18 lutego 2018

Lastryko: Lastryko (Music Is The Weapon, 2017)


Zapach podróży.

Płyta gdyńskiego tria dotarła do mnie w momencie, kiedy byłem pochłonięty różnymi wydarzeniami, zmiennymi, które sprawiały, że przebywałem w ciągłym ruchu, by nie rzec – chaosie. Nic dziwnego, że przemknęła bez echa. Potem nastał jednak czas zimowej stagnacji, zamglonego smogiem bezruchu. Wtedy ten album wypłynął jak oliwa na powierzchni wody i dał mi dokładnie to, czego potrzebowałem: zapach podróży, smak przygody, perspektywę dalekiej ekspedycji.

Kiedy myślę o tym, jak opisać płytę Lastryko, to nie chce mi się w ogóle używać porównań czy wyrażeń, jakie zwykle pojawiają się w recenzji muzycznej. Chodzą mi raczej po głowie obrazy z wyjazdów, podróży, eksploracji. Widzę ostro niczym na najlepszym ekranie 4K falujący ocean, czuję siły działające na ciało podczas nieco zbyt szybkiego pokonywania krętych górskich zakrętów, na języku wyczuwam słony smak nadmorskiej bryzy, w uszy uderza szum obcego miasta i jazgot mew walczących o szczątki ryb w portowej dzielnicy. Lastryko (ach, jakże nietrafiona nazwa dla zespołu i samej płyty!) budzi we mnie odkrywcę, kapitana Nemo, Jaquesa Custeau, czy choćby – żeby przemówić do wyobraźni młodszych czytelników, którym telewizję zastąpił YouTube – Krzysztofa Gonciarza lecącego na Islandię. Trio posługując się bardzo zwyczajnymi, tradycyjnymi środkami generuje tak silne obrazy i niemal fizyczne doznania, że zapominam, iż jest to po prostu kolejna rockowa płyta. Osiem utworów, w większości instrumentalnych, tworzy organiczny soundtrack dla moich marzeń, czekających tylko na nastanie wiosny, by zerwać się z łańcucha ograniczeń szarej codzienności. Każe mi wertować przewodniki Miechelina, rysować trasy na mapie, analizować zdjęcia na Google Earth, zapisywać punkty warte odwiedzenia w nawigacji samochodowej - po prostu żyć nadchodzącym wyjazdem.

Żeby jednak nie poprzestawać na tej nie dla każdego zrozumiałej impresji, dodam tylko, że Lastryko tworzy bardzo trójmiejską mieszankę rocka psychodelicznego, melodii niemal popowych, noisowego zgiełku czy postrockowej przestrzeni. Teksty są szczątkowe, enigmatyczne, w dodatku zaśpiewane przez Artura Bieszke z bardzo dziwnym akcentowaniem, co tylko dodaje im egzotyki, posmaku czegoś innego, jakbyśmy próbowali zupełnie nowej przyprawy. Przykład, moja ulubiona Ekspedycja: Oglądam noc przez peryskop / Ocean nibyspokojny / Ten batyskaf nie wytrzyma takiego ciśnienia. No i refren, tylko jedno słowo - ekspedycja, które z każdym powtórzeniem brzmi inaczej, jeszcze bardziej podniecająco. Gdybym miał nakręcić serial podróżniczy, ta piosenka byłaby jego lejtmotywem.

Może to i spóźnione stwierdzenie, może i baz znaczenia w natłoku nowych, bardzo dobrych albumów wychodzących przez ostatnie miesiące, ale Lastryko nagrało jedną z trzech moich ulubionych płyt 2017 roku. Dziękuję za te zmysłowe doznania w samym środku beznadziei. [m]



Strona zespołu: https://www.facebook.com/Lastrykoband

1 komentarz:

  1. Byłem na ich koncercie 19 stycznia w Poznaniu. Zagrali razem z Made in Poland. Lastryko wpadło mi w ucho i kupiłem ich płytę. Słucham jej bardzo często i czekam na nowe nagrania.

    OdpowiedzUsuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni