31 stycznia 2008

And the winner is...

...Gentleman! To właśnie ten zespół uzyskał największą liczbę głosów za swoją piosenkę Ego - 107. Na miejscu drugim Manchester z utworem Nie na pierwszej randce (69), a na trzecim Dav Intergalactic z Policjantkami (33). W pierwszej piątce znaleźli się jeszcze Loft z utworem Martwe słowa (31) oraz Maki i Chłopaki z Albatrosami (26). Ogółem oddano w ciągu miesiąca 440 głosów.

Szczegóły na załączonych obrazkach (kliknij żeby powiększyć).




Artystom gratuluję, czytelnikom dziękuję za udział w głosowaniu.

Teraz odpoczywamy od składanek przynajmniej do wiosny:) [m]

30 stycznia 2008

Obserwator: Phonebox

Zespół z Tarnowskich Gór, więc z patriotycznego obowiązku (mieszkamy o rzut beretem, no może dwa), ale i z przyjemnością odnotowuję jego istnienie. Pierwszym numerem Phonebox testowanym w moim mp3playerze był Heathen Soul (Can’t Stop), do tej pory mój ulubiony. Porządnie przesterowane gitary, ciężkawe, brudne brzmienie, Black Rebel Motocycle Club majaczy na horyzoncie skojarzeń. Drugi, balladowy November. Grzeczny, gładki, w najlepszym tego słowa znaczeniu popowy utwór. Przemyślana, wpadająca w ucho linia melodyczna wokalu (nawiasem mówiąc, wokalista naprawdę dobrze sobie radzi z angielszczyzną), a przede wszystkim świetny temat drugiej gitary, od którego wprost nie sposób się uwolnić. Na Offensywie 2 dali się poznać jako niegrzeczni rockandrollowcy za sprawą hałaśliwego przeboju Second Station (szkoda, że brzmi jak nagrywany w garażu, ale ma to swój urok). Kolejne ujawniane przez zespół piosenki zaczynają jednak napawać mnie pewnym niepokojem, ponieważ są to same ballady! Nie przeczę, urodziwe, jak 160 Sign czy akustyczna, klaskana Bring You Back, tyle że proporcje między rockowym rozrabiactwem a upajaniem się smutkiem i melancholią zostały znacząco naruszone.

Mam nadzieję, że tych kawałków z wykopem jest/będzie więcej. A chłopakom z Tarnowskich Gór warto kibicować, bo mają talent do tworzenia ładnych i – co ważne – nie kiczowatych melodii. Podobno są też w porządku na koncertach.

Strona zespołu: Phonebox na myspace

28 stycznia 2008

Blue Raincoat: Out Of The Blue Into The Black (Antena Krzyku, 2007)

Rozpieszczał swoich fanów w ubiegłym roku zespół Blue Raincoat. Dwie płyty długogrające, dwa oblicza zespołu. Everything Is A Piece Of Something z klimatem posępnym, zamyślonym, skoncentrowanym, i przedmiot dzisiejszej analizy Out Of The Blue Into The Black – płyta zagrana na luzie, różnorodna, niestety również chaotyczna i nieprzemyślana.

Zespół wyraźnie poszedł tropem ostatniej kompozycji na pierwszej ubiegłorocznej płycie, czyli Black Hero. Pamiętacie to nagranie? Chóralne refreny, harmonijka ustna, wszechobecny luz. Out Of The Blue... otwiera podobne stylistycznie nagranie My Lover Lay With Me. Ciepłe brzmienie analogowego syntezatora, damsko-męski duet wokalny, wreszcie fajne solo na harmonijce. W kolejnych piosenkach jest trochę niedbałego, beztroskiego grania na gitarze akustycznej (Tales Of A Habitual Drunkard), trochę punkowego wymiatania (Heart Of The Machine, Because The Shell Is Empty), ale dominują łagodne ballady. Niektóre rzeczywiście chwytające za serducho skromnością aranżacji i zaangażowaniem (Diamonds In Your Eyes – w wykonaniu Magdaleny Nowety, Unnoticed King Of Sorrow). Zupełnie nie rozumiem, jaki był sens rozciągać dwie kompozycje do obecnych na płycie rozmiarów. Lullaby For You Baby trwa siedem i pół minuty, z czego od ok. trzeciej minuty nic się już nie dzieje; On The Second Day Of Her Leaving mogło pozostać trzyminutową prostą balladą, ale dosztukowano do niej kolejne cztery minuty zbędnego gitarowego nudziarstwa. Finał płyty wydaje się zbyt monotonny, a piosenki zlewają się ze sobą.

Dobrym pomysłem było zaproszenie do zespołu Magdy, której głos dodaje piosenkom Blue Raincoat lekkości i przestrzeni. Nadal sporym wyzwaniem dla słuchacza jest zmierzenie się z wokalem Mr. Brody, konsekwentnie kaleczącego angielszczyznę swoim koszmarnym akcentem. Jedynym utworem, w którym udało się zneutralizować tę przykrą przypadłość wokalisty jest Unnoticed King Of Sorrow, gdzie jego głos przepuszczono przez ciekawie zniekształcający filtr. W sumie jest to płyta dla wiernych fanów zespołu. Poszczególne piosenki bronią się, jednak całość sprawia wrażenie zestawu skleconego w pośpiechu i bez pomysłu. Mimo wszystko warto posłuchać. [m]


Strona zespołu: www.blueraincoat.pl

24 stycznia 2008

Organizm gra głową w dół na żywo


Najbliższe koncerty będą promować płytę Głową w dół. Płytę obecnie oprócz koncertów można nabyć w sklepie wydawcy www.kukarecords.com oraz dystrybutora: www.fonografika.pl. Od 28 stycznia w Merlin.pl, Serpent.pl, Audioskop.net, od 4 lutego w sieci EMPiK.

Trasa Organizmu:
26.01 20:00 - *REAKCJA*, Pułtusk, Pl. Teatralny/Kino Narew (razem z WOODY ALIEN)
05.02 20:00 - *HARD ROCK CAFE*, Warszawa, Emilii Plater (razem z NEW YORK CRASNALS)
23.02 20.00 - *CENTRALA*, Lublin

We Are From Poland Vol. 2 w Radiu Fabryka!

W trwającym właśnie tygodniu (21-27 stycznia) kompilacja We Are From Poland Vol. 2 jest płytą tygodnia na antenie Radia Fabryka Tczew! Kto ich łapie, niech słucha! A kto nie łapie zwykłym radełkiem, niech także słucha - online!


online: Radio Fabryka

Gra Pozorów: Pani E. EP (wyd. własne, 2007)

Kolejny młody zespół, któremu marzy się szturm na listy przebojów... tylko gdzie te listy przebojów, skoro Biskę przerabiają na radio sportowe? Mimo skromnego dorobku, warszawska Gra Pozorów ma już swoich fanów, którzy wspierają zespół w staraniach o nagranie debiutanckiego albumu (wy też możecie to zrobić, działając na megatotalu; nie, to nie była żadna agitka). Celowo umieszczam recenzje płytki Gry Pozorów obok recenzji nowej EP-ki Dav Intergalactic, a to dlatego, że: 1) oba zespoły celują w ten sam segment „rynku muzycznego” (wybaczcie, ale w odniesieniu do naszego kraju słowa rynek i muzyczny mogą funkcjonować tylko w cudzysłowie), 2) w ten sposób można bez trudu określić klasę obu formacji. Póki co szala przechyla się na korzyść DI, ale... Grze Pozorów jeszcze trochę brakuje, jeszcze coś tam zgrzyta w ich piosenkach (teksty! wokal!), jednak słychać, że są ambitni i chcą się dobrze bawić. A to podstawa rockandrolla!

EP-kę otwiera Do nieba, utwór mocno trącący britpopowością (skojarzenie z toruńskim Manchesterem nie byłoby od rzeczy). Mnie trochę irytuje ten manieryczny, rozwleczony wokal, ale to oczywiście kwestia gustu. Za to w warstwie muzycznej podoba mi się zgrabne przejście w końcówce drugiej minuty. Tytułowa Pani E. rozwija się powoli z szeptanej ballady w ognisty riffowy rockandroll. Chłopaki zaczynają się rozkręcać w Castingu na przyjaciela, a w ostatnim, przebojowym numerze Zastąpiłaś mi, już otwarcie serwują taneczno-punkowy rytm. Kompozycje są niezłe, choć momentami zbyt rozlazłe i przydługawe. Parę razy przytrafiło mi się odpłynięcie uwagi, a to nie za dobrze. Do tekstów też bym się przyczepił. Nie są zbyt wysokich lotów – tego akurat nie wymagam – ale też sprawiają wrażenie takich o dupie Maryni. Przydałoby się to poprawić, pomyśleć, powalczyć trochę ze słowami. Mimo paru wad, debiut Gry Pozorów należy uznać za obiecujący. Taki gitarowy pop jest potrzebny na równi z muzyką ambitną. A może nawet bardziej.

PS. Można prosić o numer do pani z okładki?:)


Strona zespołu: http://www.grapozorow.art.pl/

Dav Intergalactic: Ray Luca, poduszkowiec i rower EP (wyd. własne, 2008)

Czy określenie „Lady Pank naszych czasów” należy uznać za ironię czy komplement? Z całą pewnością za to drugie, jeśli porównanie odnosi się do wczesnego okresu działalności Lady Pank. I z całą pewnością ma szansę zdefiniować styl Dav Intergalactic, jeśli tylko zespół utrzyma formę prezentowaną na drugiej – tym razem nieco bardziej oficjalnej – EP-ce, zatytułowanej – jakże sprytnie – Ray Luca, poduszkowiec i rower. Sprytnie, bo są to tytuły trzech piosenek, które zawiera.

Podbili nasze uszy Policjantkami i wszystko wskazuje na to, że wielu z was (ja już to zrobiłem) dopisze DI do swoich nadziei na rewelacyjny debiut płytowy tego roku. Nowe piosenki Dav Intergalactic, brzmią nie tylko bardzo świeżo – bo zarejestrowano je na przełomie grudnia i stycznia – ale przede wszystkim mają nieodparty urok i siłę przebojów swoich wielkich poprzedników. Fakt, że tekstowo nie mogą się równać z takimi evergreenami jak Fabryka małp czy Mniej niż zero, ale też pamiętajmy o kontekście historycznym. Dziś nie ma potrzeby ukrywać niczego między wierszami. Czasy mamy nudne, sytuacja polityczno-gospodarcza stabilna, to i nie bardzo jest o czym śpiewać. Kończąc ten denerwujący wtręt zaznaczam, że teksty DI są naprawdę fajne. Zabawne, na luzie. Na Ray Luca... nie ma co prawda takiego killera jak Policjantki, ale Poduszkowiec, ze swoim hedonistycznym klimatem (Poduszkowiec mój cicho sunie w dół mętnej rzeki/ Za sterami ja, na pokładzie bal lekkich panien/ Pomarańczowy ferment ma niepamięci smak) można uznać za kontynuację kierunku wyznaczonego właśnie przez ten najbardziej rozpoznawalny numer DI. Nawiasem mówiąc Poduszkowiec to najlepszy kawałek na EP-ce: zahaczający się w głowie riff, odpowiednie tempo i przyjemny rytm. A jeśli mowa o rytmie, to koniecznie Rower. Możesz to miasto wymazać z pamięci/ Nie oglądaj się/ Możesz zostawić za tylnym błotnikiem/ Nie oglądaj się/ Jechać w dół prosto do rzeki/ Nie oglądaj się! I rytm, który zmusi cię, chłopcze i dziewczyno, do ruszenia w tan. Szkoda, że warunki pogodowe nie sprzyjają jeździe na rowerze, ale niech tylko wiosna wystrzeli... Ciekawi mnie czy chłopaki z DI czytali książkę F. O’Briana Trzeci policjant? Bo to Jesteś rowerem nieco mnie zastanawia:) I jeszcze Ray Luca, nie uwierzycie, ale równie chwytliwy i wpadający w ucho. I tym razem zdalnie przybijam piątkę sekcji rytmicznej za ladypankowe halo.

Na koniec zamglony obraz z magicznej kuli (50 zeta za wróżbę): jest sierpień 2008, Mysłowice, Off Festival. Na dużej scenie Gentleman!, po nich Phantom Taxi Ride. I na koniec Dav Intergalactic. A po zajebistym koncercie wielkim tłumem szturmujemy straganik, na którym sprzedawane są debiutanckie płyty tychże zespołów. Ech, rozmarzyłem się...

PS. EP-kę można za darmo ściągnąć z majspejsa zespołu.


Strona zespołu: Dav Intergalactic

23 stycznia 2008

Krasnale w trasie


NYC zagrają też 5.02.2008 w warszawskiej Hard Rock Cafe o 21.00 z zespołem Organizm.

-------------------------------------

Uwaga Czytelniku: jeśli będziesz na tym lub innym koncercie i chcesz napisać z niego relację - do dzieła! Prześlij tekst mailem, a jeśli okaże się dobry, zostanie opublikowany na blogu, a Ty możesz dołączyć do załogi Don't Panic. Czekam!

Uwaga Artyści: postanowiłem publikować na blogu zapowiedzi Waszych koncertów. Jeśli więc chcecie poinformaować fanów o najnowszych trasach i występach, piszcie lub przesyłajcie plakaty. [m]

FlyKKiller: Experiments In Violent Light (wyd. własne, 2007)

To właściwie nie jest płyta polska, raczej angielsko-polska, ale nie bądźmy drobiazgowi. Duet FlyKKiller tworzą Pati Yang i jej mąż Stephen Hilton. Ich nowy projekt w pewnym sensie łączy pomysły realizowane przez Pati Yang na płytach solowych oraz trudniejsze w odbiorze eksperymenty dźwiękowe jej męża.

Tytuł znakomicie oddaje zawartość płyty. Twarde, często bardzo nieprzyjazne, elektroniczne brzmienie, sporo syntezatorowego brudu i cyfrowego noise’u – na tym tle głos Pati wydaje się wyjątkowo czysty i chłodny. Polish femme fatale, jak określił ją jeden z recenzentów (patrz blog ireallylovemusic), nie stara się za wszelką cenę śpiewać ładnych melodii. Deklamuje, szepcze, krzyczy, rzadko śpiewa coś tak zjawiskowego jak refren Peroxide. Płytę rozpoczyna się od mocnego akcentu: Flykkiller z morderczą pętlą kontrabasu i drażniącymi elektronicznymi zgrzytami wkręca się w układ nerwowy z niewiarygodną siłą. Bezkompromisowe electro – zapowiadające muzykę, którą fani grzecznego popu muszą odrzucić. Tę bezkompromisowość podkreślają inne utwory: zgiełkliwy Fear, męczący bezdusznym rytmem Sell My Pulse, hipnotyczny instrumental Get All Pulled Out, ocierający się o techno Controlled Environment. Na szczęście te ciężkostrawne fragmenty przedziela kilka łatwiej przyswajalnych numerów, na czele z energetycznym, tanecznym Shine, wspomnianym Peroxide (przypomina się Jaszczurka, pierwsza płyta Pati), wreszcie kapitalnym, wypełnionym oldskulowymi zagrywkami syntezatorów B Murphy. W jednym utworze (Czy nie szkoda cię) Pati śpiewa po polsku, ale jakoś tak wstydliwie, nieśmiało, że naprawdę trudno zrozumieć tekst.

Experiments In Violent Light małżeństwo Hiltonów wydało w Wielkiej Brytanii własnym sumptem. Czy płyta ukaże się w Polsce? Jeśli fani Pati Yang, a przede wszystkim fani dobrego electro, będą się jej domagać, być może któraś z firm fonograficznych podejmie się wydania albumu i dystrybucji w naszym kraju. Warto.

Strona zespołu:
http://www.myspace.com/flykkiller

Dopisek: znalazłem informację, że płyta zostanie wydana w Polsce w lutym (jedno ze źródeł podaje datę 16, inne 29 lutego) - niestety nie udało mi się dowiedzieć, jaki wydawca za tym stoi. Musimy zatem poczekać na oficjalne info.

18 stycznia 2008

Pierwsze kroki na łyżwach, czyli kilka dziwnych pytań

Dziwne zapytania w wyszukiwarkach, które skierowały was do Don't Panic:

pierwsze kroki na łyżwach - jak je wykonać? >> recenzja Kawałka Kulki:)
close your eyes po poland >> czy to było polecenie tłumaczenia na polski?

piosenka o gotowaniu >> recenzja Asi Miny
Robert Brylewski ma dwie córki - dzięki za informację, z tego co słyszałem jedna już zajęta przez niejakiego Tymańskiego
pedofil love - fuj, to było niesmaczne; tak to jest jak się recenzuje płytę 19 Wiosen
zrób sam baner - Adam Słodowy od banerów to niestety nie ten adres
muzyka saksofon słowo fuck you - wszystko w jednym???
muza dody piosenki pobierz - czas pomyśleć o rozszerzeniu tematyki?
dwóch muzyków amerykanie parodiują piosenki - hm? kto ich zna?

Korzystając z okazji pragnę zauważyć, że kilka dni temu blogowi stuknęło 20 tys. wizyt. Kto nie wierzy, niech zerknie na licznik na dole strony.

Ogłoszeń parafialnych ciąg dalszy: Plebiscyt czytelniczy nie cieszy się zbyt wielką popularnością, te kilka zgłoszeń to doprawdy mizerny wynik. Bierzcie się do roboty i przysyłajcie swoje typy, ludziska!


Można też (ewentualnie) zagłosować na Don't Panic w konkursie Blog Roku 2007. Zasadniczo uważam, że to trochę żenua naganiać ludzi do głosowania na swoją stronę, ale cóż, jak się powiedziało "a", to trzeba za to be-knąć. Gdyby więc ktoś miał ochotę wydać 1,22 PLN na coś całkiem bezużytecznego, zapraszam do esemesowania. Info o numerze SMS: pasek.

Dziękuję za uwagę. [m]

14 stycznia 2008

Organizm: Głową w dół (Kuka Records, 2008)

Dziś premiera debiutanckiej płyty zespołu Organizm. Pisząc o nich w Obserwatorze, zwracałem uwagę na ogromną energię zawartą w ich piosenkach, wspieraną przez świetne teksty. Głową w dół potwierdza twierdzenie, że mamy do czynienia z zespołem, który wie, co potrafi i wie, jak to sprzedać.

Na początek ostrzeżenie ministra zdrowia: to nie jest muzyka łatwa, lekka i przyjemna. To muzyka neurotyczna, zaciekła, wywołująca niebezpieczne kołatanie serca, czasem brzydka, do bólu szczera. Jeśli więc nie masz ochoty słuchać o tym, jak jest naprawdę, pozostań przy Muchach, nie narażaj się na odarcie ze złudzeń. Skoro już jesteśmy przy tekstach. Słowa napisane przez wokalistę i basistę Jędrka Dąbrowskiego to bardzo mocny punkt płyty. Krótkie, zwięzłe, lapidarne zdania, które bezlitośnie diagnozują stan ducha i analizują sytuacje damsko-męskie: przemijające uczucie, rozpad związku, chorą namiętność i pożądanie, zniechęcenie, wstręt do drugiej osoby. Pozornie zimne, wyprane z emocji, skrywają w sobie gotujący się kocioł znaczeń, podtekstów, uczuć. Największe wrażenie robi Przez ścianę. Tekst składa się ze strzępów rozmów między mężczyzną i kobietą, których związek na naszych oczach dogorywa. Beznamiętne: Sprawdź te rachunki... Nie, wolę kawę... Daj mi już spokój, nie mam ochoty na to dzisiaj... W ogóle nie słuchałem... Jak tam dziś w pracy? Cholerna pogoda... Ach, bo zapomnę – już cię nie kocham. Porażające. Po tej piosence długo nie można się otrząsnąć, tym bardziej, że słowom towarzyszy niesamowicie hipnotyczna, pogłębiająca uczucie wyobcowania muzyka. Właśnie przed chwilą/ Skończyliśmy się kochać/ Skończyło się nasze trwanie razem/ Wychodzę na ulicę/ Wychodzę z ciebie na ulicę/ Ta noc będzie długa/ Długa i niechciana/ Jak dziecko (Teraz). Oddalamy się od siebie/ W nową pracę, w nowy strach/ Oddalamy się od siebie/ I w pieniądze, i w ich brak (Bukowski). To tylko kilka przykładów tego, jak Dąbrowski potrafi celnie wypunktować patologie drążące zwykłych ludzi. W innych utworach przeprowadza bezwzględną wiwisekcję duszy osobnika znudzonego/zmęczonego życiem (Stoję przed lustrem, przed lustrem stoję/ Przykładam dwa palce do skroni/ I bam!/ Lecz nic się nie zmienia/ Twarz jak twarz wygląda/ Nuda, nuda, nuda/ Żeby tak jakiś powód do samobójstwa), bezsilną wściekłość młodych zaglądających w okna drogich restauracji (Chodzimy po ulicach/ Zaglądamy w okna/ Oboje milczymy/ I patrzymy w światła/ Niema desperacja/ Tylko to prawdziwe, tylko to dostępne/ Tylko to jest dla nas). Łatwo się zorientować, choćby tylko po tych fragmentach, że dla Dąbrowskiego wielkim autorytetem jest Grzegorz Ciechowski. Podobna wrażliwość, podobna ostrość spojrzenia.

Jeśli znacie Funk (piosenka znalazła się na pierwszej części kompilacji We Are From Poland, jest też na Głową w dół), wiecie o muzyce Organizmu prawie wszystko. Najważniejszy jest tu rytm. Praca sekcji Dąbrowski-Affelski jest po prostu fenomenalna! To motor pracujący równo i precyzyjnie. Łączy w sobie zimną dokładność muzyki nowofalowej z energią funku. Jest jak metronom, którego ruchy wyznaczają miejsce dla popisów gitary Tomka Gogolewskiego. Ten gra czasem lekko, zwiewnie, funkowo, czasem zanurza się w odjazdy, tripy, jazgotliwe solówki, sprzężenia i brudy, potęgując wrażenie dysonansu między bałaganiarskim brzmieniem gitary a wyrafinowaną prostotą gry sekcji. Posłuchajcie, co wyprawia ten gość w Teatrach. Swoboda, z jaką przeskakuje z techniki na technikę, robi spore wrażenie. Do tego kompozycja ani na chwilę nie traci spójności. To zresztą jeden z moich ulubionych kawałków. Należą do nich jeszcze wspomniane Przez ścianę (po słowach Już cię nie kocham następuje miażdżące przełamanie, pełne zgiełku i jęków gitary), Ósmy dzień (odjechany finał), Piątek, który trochę odchodzi od Organizmowych standardów w kierunku alternatywnego grania pod Sonic Youth, Bukowski (basista fajnie nawiązuje tu do stylu gry Lesa Claypoola z Primusa; zresztą nie tylko w tym nagraniu).

Bardzo ciekawy, mocny debiut. Płyta niełatwa do strawienia, zmuszająca do przełknięcia gorzkiej prawdy o nas samych. Tu nie ma fajnych refrenów do nucenia przy goleniu, trudno by było też zapodać piosenki Organizmu na jakiejś potańcówce w sąsiedztwie Najważniejszego dnia. Ale kto powiedział, że zawsze musi być miło? Chcesz dostać w pysk, posłuchaj Głową w dół. Spotkajmy się na dole. [m]

Strona zespołu:
http://www.organizm.art.pl

9 stycznia 2008

Sława, pieniądze, panienki....

Trójmiejska Gazeta Wyborcza zauważyła plebiscyt Panikarze 2007 i napisała o nim w kontekście wyróżnionych zespołów z Wybrzeża. Przy okazji padło kilka ciepłych słów na temat bloga - miło zostać docenionym przez zawodowców:)

Oto wydarty w gazety artykulik:



Za wyszperanie i podesłanie skanu dzięki składam Piotrkowi z pewnego trójmiejskiego zespołu (nie będę już ich reklamował, nic nie zapłacili, kurcze). [m]

8 stycznia 2008

Panikarze 2007 - podsumowanie Don't Panic

W oczekiwaniu na rankingi czytelników, typy Don’t Panic. Może to zestawienie „zainspiruje” Was podczas tworzenia własnych list.

Panikarze 2007. Typy Don’t Panic We Are From Poland



Płyta roku 2007

1. Gabriela Kulka: Out – Najlepszy od wielu lat album wokalny i songwriterski na rynku polskim. Autentyczny talent nie wspierany muzykami do wynajęcia. Gabriela Kulka wszystko zrobiła sama, a zrobiła to tak dobrze, że Out można słuchać bez końca.
2. Kobiety: Amnestia – Najbardziej przebojowy, a jednocześnie brzmieniowo wyrafinowany album Kobiet. Inteligentna muzyka do tańca (tak, to możliwe) i do słuchania.
3. New York Crasnals: Faces And Noises We Can Make – Zaskakujący debiut. Płyta gruntownie przemyślana, szarpiąca emocjami, brzmiąca surowo i szlachetnie.
4. Jacek Lachowicz: Za morzami – Płyta potwierdzająca ogromny talent byłego muzyka Ścianki do pisania wykręconych, często ekscentrycznie zaaranżowanych, ale ciągle wdzięcznych i lekkich piosenek. Do tego znakomite teksty po polsku.
5. Nosowska: UniSexBlues – Mistrzowskie teksty, kapitalne, pomysłowe wokale Kasi, ponadto światowy konglomerat dźwięków przygotowany przez Marcina Macuka, dla którego jest to dzieło życia.
6. Muzyka Końca Lata: 2:1 dla dziewczyn – Bezpretensjonalna, za to profesjonalna kontynuacja debiutu MKL. Pogodne, rozbrajające piosenki dla dziewczyn i chłopaków. All you need is love!
7. Muchy: Terroromans – Najgłośniejszy – przede wszystkim medialnie – debiut roku. Wypełniona przebojami i inteligentnymi tekstami solidna produkcja, po której jednak oczekiwałem czegoś więcej.
8. Pl.otki: Pl.otki – Alternatywny pop na najwyższym poziomie – fajne teksty i śliczne gitarowe melodie, za którymi tęskni ucho. Takiej muzyki powinno być wokół nas pełno, a mamy tylko Plotki. Trzymajmy kciuki, żeby grali dalej!
9. Kawałek Kulki: Kawałek Kulki – Radosna, zwariowana muzyka rozbrykanych dzieciaków z Gorzowa. Chciałoby się więcej takich hitów jak Kolegi tata, ale i tak debiutu Kulek słucha się super!
10. Lili Marlene: Lili Marlene – Czarny koń wśród tegorocznych debiutów. Muzyka, której najpierw słucha się z ironicznym uśmieszkiem, potem z zaciekawieniem, wreszcie z prawdziwą przyjemnością. Solidny gitarowy album o niepowtarzalnym klimacie.

ex equo

Radio Bagdad: Słodkie koktajle Mołotowa – Taneczno-punkowa petarda. Mogło być rewelacyjnie, jednak za sprawą błędów młodości płyta czasem razi naiwnością. Za to momenty ma świetne!


EP-ka roku 2007


1. New Century Classics: New Century Classics – Powalające profesjonalizmem i starannością wykonania instrumentalne kompozycje. Doceniam oryginalny wkład w mocno już zużytą konwencję postrockową.
2. Julia Marcell: Storm – Urokliwe piosenki na fortepian, smyczki i głos. Szczerość i prostota to atuty muzyki młodej wokalistki z Olsztyna, w której zakochało się już pół świata.
3. Gentleman!: Anka Skakanka – Talent do tworzenia chwytliwych gitarowych piosenek dał świetne efekty. Kilka numerów z tej EP-ki, z Ego na czele, po prostu wymiata!
4. Orchid: Takk! Soundsampler – Świeże spojrzenie na muzykę pop, urocze wokale Natalii Fiedorczuk i duży potencjał całego zespołu, który miejmy nadzieję potwierdzi debiutancki LP.
5. California Stories Uncovered: California Stories Uncovered – Gęsty shoegaze’owy klimat i perfekcyjne rzemiosło zjednały CSU wielu fanów. Choć mało oryginalna, ta muzyka potrafi wciągnąć bez granic.
6. Drivealone: Theletitout – Introwertyczne, złożone dzieło Piotra Maciejewskiego, basisty i klawiszowca Much, który zagrał na wszystkich instrumentach i zaśpiewał. Warto było spróbować.
7. Girlsband: Piżmaki – Wariacko, hałaśliwie, psychodelicznie – to przepis na muzykę tego dziwnego zespołu. Surrealistyczny humor tytułowej piosenki doceniło – choć z pewnym niedowierzaniem - wielu z nas.
8. Broadway Taxi: Broadway Taxi – Przebojowo, choć wtórnie. Fajny gitarowy pop z korzeniami głęboko w muzyce brytyjskiej.
9. Stwory: Jet – Kolejna płyta całkowicie instrumentalna. Potwierdza wysoką formę Stworów i ich pomysłowość w formowaniu dźwięku. Kandydaci do tytułu polskich King Crimson – może to zbyt naciągane, ale coś jest na rzeczy. Czekam na podwójny (!) LP.
10. Popo: Sweet Cotton – Polska wschodząca gwiazda brzmienia “eightiesowego” (okropne sformułowanie, kto za nie odpowiada?), polscy Junior Boys... co jeszcze? Sympatyczne, wpadające w ucho piosenki – to powinno wystarczyć za rekomendację.


Nadzieja roku 2007

1. Phantom Taxi Ride – Energia, żywioł, pomysły – to trzy cechy, których skupienie w jednym zespole może zaowocować prawdziwą eksplozją. Ich muzyka powala siłą rockandrolla i oryginalnym poczuciem humoru. Trzymam kciuki, żeby w roku 2008 sprzedali nam porządnego kopniaka w tyłek!
2. Gentleman! – Zespół, który oprócz tworzenia prostych, chwytliwych melodii ma też ambicje do nagrywania poważniejszych utworów – przykładem Cops. Murowany pewniak na wszelkich indie festiwalach.
3. Julia Marcell – Powiedziano o niej już wszystko. Ulubienica internautów, wielka nadzieja piosenki, ale też królik doświadczalny, obserwowany uważnie przez „naukowców”. Jeśli uda się jej zostać gwiazdą tylko dzięki wsparciu fanów, będzie to ewenement na skalę Polski i świata i być może kolejny kamyczek do lawiny nadciągającej nad tradycyjnie rozumiany rynek muzyczny.
4. Maki i Chłopaki – Muzyka ściany wschodniej, silnie związana z tradycyjnym polskim bigbeatem, nieco kiczowata, ale okraszona dobrymi, analitycznymi tekstami. Ich Albatrosy to wielki hit w polskim Internecie!
5. Karotka – Dziewczyna, której głos roztopi lód w sercu największego twardziela. Jej piosenki są uroczo niedbałe, zabawne, wzruszające i prywatne. Prawdziwy skarb.
6. C4 – Chłopaki mają wielki potencjał do tworzenia gitarowych przebojów. Jeśli dostaną swoją szansę, mogą stanowić pokoleniową zmianę dla zmęczonych już liderowaniem gwiazdorów z Myslovitz.
7. Marcinera Awaria – Na co dzień perkusista Psychocukru. Tworzy w domowych warunkach z gitarą i komputerem. Esencja songwriteringu – minimum nakładów aranżacyjnych, maksimum treści i przekazu.
8. Max Weber – Surowe postcore’owe piosenki. W Polsce nie ma obecnie klimatu na takie granie, ale w swojej niszy mogą się liczyć. Mają talent do pisania kawałków z nerwem.
9. Plug&Play – Oby nie zepsuło ich powodzenie kilku pierwszych piosenek demo. Mają spory potencjał, ale czy go wykorzystają – to zależy tylko od nich. Mogą stanowić realną konkurencję (lub, dla pacyfistów: uzupełnienie) The Car Is On Fire i Out Of Tune.
10. Dav Intergalactic – Tradycyjne rockowe granie. W ich muzyce niektórzy dopatrują się wpływów The Police czy Lady Punk (i to wcale nie musi być obciach). Bronią się dobrymi tekstami i nieodpartą siłą refrenów (czy jest ktoś, kto nie uległ leniwym Policjantkom?)


Wydarzenie roku 2007

1. Off Festival w Mysłowicach – Inteligentne uzupełnienie oferty kulturalnej w regionie śląskim, ambitny program artystyczny; plus dla władz miasta za odwagę i dofinansowanie pomysłu Artura Rojka, dzięki czemu Mysłowice mają szansę stać się jednym z ważniejszych ośrodków promujących kulturę indie w kraju. Jeszcze jeden plus za radosny klimat tworzenia czegoś całkiem nowego na spalonej ziemi – oby w przyszłych edycjach nie zabił go zimny profesjonalizm i bezwzględna komercja.
2. Open’er Festival – Laur dla organizatorów za umiejętność ściągania do Polski największych gwiazd muzyki alternatywnej i zapoczątkowanie fali wakacyjnych wielkich wydarzeń muzycznych: festiwali i koncertów gwiazd światowego formatu. Open’er to już marka znana w całej Europie. Tak trzymać!
3. Internet szansą dla młodych zespołów – Pojawienie się serwisów promujących młodych twórców i pozwalających sprzedawać im swoją muzykę (Megatotal), rosnąca rola serwisów internetowych, ich profesjonalizacja w stosunku do tradycyjnych mediów. Jednocześnie wielka porażka mediów „papierowych” za całkowite oddanie inicjatywy i totalną ignorancję zmian na rynku muzycznym (panowie z Teraz Rocka, do was ta piosenka).
4. Nowa fala młodych polskich artystów indie – Co tu dużo gadać, dawno nie było tyle elektryzujących debiutów. Ile z tych zespołów przetrwa – nie wiadomo. Najważniejsze, że coś się dzieje, chłopaki i dziewczyny chwytają za gitary i wychodzą ze swoją muzyką do ludzi.
5. Działania promujące polską alternatywę podjęte przez Polskie Radio 3 – Wydawanie składanek z utworami debiutantów (Minimax, Offensywa), organizacja koncertów, przejęcie roli wydawcy płytowego, angażowanie się w promocję i współudział w organizacji festiwali muzycznych. Osobny laur powinien dostać Stelmi – John Peel z niego raczej już nie będzie, ale i tak go kochamy:)

Kategoria specjalna (i dość kuriozalna):

Cytat roku 2007:

To zdjęcie, gdzieśmy uciapani morwami – Happysad Milowy las z płyty Nieprzygoda. Absolutnie debeściarski wers wskazujący na całkowite wygaśnięcie kontroli autora nad pisanym tekstem. Kto lub co przełączyło przełącznik odpowiadający za autocenzurę? W efekcie tego jednego idiotycznego zdanka na marne poszła cała (solidna) robota muzyków i dźwiękowców, bo Nieprzygoda to naprawdę porządnie zrobiony album. Ale po takim tekście, połączonym ze zwrotami typu „zaiste”, nie da się tego słuchać bez ironicznego, bardzo wrednego uśmieszku.

Typował: [m]

[The Best Of Polish Alternative] Pati Yang: Jaszczurka (Columbia/Sony, 1998)

Pierwsza i ostatnia polska płyta triphopowa. Trudno uwierzyć, że minęło już 10 lat od jej premiery. Jak obszedł się z nią czas? Wyjątkowo łaskawie. Jaszczurka ciągle brzmi świetnie, ciągle wywołuje dreszcz niepokoju i uznania dla talentu bardzo młodej wówczas wokalistki. Płyta powstała w Polsce, stworzyły ją właściwie dwie osoby: Pati Yang i Jarogniew Milewski (kim jest ten facet? Czy ktoś wie, gdzie się podział?), odpowiedzialny za programowanie, klawisze i produkcję albumu. Takich „zespołów”, składających się z wokalistki i „faceta od elektronicznych zabawek” jest na świecie wiele, ale ile z nich funkcjonuje w naszej świadomości? Mnie przychodzi na myśl tylko jeden – The Knife. Może jeszcze Goldfrapp, ale to już nieco inna bajka. Jaszczurka, w przeciwieństwie do Silent Treatment, drugiej płyty Pati, przetrwa w pamięci. Ma to ponadczasowe „coś”. Klimat, atmosferę, historię. Historię przedwcześnie dojrzałej nastolatki, która dzieciństwo spędziła nie wśród równolatek bawiących się lalkami, a w otoczeniu pijanych muzyków rockowych, wiecznie w trasie, niepewności. Ten neurotyczny klimat dominuje na Jaszczurce. Ktoś, kto nie zna tej historii, mógłby powiedzieć: kolejna pretensjonalna panienka pozująca na kobietę fatalną, wykreowana przez wytwórnię fonograficzną na wampa z papieroskiem w palcach. Tymczasem było zupełnie inaczej. Wytwórnia chciała zrobić z Pati gwiazdkę popu, ale dziewczyna nie dała się przekręcić. Napisała mroczne, gęste od niejednoznaczności teksty, a Milewski stworzył adekwatną oprawę muzyczną: ciężkie basy, elektroniczne, brudne bity, agresywne zmiany tempa. To nie jest łatwa płyta, ale cholernie mocno wchodzi w psychikę.

A teraz przemycam moje myśli przez granicę depresji/ Przytul mnie/ I powiedz, że to mi się tylko śni/ I że obudzę się gdzieś indziej/ Na innej planecie/ W innym świecie/ Gdzie nie ma pieniędzy i żyje się powietrzem/ Inaczej znów nadejdzie okrutna bezsenność/ I fale rozpaczy, że ja/ Jestem tylko jeszcze jednym szarym przedmiotem przy barze (SI). Takich słów nie napisałby ktoś, kto nigdy nie był na dnie, kto nie był tym szarym przedmiotem przy barze, nocną ćmą szukającą czułości w ramionach przypadkowych facetów. Kolejne utwory dopisują dalszy ciąg tej dusznej opowieści. Noc kończy się/ A z nią odchodzę ja/ Wiem brak ci tchu/ Ja nie słucham już/ Mam serce z lodu (Uwolnij mnie). Jaka szkoda, że Pati przestała po Jaszczurce pisać po polsku.

Ta płyta wciąga i osacza. Twarde monotonne brzmienie SI. Gitarowy temat rozbujany tanecznym basem w 3 Pati. Orientalne, kosmopolityczne smaczki w tytułowej Jaszczurce. Kapitalny bit – charakterystyczny odgłos tłuczonego szkła – połączony z gęstą smugą basu i fruwającym riffem gitary w Uwolnij. Klubowy, jazzowy temat przecięty gwałtownym atakiem breakbeatowej perkusji w Aooh. Dołujący, bezduszny podkład w Higher Perception. I jeszcze monumentalny, porażający swoim ciężarem Underlegend... Na tej płycie nie ma słabych nagrań.

Dla tych, którzy myślą, że mogą wybierać tylko spośród wokalistek pokroju Ali Janosz czy innej Ani Dąbrowskiej, to taka mała lekcja uświadamiająca. Dla tych, którzy kiedyś słuchali i boją się powrócić po latach, dobra wiadomość – włączcie Jaszczurkę, poczujecie te same emocje. Może nawet mocniejsze, bo bogatsze o wasze osobiste doświadczenia. [m]

4 stycznia 2008

Zerova: We All Hum Sometimes / Acoustic Apples EP (home.pop.rec., 2007)

Zerova to zespół z Białegostoku, który powinien brzmieć znajomo fanom laptopowej elektroniki. Taka też jest ich pierwsza płyta I Think We’ve Lost (recenzja wkrótce). Jednak tym razem postanowili na chwilę odpocząć od syntetycznych dźwięków i zaserwować słuchaczom sympatyczną domową EP-kę.

Pięć łagodnych, wyciszonych piosenek, kojarzących się odrobinę z muzyką Iowa Super Soccer na próbie bez perkusisty (mógł np. złapać grypę). Ważną rolę odgrywa w nich akordeon (I’ll Wait Up 4U) i gitara, ale też ciepłe, plumkające klawisze a la Smolik. Ich atutem są urokliwe melodie ukryte w damsko-męskich harmoniach wokalnych i nastrój totalnego lo-fi. Chwytają zwłaszcza Come Undone (solóweczka na gitarze akustycznej, kto by się spodziewał), Lower (fajny klawisz i wokal) i Love Song #1 (klimat). Za to You’re So Fine razi nieco prostackim refrenem (You are so sweet and so fine/ So fine and so sweet i tak w kółko), chociaż muzycznie daje radę – nawiązując do swojej elektronicznej dużej siostry.

Podsumowując: przyjemny oddech od głośnego i rytmicznego łubudubu. Muzyka bardzo prywatna i miła. Nie dla każdego, jednak warto się o tę EP-kę postarać.

Strona zespołu: http://www.csk.pl/~dudzinski/zerova/

Popo: Sweet Cotton EP (wyd. własne, 2007)

Popo raczy nas już drugą EP-ką w tym roku i przyznać trzeba, że robi się coraz ciekawiej. Najnowsze piosenki wskazują, że zespół zdecydował się już na to, w którym kierunku pójść i czego możemy się spodziewać na dużej płycie.

Na Sweet Cotton mamy zdecydowanie więcej elektroniki niż na Playground EP, tych oldskulowych new romantic klawiszy. Jak w One Night Story, gdzie robią za orkiestrę i bazę do kosmicznych FX-ów. Sebastian Laskot śpiewa gładko, chciałoby się powiedzieć uniseksowo, ale z pomysłem i w sumie fajnie. Sporo chórków i pogłosów nadaje tej muzyce „niebiańskości” i „atmosferyczności”. Popo nie rezygnują z przebojowych nut i tanecznego rytmu, choć robią to w sposób bardzo subtelny, jak w Someone Else. W końcówce tego numeru dość nieoczekiwanie pojawia się szorstka przesterowana gitara, dając do zrozumienia, że nie mamy do czynienia z takimi znowu aniołkami. Popo nie rezygnują też ze śpiewania po polsku, o czym świadczy piosenka Zbyt mało dla ciebie mam, utrzymana w klimacie znanego skądinąd hitu Hello Disco. Tu również w finale pojawiają się mocniejsze gitarowe akcenty, które sprawiają, że pomysł usłyszenia Popo na żywo staje się coraz bardziej kuszący.

Strona zespołu:
http://www.myspace.com/musicpopo

3 stycznia 2008

Dobre wieści dla muzyki i muzyków

Kolejny głos w dyskusji o nowych metodach dystrybucji muzyki i ogólnie o tym, jak zmienia się rynek muzyczny (wielkie firmy fonograficzne odejdą w niebyt?). Tym razem na blogu Kultura 2.0 tekst komentujący rozmowę Thoma Yorke'a (legenda naszych czasów) z Davidem Byrnem (legenda wszech czasów) na łamach magazynu "Wired".

'To, co dziś nazywamy przemysłem muzycznym, to nie biznes polegający na produkowaniu muzyki. W pewnym momencie stał się bowiem biznesem sprzedawania płyt CD w plastikowych pudełkach - i ten biznes wkrótce się skończy. Ale to nie są złe wieści dla muzyki, a na pewno nie są to złe wieści dla muzyków. Tak naprawdę, dzięki nowym sposobom dotarcia do publiczności, artyści mają większe możliwości niż kiedykolwiek wcześniej' - pisze Byrne w swoim poradniku Strategie przetrwania dla początkujących artystów - i mega-gwiazd.

Artykuł do przeczytania
tutaj. Polecam.

2 stycznia 2008

Panikarze 2007 - zasady plebiscytu

Mamy już nowy rok, czas zatem podsumować ubiegły – 2007. Sporo się w nim działo, jeśli nie wierzycie, przejrzyjcie wpisy na tym blogu:) Stwórzmy sobie własne, niezależne podsumowanie. Powiedzmy, że będzie się toto nazywało Panikarze. Od nazwy bloga, a także dlatego, że czasem panikujemy, strasznie się emocjonujemy jakąś nową muzykę, zapewniamy, że damy sobie rękę uciąć, że to najlepsza płyta tego roku (nawet jeśli jest dopiero luty). Teraz jest okazja zweryfikować opinie, przypomnieć sobie płyty, które ukazały się w roku 2007, zastanowić się, które z nich przetrwały próbę czasu i zasługują na wyróżnienie.

Żeby było zabawniej, stworzymy wspólnie dwie listy. Pierwsza – ta ważniejsza – będzie Wasza, dear readers, i powstanie poprzez zsumowanie punktów. Druga to już czysto subiektywne typy Don’t Panic. Ciekawe, jak duże będą różnice?

Głosujemy w 4 kategoriach. Oto one:

-Płyta roku 2007 - wliczamy również mini-albumy
-EP-ka roku 2007 - czyli wszelkie wydawnictwa niebędące płytami długogrającymi czy minialbumami, ani demami – posiadające własny tytuł i okładkę
-Nadzieja roku 2007 – artyści, których odkryliście w tym roku, na których stawiacie
-Wydarzenie roku 2007

Mile widziane krótkie uzasadnienie przynajmniej przy najwyższych pozycjach na Waszych listach.

Podajemy 10 pozycji w każdej kategorii pamiętając o zachowaniu kolejności od najważniejszej do najmniej ważnej. Pozycja z nr. 1 otrzymuje 10 pkt, z nr. 2 – 9 itd. Suma punktów wyłoni zwycięzców. Oczywiście można podać mniej pozycji. Jeśli ktoś bardzo chce, może podać więcej tytułów, jednak wszystkie pozycje od nr. 10 otrzymają po 1 punkcie.

[edytowano]
Głosujemy do końca stycznia wysyłając maila na adres: wearefrompoland@gmail.com z dopiskiem w temacie Panikarze 2007 (adres, który podałem wcześniej, z nieznanych mi przyczyn nie działa, więc wysyłajcie swoje typy na standardowy adres korespondencyjny).


Statuetek nie będzie. Wystarczy jeden Fryderyk na tak mały kraj. [m]

[The Best Of Polish Alternative] Starzy Singers: Rock-a-bubu (Antena Krzyku, 1999)

Moje pierwsze spotkanie z muzyką Starych Singersów miało miejsce za pośrednictwem różowej kasety wydanej przez Antenę Krzyku (mam ją do dziś). Wkładkę kasety zdobiły zdjęcia pani w zrelaksowanej pozie reklamującej niezawodny sprzęt audio firmy Unitra. Po tym kontakcie nic już nie było takie jak wcześniej. Wcześniej na hasło „polski punkrock” dostawałem czerwonej wysypki i nieświeżego oddechu, odczuwałem też natychmiastową niechęć do rozmówcy, który na swoje nieszczęście posłużył się tym sformułowaniem. Rock-a-bubu namieszało mi w głowie, otworzyło jakąś nieużywaną do tej pory klapkę. Muzycznie to jest punk, ale też indie z dużą domieszką Pixies, zaś tekstowo coś tak zabawnego i inteligentnie dowcipnego, że żadne opisy tego nie oddadzą. Cytat więc, jeden z „kultowych” wersów (fakt, że na tej płycie są same takie): Jadę na Prażkie pomachać swym ptaszkiem/ Do jednej Loli (co się nie goli)/ Gdy ja po kielichu jak miś puchatek/ Jadę na co nie co małym fiatem/ ołje komą! Zapomniałem dodać: teksty pisane są przecudnym, dziwacznym językiem inspirowanym gwarą warszawskiej Pragi. Absurdalne skojarzenia, humor a la Monty Python z Monciaka, co tylko chcecie. Starzy zabijają śmiechem! Konkubina (popa żona) poparzona pokrzywami/ A o to jej chodziło, żeby jej nie poparzyło/ Nie ma winnych, nie ma, nie/ Wszystko szło ku temu, że to wina systemu je. I tak dalej, cytować można bez końca.


Jednak Rock-a-bubu to nie jest płyta „jajeczna”, jak, powiedzmy, Big Cyc (komu dziś chce się wracać do starych płyt Big Cyca? Do jakichkolwiek płyt Big Cyca?) – to przede wszystkim kawał cholernie dobrze zagranego rockandrolla. Potężne brzmienie do dziś robi wrażenie, a szaleńcze zabawy z rytmem to już prawdziwa klasyka. Mnóstwo porąbanych, chorych przejść, żonglowanie konwencjami, fluidami i wpływami, a przede wszystkim cała kupa przebojów, ciągle sprawdzających się na (nielicznych) koncertach Starych Singers: Seks & draks & telefaks, El Sistema, Gary River, Jemadzidzi, Żampiony – fajnie wrócić po latach do tych kawałków. Całość połączona komicznymi zapowiedziami (gadki w Weselu Tymona & Transistors to blady cień tych Singersowych) stanowi uniwersalną, nieprzemijalną pozostałość po Złotej Erze (dość krótkiej, bo trwającej niespełna 3-4 lata) polskiej muzyki niezależnej.

Absolutny klasyk, pozycja, którą każdy fan muzyki alternatywnej powinien mieć w swoich zbiorach. Różowa kaseta ma się dobrze – w końcu to nie badziew z firmy T.kt. [m]

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni