8 lipca 2013

Latające Pięści: EP1 (wyd. własne, 2013)


Król, biskup i błazen.

Ile znacie polskich zespołów, którym do tworzenia pełnoprawnych piosenek wystarczy tylko gitara basowa, perkusja i wokal? Mnie na myśl przychodzi przede wszystkim Woody Alien, ale Marcin Piekoszewski śpiewa przecież po angielsku. W przypadku warszawskich Latających Pięści oprócz podobnej formy mamy do czynienia z celnie uderzającą treścią, zawartą w polskich tekstach.

W tym składzie błaznem jest wokalista Michał Głowacki. Pamiętajmy, że funkcja błazna na dworze królewskim wiązała się nie tylko z wygłupami i żartami; pełnili ją często ludzie o wielkiej mądrości. Głowacki zatem szaleje, wrzeszczy, deklamuje demonicznie, skrzeczy, piszczy, tarza się po podłodze, rechocze rubasznie i kpi w żywe oczy. Ale też wbija szpile ironii. Jego teksty to toksyczna satyra na dzisiejsze czasy. Obrywa się pracownikom korporacji (To robi loda), telewizji (U.H.U.), wegetarianom (Meat Me At The Love Parade), poszukiwaczom miłości na parkiecie (Szukam miłości na parkiecie). Alleluja, korporuchy! (...) To dzisiaj nad waszymi głowami/ Nad waszymi korporacjami/ Nad waszymi garniturami i pralniami chemicznymi/ Nad waszymi barami sushi/ Przeleci kometa (...) Zawołajcie swoich bankierów/ Swoich szefów, sekretarki, ekonomistów/ To supernowa robi loda! Tekst Leśnych Duszków zostawiam wam do samodzielnego odkrycia. Ryje beret!

Królem jest bas. Mateusz Urbański zna się na swojej robocie. To na nim spoczywa ciężar budowania rytmiki i... melodii. Trzeba przyznać, że radzi sobie świetnie. Jego gra jest selektywna, choć czasem zaatakuje agresywnym przesterem (To robi loda, Leśne Duszki), bywa precyzyjna jak metronom (Meat Me At The Love Parade), ale i pełna core’owego brudu (Szukam miłości na parkiecie, muzycznie najbardziej bliskie wspomnianemu Woody Alienowi). Potrafi też zagrać na niej niczym na gitarze w parodii grunge’owej ballady (To robi loda 2).

No i biskup. Bez perfekcyjnej gry perkusisty Pawła Kowalskiego kompozycje Pięści nie miałyby takiej siły wyrazu. Jego gra jest wystarczająco gęsta, by zapełnić wszelkie dziury wynikające ze skromnego instrumentarium. Tam gdzie nie wciśnie się ujadający Głowacki, tam przestrzeń talerzami i bębnami wypełnia Kowalski.

Teatralna, a może nawet kabaretowa maniera wokalisty początkowo może odstraszyć miłośników oszczędniejszych środków wokalnej ekspresji - i początkowo mnie również odstraszała. Jednak dość szybko przekonałem się do stylu Latających Pięści. Są wariatami, a takich nam trzeba. [m]

1 komentarz:

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni