. Wtedy zaczynają się rzeczy arcyciekawe - song nabiera przestrzeni, mroku i nerwowości. Gitary lecą w odjazdy tworząc dźwiękową ścianę, a perkusyjne werble podkręcają oczekiwanie na wielki finał. O dziwo - ten następuje! Gdzieś tak w okolicy 3.30 następuje przekłucie balonika i nagromadzone emocje znajdują ujście w postaci shoegaze’owej mgły. Pierwszorzędny pomysł i bardzo dobre wykonanie.

Najlepszą rzecz Substytut zostawia na koniec. Kawałek Post Love (na okładce oznaczony jako Outro) to dowód na to, że chłopaki nic nie muszą i mają w nosie schemat zwrotka-refren. Kiedy chcą, to sobie coś plumkają, nagle coś im strzeli do głowy i ruszą ostro do przodu. Ramisz coś tam załka, by za chwilę wydrzeć się z językiem wywalonym na brodę. Nawet pomysł na tekst przełamuje standard. Pierwsza linijka tekstu Kiedyś pseudomiłość/ Teraz masz mnie w dupie nie wróży specjalnych uniesień. I znów niespodzianka. Z każdym kolejnym wersem jest lepiej, mądrzej i bardziej nieszablonowo. Proszę się uważnie wsłuchać.

Po pierwszych przesłuchaniach, kiedy układałem sobie w głowie szkic tekstu, byłem dość chłodny w osądzie. Dziesiątki odsłuchów później nie mogę się uwolnić od młodziaków. Są dobrzy i wierzę, że mogą jeszcze sporo namieszać. [avatar]

Strona zespołu: http://www.myspace.com/substytutmusic

1 komentarz:

  1. maximum records to nie wytwórnia tylko studio nagraniowe:) coś tu się chłopakom pomieszało...

    OdpowiedzUsuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni