29 maja 2009

Drivealone: Thirty Heart Attacks A Day (Ampersand, 2009)

Przyznaję bez bicia, mam duży problem z tą płytą. Tyle razy zabierałem się do pisania recenzji i za każdym razem odkładałem tę pracę na później, „bo muszę przesłuchać jeszcze raz”, że minęło wiele miesięcy od wydania debiutu Piotra Maciejewskiego, a tekstu na WAFP ciągle brak. W tym czasie wszyscy już o Thirty Heart Attacks A Day napisali i to - z czego zdałem sobie sprawę przeglądając dziś recenzje w sieci – napisali właściwie wszystko, co mógłbym napisać i ja. Dlatego zamiast się powtarzać, wyjątkowo odeślę was do tekstu autorstwa Łukasza Kuśmierza, który niemal dokładnie oddał moje przemyślenia dotyczące tej płyty.

Zgadzam się z Łukaszem, że album wywołuje ambiwalentne odczucia. Do dziś nie mogę się zdecydować, czy to rzecz wybitna, czy przeciętna, ale z przebłyskami geniuszu. Thirty Heart Attacks A Day brakuje czegoś, co by od niej kompletnie uzależniało. Może to brak charyzmy u Piotra, który sprawia wrażenie takiego nijakiego, niezdecydowanego gościa? Zbyt zachowawczego, by przekroczyć tę niewidzialną granicę pomiędzy „przeciętnie” a „wybitnie”? Gdyby cała płyta brzmiała tak bezkompromisowo jak finał The Sickening, pewnie byłbym zmiażdżony. A tak pozostaję skonfundowany. [m]

Strona artysty:
http://www.myspace.com/thedrivealone

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni