30 listopada 2009

Zerova: Hello Tree (FDM, 2009)

Casus labelu FDM wywołał spory oddźwięk w Internecie. To powstałe w 2008 roku wydawnictwo za cel wzięło sobie promocję muzyki alternatywnej w Polsce. Kontrakty zostały podpisane, nagrania ruszyły z kopyta. Po czym pojawiły się komplikacje. Problemem stało się znalezienie odpowiedniego dystrybutora, dzięki któremu płyty mogły się znaleźć na półkach sklepowych. Wyprodukowane egzemplarze zalegały w magazynach, premiery krążków systematycznie odkładano, a muzycy nie dysponowali prawami do sprzedaży albumów własnym sumptem. W końcu wydawnictwo zdecydowało się na desperacki ruch. W ramach protestu przeciwko panującym mechanizmom rynkowym postanowiło rozdać płyty za darmo. Od 23 listopada w posiadanie płyt mógł wejść każdy, kto wypełnił formularz zamówienia na stronie wydawnictwa. Jedyne koszty to opłata za przesyłkę pocztową - 4 zł. Krążek Zerovy obok płyt Popo i New Century Classics jest właśnie tym, którego dotyczy owa specyficzna promocja.

Historię zespołu pewnie już wszyscy znają. W skrócie: decyzja o powstaniu zespołu zakiełkowała niedługo po koncercie Múm, w którym to uczestniczyli muzycy. Zaczęli nietypowo jak na polskie standardy - ich debiut I Think We’ve Lost ukazał się w barwach szkockiej wytwórni Herb Recordings. W Polsce niedługo później wydali EP-kę We All Hum Sometimes (Acoustic Apples). Wydawnictwo dość zaskakujące, gdyż opierało się głównie na akustycznych dźwiękach gitar, z elektroniką ograniczoną do minimum.

Podobno muzycy komponują z zamkniętymi oczami. Dzięki temu mogą przenieść się na nieskażone cywilizacją tereny kresowych rubieży. Wczuć się w rytm natury, poczuć tętno przyrody i dać się porwać urokowi miejsc, które powoli odchodzą w zapomnienie. Mimo, że muzyka Zerovy w większości oparta jest na laptopowej elektronice, to idealnie oddaje bajkowy klimat fantastycznych krain pełnych nostalgii, uroku i zapomnienia. Sam zamykam oczy i widzę hasające po łąkach elfy, pijące źródlaną wodę jednorożce czy rozbrykane centaury. Ekipie z Białegostoku w popisowy sposób za pomocą trzasków i łagodnych bitów udaje się uchwycić delikatną i ulotną atmosferę Nibylandii.

Na Hello Tree muzycy otwierają oczy. Pierwsze sekundy nie są miłe. Znajdują się w nieznanym sobie miejscu, są przestraszeni i skołowani. Gdzie jesteśmy? Jak się tu znaleźliśmy? Taki jest otwierający album Error. Mroczny, duszny, klaustrofobiczny. Pełen niepokoju. Dźwięki elektroniki przypominają odgłosy konsoli statków kosmicznych ze starych filmów sci-fi. Dzięki temu mam wrażenie, że omawiane wydawnictwo to opowieść nawiązująca do klasycznych dzieł ekologicznej fantastyki naukowej. Dla przykładu Słowo las znaczy świat Ursuli LeGuin. Tytułowe drzewo to miejsce zmagań dwóch opozycyjnych przejawów natury ludzkiej. Chęci do niszczenia i dążenia do harmonii z naturą.

Cieszę się jak głupi mogąc śledzić tę historię. Czuję się jednym z jej bohaterów. Po początkowym zagubieniu odkrywam wspaniałość przyrody zrodzonej pod obcym słońcem (Savage The Circle). Napotykam tytułowe Drzewo, strażnika i mądrość całej planety (Hello Tree!). Za sprawą Planety ponownie robi się niespokojnie. Ktoś zły chce zrównać z ziemią te wszystkie cuda kierując się chęcią zysku: I’ll pinch you skin and pull your tooth/ And then I’m gonna break your leg/ I’ll drain your blood and plug your ears/ This is my plan to make you mad. Na szczęście wszystko dobrze się kończy w postaci prześlicznych Pavement i Foll’a. Jednak i ta podróż dobiega końca. Czas na pożegnanie (Ending Now Ending).

Oczywiście to moja prywatna interpretacja płyty. Teksty są introwertyczne i wskazują raczej na osobiste, subtelne relacje dwojga osób. Nie zmienia to faktu, że Zerova czaruje melancholijnym, pełnym tęsknoty klimatem. Rozśpiewała się Maja Chmurkowska. Jej głos niesie ze sobą cały ładunek emocji. Proszę sobie przypomnieć kobiece wokale w twórczości Massive Attack. Osobowość Mai to ta sama glina. Wtóruje jej Paweł Dudziński. Uczucie wiatru i przestrzeni to głównie jego zasługa. Dobrym tego przykładem jest High Speed 80, w którym każdy z głosów ma do opowiedzenia swoją historię, uzupełniając się komplementarnie.

Moje ulubione kawałki? Na pewno Krater z niespotykanym hałasem pod koniec. Oczywiście Savage The Circle z charakterystycznym dla zespołu dźwiękiem akordeonu (dlaczego jest go tak mało?). Króciutki Inremission #1 przypominający akustyczne wydanie grupy. Notwistowa Planeta z jakże wstrząsającym tekstem. Czy Tatula River z podskórnym rozedrganiem. Dobre wrażenie psuje jedynie tytułowe Hello Tree! z dość plastikowym motywem przewodnim oraz zbyt rozlazłe Ending Now Ending.

Płyta została nagrana by leczyć skołatane nerwy. Bez recepty. Nie trzeba czytać ulotki. Przedawkowanie nie grozi; skutków ubocznych brak. [avatar]

Tatula River:



Strona zespołu:
http://www.myspace.com/zerovaband

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni