28 sierpnia 2008

Fight This Generation!

Fight This Generation to pierwsza cykliczna impreza z muzyką alternatywną w Częstochowie. Za jej organizację odpowiada grupa młodych ludzi, którzy poirytowani małą ilością koncertów w tym mieście wzięli sprawy w swoje ręce. Do tej pory odbyły się 3 edycje, na których wystąpiły zespoły: Dav Intergalactic i Elephant Stone, Setting The Woods On Fire oraz White Rabbit's Trip, a w ostatniej imprezie poprzedzającej wakacje wystąpił zespół Rotofobia.

Czwartą edycję zaplanowano na 19 września. Wystąpi zespół Kyte, który jest pierwszym zagranicznym wykonawcą w historii FTG, oraz dobrze znani polskiej publiczności Hatifnats.

Kyte to klimatyczne połączenie delikatnych ambientowych brzmień z typowym gitarowym post rockiem. Na swoim koncie mają debiutancki singiel Planet oraz jedną mini-płytę, której europejska premiera przypada na wrzesień. Wydana zostanie przez wytwórnię Erased Tapes, która patronuje m.in. Ólafurowi Arnaldsowi. Warto wspomnieć, że Kyte supportowali w Wielkiej Brytanii iLiKETRAiNS, a ostatnio regularnie grywali koncerty z innymi obiecującymi zespołami, jak np. Her Name Is Calla czy Glissando.

O zespołach:

http://www.myspace.com/kyteband

Więcej informacji o imprezie:

Hey: MTV Unplugged (QL Music, 2007)

Ubiegły rok był dla Kasi Nosowskiej bardzo udany - najpierw wiosenny sukces jej solowego UniSexBlues, następnie entuzjastycznie przyjęty MTV Unplugged, nagrany z jej macierzystym zespołem Hey. Oba projekty odniosły sukces zarówno artystyczny, jak i – co rzadkie w dzisiejszym rocku – komercyjny. Do tego stopnia, że MTV Unplugged sprzedało się w zawrotnej ilości 100 tysięcy egzemplarzy.

Kulisy przygotowań do tego znanego cyklu MTV znajdziemy w książeczce płyty. Autor, Bartek Koziczyński z Teraz Rocka, zdradza, że zespół miał obiekcje przed wystąpieniem w konwencji unplugged, gdyż niezbyt dobrze wspomina swój występ w takiej formie sprzed 13 lat. Na szczęście dali się namówić, czego efektem jest omawiane wydawnictwo.
Zanim będzie o muzyce, warto wspomnieć o opracowaniu graficznym albumu, które wykonane jest z niezwykłą precyzją i artyzmem. Szczególnie jest to widoczne w limitowanej edycji albumu, zawierającą dodatkową płytę DVD, która, oprócz audiowizualnej rejestracji koncertu, zawiera także galerię zdjęć i ciekawy materiał making of.

Hey postawił na niekonwencjonalne aranżacje. Znane piosenki zespołu zyskały nową, często ciekawszą barwę, zmieniając się nie do poznania. Na szczególną uwagę w tej materii zasługują otwierający całość Fate z „rwanymi” partiami sekcji smyczkowej, Missy Seepy z przeszywającym udziałem liry korbowej, klezmerski [sic!], latynoska Zazdrość oraz finałowy Teksański, w czasie którego na chwilę znajdujemy się na Dzikim Zachodzie. Mniej przekonująco dla mnie wypadają Ho, gdzie jednorodne, również „rwane” partie skrzypiec przeszkadzają oraz zbyt oszczędna Cudzoziemka w raju kobiet. Na szczęście niektóre piosenki nie zostały zbytnio przearanżowane, a jedynie wzbogacone o brzmienie instrumentów dętych lub smyczkowych (np. A Ty?, Mru mru, To tu).

Oczywiście są i niespodzianki. Zespół zaprosił tego dnia do Teatru Roma dwie znaczące dla polskiego rocka osobistości – Agnieszkę Chylińską i Jacka „Budynia” Szymkiewicza z Pogodno. Z Agnieszką Kasia zaśpiewała cover PJ Harvey Angelene, z Jackiem natomiast ich wersję Candy Iggy Popa.

Podsumowując – MTV Unplugged Heya to pozycja wyjątkowa, zarówno w dyskografii zespołu, jak i w dziejach polskiego rocka. Zespół pokazał nowe oblicze i wyszedł z tego obronną ręką. Sprawił, że albumu z rejestracją tego koncertu słuchają zarówno synowie i córki, jak i ich rodzice.[camel]


Strona zespołu: http://www.hey.pl/

26 sierpnia 2008

Obserwator: Monday Rebels

Jeśli miałbym wskazać debiutantów, których chętnie zobaczyłbym i posłuchał na którymś z wakacyjnych festiwali, bez wahania wymieniłbym Monday Rebels z Warszawy. Grają taką właśnie przebojową, gitarowo-melodyjną muzykę, jakiej najlepiej słucha się na dużych imprezach pod gołym niebem. Na Zachodzie funkcjonuje takich zespołów mnóstwo – fakt, że wiele z nich to tzw. jednorazówki (muzyka wpada jednym, wypada drugim uchem, a pomiędzy nimi nic nie zostaje). Chociażby tacy The Subways – fajnie się ich słucha, a równie fajnie zapomina o ich istnieniu, kiedy stacje radiowe przestaną grać promosingle.

Demo Monday Rebels to kilka niezobowiązujących, melodyjnych piosenek. Najlepsza z nich – powiem nawet, że to jedna z najczęściej przeze mnie nuconych piosenek tych wakacji – to Gateway Car. Ma wszystko, czego oczekujemy od letniego indieprzeboju: łatwą do zapamiętania melodię, odrobinę gitarowego hałasiku, rytmiczno-roztańczoną sekcję, handclapsy i przede wszystkim – porywający refren. Niedbały wokal Grześka Stompora na pierwszym planie, na drugim sympatyczne, młodzieżowo radosne chórki w wykonaniu reszty zespołu. Trudno się od tej melodii uwolnić! Rządzi również Friend Of The Band – bardziej rokendrolowy w klasycznym rozumieniu. Kłania się poszanowanie dla rockowej tradycji: dobrze zgrane gitary, odrobina hipnotycznego dudnienia basu, stonesowskie chórki. Koncertowy killer, tak sądzę. Co tam jeszcze? Hide And Seek długo się rozkręca, ale warto poczekać na przedniej jakości refren. Znowu te szalone chórki! Rebound Baby z kolei nawiązuje do brytyjskiego postpunka i również miło wchodzi, choć już bez tej świeżości, jaką mają poprzednicy.

Nie ma mowy o żadnej muzycznej rebelii – nikt tu niczego nie chce odkrywać na nowo. Monday Rebels dobrze bawią się doskonale znanymi motywami, ale robią to z wdziękiem i żywiołowością muzyków cieszących się z pierwszych udanych prób skomponowania własnej piosenki. [m]

Strona zespołu:
www.myspace.com/mondayrebelspoland

25 sierpnia 2008

Stop Mi!: Kod kreskowy miłości EP (wyd. własne, 2008)

Skacząc po stronach WWW natrafiłem na konkurs dotyczący definicji shoegazu, bez podawania nazw konkretnych wykonawców. Zwyciężyło coś takiego: "Shoegaze to granie gitarowe przy użyciu wielodźwięków generowanych z wszelkiego rodzaju "przetworów" dostępnych poprzez nogę gitarzysty. W ten sposób muzyk zmuszony jest do patrzenia na własne buty (shoes) i uzyskuje brzmienie np. typu: plim, plam szoooooouuuuuuuu". Nagrodą była debiutancka EP-ka młodej warszawskiej grupy Stop Mi! Nie brałem udziału w konkursie, lecz zachęcony pozytywną recenzją koncertu posłuchałem króciutkiego wydawnictwa (tylko 3 utwory) na myspace.

Grają przyjemnie chłopaki. Każdy z zaprezentowanych kawałków jest jakby z innej beczki, mimo że mieszczą się w konwencji shoegazu i dream-popu. Pierwszy krok w chmurach przywołuje nostalgię za latami 80. dzięki oldschoolowym syntetyzatorom. O tym, że mamy wiek XXI przypominają post-punkowe gitary nie pozbawione tanecznej werwy charakterystycznej dla dokonań Bloc Party. Powoli snujący się klimat to patent, na którym zbudowano Piosenkę dla dtarszych pań. Słuchając refrenu czuję ciary. Wokalista wyje wysokim głosem, po chwili dochodzi drugi głos ładnie go uzupełniając. Skąd w młodzieży bierze się tyle smutku i wyalienowania?

Najlepszy, najbardziej dopracowany jest utwór tytułowy. Kod kreskowy miłości to idealny koncertowy wymiatacz! Fuzja najmodniejszych dźwięków ostatnich lat: chłód Interpolu, ciętość gitar Bloc Party, skoczność Franz Ferdinand. Wszystko to sprawia, że kawałka chce się słuchać bez końca śpiewając pod nosem Nie dla mnie/ Świat na M/Sztuka przez duże Z. Paul Banks może być dumny, doczekawszy się takiej latorośli:)

Jestem na „tak”. W ich muzyce zbyt dużo się dzieje dobrego, by mówić o przypadkowości. Niech tylko wokalista pozbędzie się drażniącej, „meczącej” maniery. [avatar]

Strona zespołu: www.stopmi.pl
www.myspace.com/stopmi

Très.b: Scylla And Charybdis (wyd. własne, 2007)

Très.b to zjawisko charakterystyczne dla wielokulturowej sceny europejskiej. Założony w Danii, obecnie działa w Holandii, a jego liderką jest polska wokalistka i instrumentalistka, Misia Furtak. Muzycy mają korzenie w różnych krajach, ale to nie przeszkadza im wspólnie tworzyć. Scylla And Charybdis to debiutancka płyta tego kwartetu – wcześniej była jeszcze EP-ka Neon Chameleon. Nazwa zespołu oznacza z francuskiego „bardzo b.” i ma świadczyć o przywiązaniu zespołu do muzyki „klasy b”, czyli według ich rozumienia, surowej, nieoszlifowanej w procesie produkcji studyjnej. Ja proponuję inną interpretację: rozwińmy tę nazwę w słowa très bien, czyli bardzo dobrze. I to mi pasuje!

Na Scylla And Charybdis odnajdujemy muzykę wyciszoną, delikatną, emocjonalną, bardzo rzadko uderzającą w bardziej zdecydowane tony. Płyta rozpoczyna się może trochę niefortunnie, dwoma mało przystępnymi utworami. Zither to ambientowy wstęp przepuszczony przez brudzący filtr trzeszczącej czarnej płyty. Z kolei Southened-On-Sea to dysharmoniczna piosenka, która moim zdaniem powinna wylądować gdzieś w głębi zestawienia i czekać na lepiej przygotowanego słuchacza. Na szczęście kolejne utwory rozwiewają wątpliwości i rozpoczyna się prawdziwy festiwal pięknych piosenek, za które można Très.b naprawdę pokochać. Począwszy od łagodnego OK, w którym Misia wspina się na wyżyny soulowej wokalistyki, przez fenomenalny Flooding Empty Holes (im częściej słucham tej piosenki, jej miękkich, oszczędnych dźwięków, tym bardziej jestem zauroczony), rozedrgany Man Inside Wolf, wyrazisty, pełen napięcia utwór Ola, aż po niesamowicie klimatyczny, shoegaze’owy I Shula. Na wielkie uznanie w tej części płyty zasługuje też Winter In My Hands, z przepięknymi partiami Hammondów. Po nim następuje gwałtowne przełamanie nastroju i najostrzejszy numer na płycie, czyli Raisin. Przesterowane gitary i wysilony głos Misi – komuś to przypomina The Gossip? Mogłoby się wydawać, że od tego miejsca Très.b zaczną grać ostrzej, ale nie, znowu się wyciszają i tak jest już do końca. Na uwagę zasługuje jeszcze Addiction, z dynamicznym, hałaśliwym wtrętem.

Dobrze, że taka muzyka, popularna szczególnie w drugiej połowie lat 90. (tylko kto pamięta o takich zespołach jak June?), przetrwała new rock revolution i również dziś ma szansę czarować słuchaczy poszukujących ładnych, ale nie przesłodzonych melodii i szczerych emocji.

Na koniec informacja prosto z Holandii: jesienią ukaże się wznowienie Scylla And Charybdis wzbogacone o dodatkowy utwór, z poprawionym brzmieniem (tzw. remaster, chociaż sam nie wiem co tu poprawiać). Czy to wydanie pojawi się w normalnej sprzedaży w Polsce? Nie mam pojęcia, póki co opisywaną wersję z 2007 roku można czasem upolować w sklepach internetowych – i to za niewielkie pieniądze, ja zapłaciłem 25 zł. Polecam.[m]

Strona zespołu:
www.tres-b.com

21 sierpnia 2008

NYC w Krakowie

White Rabbit’s Trip: Holes In The Sky EP (wyd. własne, 2008)

Załoga z Krakowa debiutancką EP-ką postanowiła udowodnić, że swoją dziwną nazwę przybrała nieprzypadkowo. W pięciu utworach serwuje słuchaczowi całkiem przekonujący trip w wirujące kręgi muzycznej wyobraźni. Trochę tu sięgania do klasyki psychodelii, sporo porządnego rockowego rzężenia, przejść i zmian rytmu, kwaśnych wokali, oniryczno-narkotycznych dzwoneczków i wyciszeń.

Można mieć lekki żal do zespołu o to, że porzucił proste rokendrolowe granie z poprzedniego dema (szkoda, że usunęliście te piosenki z majspejsa, chłopaki). Te stereophonicowe jazdy w My TV czy Who’s Drivin’ to było coś bardzo, bardzo pożądanego i kręcącego. Z drugiej strony rozumiem – chcieli pokazać coś nowego, na co naprawdę ich stać.

Poza dość tradycyjnym gitarowym numerem Bury Me With My Mobile, płytka jest zdecydowanie pojechana. W nagraniu tytułowym zespół skacze po nastrojach jak rzeczony biały królik z Alicji w krainie czarów. Niepokojące brzmienie wibrafonu ustępuje ekstatycznym nawiązaniom do psychodelicznych Beatleasów (Lucy In The Sky). W Our Planet Is Alright leniwe zwrotki znienacka wskakują na wysokie obroty refrenu, w którym z zapętlonej, odtwarzanej jakby z przeskakującej w kółko w to samo miejsce płyty, wynurza się narastający zgiełk. W People Are Boring Mateusz Tondera daje popis wokalnej ekspresji w mocno maniakalnym stylu. Gitary wibrują, tempo skacze jak tętno pacjenta poddawanego elektrowstrząsom. A finał? Totalne „sajko”. Na koniec dostajemy całkiem przebojową piosenkę The Source. Z melodyjnymi chórkami, nastrojowymi partiami „butelek” i prostym gitarowym riffem.

Teksty też niczego sobie. Ironiczne i całkiem oryginalne. W Bury Me With My Mobile podmiot liryczny prosi o pochowanie go z komórką, aby mógł zadzwonić do swoich przyjaciół z miejsca, w które trafi po śmierci. Żart, a może klasyczna fobia przed pochowaniem żywcem? Można by tę myśl rozwinąć o antropologiczne rozważania na temat zwyczaju chowania nieboszczyków z dzwonkiem w trumnie, ale to chyba nie to miejsce, nie ten czas... W moim ulubionym Our Planet Is Alright narrator wieszczy zagładę świata, by w chwilę potem powtarzać jak w amoku, że ciągle wierzy, iż ta planeta może być całkiem miłym miejscem do życia. Eko-song? Znów można się pobawić w różne interpretacje, jednak to już pozostawiam każdemu z was.

Niespodziewanie z majspejsowej czarnej dziury wyłonił się bardzo dobry, intrygujący swoją muzyką zespół. Przypuszczam, że ich koncerty to prawdziwa eksplozja energii i dobrej zabawy. Warto sprawdzić to na własne oczy i uszy, więc wypatrujcie plakatów! [m]

Strona zespołu:
www.myspace.com/whiterabbitstrip

20 sierpnia 2008

Niebezpieczne tematy - rozmowa z Kawałkiem Kulki

Rozmowa z zespołem Kawałek Kulki

- Rozmawiamy tuż po waszym koncercie na scenie leśnej Off Festivalu. Nie jesteście zadowoleni z tego koncertu? Czuliście tremę?

Magda (skrzypce, głos): - Właśnie przez tę tremę trochę narzekamy na pewne pomyłki i błędy, które popełniliśmy – my je słyszymy, choć nie są słyszalne na zewnątrz. One w nas zostają i sprawiają, że czasem po koncercie jesteśmy niezadowoleni.

Błażej (głos, gitara): - Wchodząc na scenę nigdy nie wiesz, co cię spotka, czy nagle puszczą ci zwieracze przyzwoitości i staniesz się rozluźnionym kolesiem i będziesz grał siebie, a nie kogoś innego, czy po prostu zepniesz się tak, że staniesz się kimś innym. To polega na tym, jak zostaniemy odebrani, a nie jak my to odczuwamy – chociaż to akurat jest dla nas ważne.

- Ale publiczność się bawiła, więc chyba było w porządku?

Błażej: - Ktoś tam klaskał. Ludzie reagowali i to się liczy.

- Wszyscy chcieli Kolegi tatę...

Błażej: - No więc był.

- Mogłoby się wydawać, że niektórzy odbierają was jako zespół jednej piosenki.

Błażej: - Nie wiemy, jak jest naprawdę, może ludzie znają naszą płytę, ale jest takie ciśnienie na ten utwór... Zagraliśmy go dla ludzi, nie dla siebie.

- Jest jakiś problem z tą piosenką?

Błażej: - Ścigają nas za nią, ten kolega, o którym jest ta piosenka. To bardzo niebezpieczne tematy.

- Na koncercie sekcja momentami wyrywała się do przodu i grała dość szybko. Czy nie kusi was czasem, żeby zagrać ostrzej, dodać piosenkom więcej punkowej energii?

Jacek (perkusja): - Jeżeli czujemy, że trzeba przywalić, to walimy.

- Na koncercie graliście nowe utwory. Coś więcej na ich temat? Czy powstaje już nowy materiał?

Macio (bas): - Zagraliśmy trzy nowe utwory.

Magda: - Trzy nowe na dziewięć piosenek, to całkiem nieźle.

Macio: - Cały czas powstaje nowy materiał. Drugą płytę chcemy nagrać inaczej, na spokojnie. Pierwsza powstawała w pośpiechu, bardzo chcieliśmy pokazać to, co robimy. Teraz planujemy dłuższą pracę, chcemy zmienić naszą muzykę, żeby to nie była powtórka z debiutu.


- Płyta jest bardzo spójna, jednorodna. Czy wiecie już, co zdarzy się pod tym względem na drugiej?

Macio: - Ogólnie wiemy. Chcemy trochę namieszać. Wzbogacić instrumentarium na przykład.

Błażej: - To był zupełny przypadek, że płyta brzmi tak, jak brzmi. Mieliśmy okrojony czas pracy w studio, nie było czasu na eksperymenty. Ale tak po prawdzie, to jest kwestia naszego stanu w tamtym czasie. Ta płyta mogła być mocna, mogła być jazzowa, mogła być każda, a wyszła właśnie taka.

- Co z waszymi projektami alternatywnymi?

Magda: - To dla nas zupełnie inna płaszczyzna działalności. Nie odczuwamy ciśnienia, żeby nagrywać płyty itd.

- Scena gorzowska to Kolektyw Kawałek Kulki, czy jest jeszcze coś poza wami?

Błażej: - Scena gorzowska to my!

Magda: - Niedawno ukazała się kompilacja, która powstała w ramach obchodów 750-lecia miasta Gorzowa. Zdecydowana większość materiału pochodzi od nas, choć są też inni artyści, jak zespół Creska czy Waćpan P.

- Nie ma w Gorzowie innych zespołów?

Błażej: - Jest zespół deathmetalowy, reggae’owy i zespół densowy.

- Kto jest odpowiedzialny w Kawałku Kulki za teksty?

Błażej: - Ja przynoszę na próby gotowe teksty. O tekstach można by rozmawiać godzinami albo nie rozmawiać o nich wcale i ja obstaję przy tej drugiej wersji. Cóż, można je odbierać dosłownie, że jakiegoś kolegę bił tata, można też odbierać to jako takie odrealnione bajeczki.

- Przyznaję, że w waszym przypadku bardziej odpowiada mi ta druga interpretacja.

Błażej: - Druga płyta i teksty na niej będą na pewno inne, dużo mroczniejsze. To już nie będzie piaskownica, bardziej pierwsze wino za blokiem.

- Recenzenci uwielbiają etykietki, które mogą przyklejać zespołom. Macie niepowtarzalną okazję sami nadać sobie własne etykietki.

Błażej: - Reggae!

Magda: - Rock.

Macio: - Różne odcienie death metalu?

Jacek: - Muzyka progresywna.

Pytał i fotografował w trakcie Off Festiwalu w Mysłowicach [m]

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni