19 września 2009

Made In Poland: Future Time (Schwartz & Schwartz, 2009)

Recenzować płytę polskiego zespołu z taką przeszłością – to dopiero wyzwanie!

Na początek trochę historii. Gdy w roku 1983 rozpada się krakowski zespół Ekshumacja, na jego gruzach muzycy zakładają nowy twór, nazywając go Made In Poland. Ówczesny skład: Robert „Rozzy” Hilczer (voc.), Krzysztof Grażyński (git.), Piotr Pawłowski (gitara basowa) i Artur Hajdasz (perkusja). Świetne przyjęcie w Jarocinie ’84, pierwsze nagrania, roszady w grupie. Rok 1987 to nagrywanie materiału na debiutancki album Made In Poland, który w końcu zostaje wydany w 1989 roku. Nie zyskuje on jednak wielu słuchaczy, co doprowadza do rozwiązania zespołu. W latach 90. panowie spotkają się kilka razy w ramach nielicznych koncertów. Rok 2008 to pojawienie się na rynku płyty Martwy kabaret, zawierającej materiał koncertowy oraz premierowe nagranie W moim pokoju. Potem – gościnny występ na płycie Wyspiański wyzwala. I nagle, dość niespodziewanie, pojawia się Future Time.

Dobrnęliście do tego miejsca? Uff. To teraz będzie z górki.

Future Time składa się z dziecięciu mocnych, gitarowych utworów, zanurzonych w klimacie psychodelicznego brzmienia. Znajdują się na niej piosenki szybkie, lecz także i spokojniejsze, oparte głównie na powtarzalności pewnych dźwięków i słów. Mantra czy nie, wrażenie, które to wywołuje jest dość przyciężkie, głos Artura Hajdasza (bo teraz to on jest odpowiedzialny za wokale w zespole) jest bardzo daleki od tybetańskich mnichów. I tak, gdy w przypadku Blow możemy czuć się początkowo zaniepokojeni mrocznym brzmieniem, to po 6 minutach trwania i przeciągania tych samych dźwięków mamy po prostu tego trochę w nadmiarze. Z drugiej strony album otwiera tytułowy utwór Future Time, który jest totalnym przeciwieństwem monotonii. Nie brak mu wyrazistości i drapieżnego zacięcia, zapada w pamięć i stawia wysoko poprzeczkę następnym kompozycjom. Po nim następuje chwilowe wyciszenie w utworze Love And Mist, gdzie ze spokojnego początku niespodziewanie wyrywa nas gitarowa melodia. W dziwny trans wprawia Pada śnieg, przez co przestajemy nawet zwracać uwagę na irracjonalność tekstu, poddając się w całości dźwiękom.

Co ciekawe, zespół zdecydował się zamieścić na płycie utwory zarówno w języku polskim, jak i angielskim. Wydaje mi się, że w tym przypadku warstwą tekstowa nie jest aż tak ważna, to znaczy sam jej sens. Staje się kolejnym elementem większej układanki, w której liczy się brzmienie. Ostateczny przekaz nabiera wyrazu dopiero w połączeniu z warstwą dźwiękową. To dość innowacyjne, biorąc pod uwagę poprzedni dorobek zespołu, gdzie tekst był bardziej wyeksponowany. Na płycie tego przykładem może być utwór W moim pokoju, który pojawił się na poprzednim wydawnictwie, a w tym przypadku został ponownie zarejestrowany.

Trudno pisać recenzję płyty i nie odnosić się do swoich własnych odczuć. To nie są klimaty muzyczne, które osobiście preferuję. Płyta wydała mi się nużąca, ciężka i klaustrofobiczna. Jednak zdaję sobie sprawę, że wielu ludziom odpowiadają mocne i mroczne brzmienia gitar, zapętlające się wokół jednego intensywnego motywu. Dlatego też nie przekreślam Future Time. To na pewno bardzo interesujący album. Jeśli dokonania cold wave nie są Wam niemiłe, będziecie zachwyceni. [spacecowboy]

Mija czas:




Strona zespołu:
http://www.myspace.com/mip2007

2 komentarze:

  1. Generalnie chcialem przesluchac, jak brzmi polski coldwave, ale podczas kolejnej minuty wczytywania profilu na ms zwatpilem. niezla porazka.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest klip:

    http://www.youtube.com/watch?v=2o3ZF3rKd4k

    OdpowiedzUsuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni