21 lipca 2009

[deleted]: Promo-album (wyd. własne, 2009)

[deleted] to młody zespół z Poznania. Istnieją od 2007 roku. Mają za sobą już pierwsze demo, teraz można zaopatrzyć się w tzw. promo-album. Skąd taka nazwa, jakby nie było, oficjalnego wydawnictwa? Na płycie znajduje się 8 utworów, w tym trzy w wersji studyjnej, dwa kawałki live zarejestrowane podczas Poznańskiej Rzeźni Rockowej w październiku 2008 roku oraz 3 kompozycje unplugged. Tak więc rzeczywiście jest to wizytówka zespołu - możemy przyjrzeć się kapeli w trzech różnych wydaniach.

Szybka szufladka. Grają melodyjny, alternatywny ciężki rock. Lubią odpowiednio skorelowaną mroczną elektronikę. Kojarzycie Staind, Creed, Nine Inch Nails? Mniej więcej wiadomo, w którym kościele bije dzwon. W necie można napotkać porównania do Toola. Hm... chyba jednak nie tędy droga. Dużym, jeśli nie największym atutem zespołu, jest niepozorna wokalistka o ksywce Third Eye. Nie ma gotyckiego image’u, za to grzywkę rodem z festiwalu Bazuna, jednak swoim głosem przekonuje już po pierwszych wersach.

Pierwszą cechą, na którą zwróciłem uwagę przy odsłuchu, jest prostota riffu, na którym muzycy opierają cały utwór. Posłuchajcie „singlowego” Comatose. To zaledwie kilka prostych akordów. Prawie genialnych w swej prostocie. Zastanawiające, jaki efekt potrafi wywołać kilka uderzeń w nisko nastrojone struny. Na podobnej zasadzie grzeje Warning. Bas od pierwszych taktów wprowadza odpowiedni nastrój, by charcząc i zgrzytając pociągnąć do końca kawałek. Oczywiście nie ma tu mowy o minimalizmie. W kompozycjach wiele się dzieje. Szczególnie w Warning. Gitara prowadzi swoistą rywalizację z posępnymi elektronicznymi przeszkadzajkami. Dźwięki starają się za wszelką ceną wyrwać przed peleton, zadeptać i stłamsić rywala. Efekt co najmniej intrygujący. Parę minut przyjemnej nerwowej muzyki o schizofrenicznym zabarwieniu.

Koncertowe wersje niektórych utworów nie robią takiego wrażenia co ich studyjne odpowiedniki. To chyba kwestia małego doświadczenia muzyków. Gdzieś ginie charakterystyczny mrok i zaduch, pozostaje tylko mięsisty rockowy ciężar. W dusznej, zadymionej sali klubowej może i zdają egzamin; odtwarzanie z CD nie dostarcza większych wrażeń. Może dlatego najlepiej mi się słucha kawałka Passion (nie mającego studyjnego pierwowzoru) znalezionego w wersji live ma myspace z zagrywką rodem z Circus Lenny'ego Kravitza?

Części unplugged nie można nic zarzucić. Chwalić również nie ma co. Kapela dobrze się czuje w takim akustycznym wydaniu. Nawet „prądowe” wstawki mają swoje uzasadnienie. I znów - najjaśniejszym punktem jest Wasteland (We Call Home) z racji tego, że nie możemy porównać utworu z efektem pracy w studiu nagraniowym. To bardzo fajny, klimatyczny utwór. W refrenie dopatruję się atmosfery, która towarzyszyła podczas słynnego koncertu Alice In Chains.

Na koniec zostawiam sprawę wokalu. Niedawno chwaliłem dziewczynę z Hetane, muszę także pochwalić Third Eye. Mocny, jasny głos doskonale uzupełnia niewesołe dźwięki. Orgazmoidalne wokalizy (proszę bez uśmieszków - tak piszą o stylu Dolores O'Riordan z The Cranberries). Rozpiętość - pewnie będzie z kilka oktaw. I co mnie ujęło, nawet w bardziej siłowych pochodach wokalistka nie ucieka się do krzyku; cały czas słyszymy czysty śpiew. Inna rzecz, że w dynamiczniejszym On The Road, gdzie trzeba wydobyć w krótszym czasie większą ilość tekstu, dziewczynie zaczyna brakować tchu i głos staje się bardziej skrzekliwy. Co nie jest fajne. Zapewne to kwestia treningu. Więcej ćwiczeń, świeżego jogurtu, unikanie gorącej kawy i będzie znacznie lepiej :)

Promo-album zaciekawia, jednak trzy studyjne kawałki to zdecydowanie za mało. Trzeba czekać do kolejnej odsłony. I na zmianę layotu na myspace. Obecny jest okropny. [avatar]




Strona zespołu: http://myspace.com/deletedbandcom

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni