16 kwietnia 2010

Czesław Śpiewa: POP (Mystic, 2010)


Czesław Mozil znowu mnie zadziwił. Nie tylko nagrał kolejną przebojową płytę z jeszcze większym rozmachem, z jeszcze większą liczbą instrumentów, to spełnił moje oczekiwania wracając do tego, co potrafi najlepiej – śpiewania własnych piosenek. Zupełnie jak za czasów Tesco Value.

POP sporo wiąże z dokonaniami duńskiego zespołu Czesława. Nie tylko końcówka Piosenki dla Pajączka, w której słychać cytat z Along Came A Spider z płyty Songs For The Gatekeeper (moim zdaniem jednej z najlepszych europejskich płyt obecnie trwającej dekady). Także bardziej osobiste teksty, wreszcie napisane przez Czesława, a nie będące zbitką internetowych rymowanek. Teksty, w których jest cały Mozil. Prowokacyjny, ironiczny, nieco pijany, trochę sprośny. Facet, który kiedyś napisał balladę (śpiewaną uroczym dziewczęcym głosem) o robieniu laski, tym razem śpiewa o fałszywej moralności, problemach łóżkowych rodziców widzianych z perspektywy dziecka, które po latach zaczyna rozumieć, dlaczego mama była smutna rano, no i oczywiście o piciu – aż do tego momentu, kiedy ulubione drinki przestają smakować i zaczynasz je zwracać.

Warto przy okazji wspomnieć o gościach, bo jest to żelazny punkt każdej kopiuj-wklej-notki o płycie. Na POP-ie mamy więc nieśmiałą Kasię Nosowską, zaskakującą Gabę Kulkę (niedługo Czesław pewnie napisze piosenkę, o tym że Gabę miało wielu... na swoich płytach) i naszego ulubionego oswojonego wokalistę blackmetalowego Nergala. O tym ostatnim muszę z przykrością powiedzieć, że wypadł jak Michał Wiśniewski w swoim najbardziej dramatycznym repertuarze. Cóż...

Zaczyna się w pełni reprezentatywną Piosenką dla Pajączka. Są tu wszystkie charakterystyczne dla Mozila patenty – swawolny ludowy motyw, tescowa gitara i – o rany – to uderzenie orkiestry! Robi wrażenie, daje kopa. Cudnie jest to zrobione, niby dworsko i elegancko, ale z nutą szaleństwa i brutalności. Plus chóry, olśniewające bogactwem tło – co za entree! Kiedy tatuś sypiał z mamą to takie połączenie magii dzieciństwa ze smutną rzeczywistością. Nie ma w mamie teraz srebra/ I nie było wtedy złota. Sporo życiowej prawdy można wyciągnąć z tego tekstu, oprawionego piękną rozdzwonioną melodią... Na miejscu trzecim singlowy utwór W sam raz – tak po prawdzie najsłabszy w zestawie. Zbyt podobny do tego, co było na Debiucie. Krucha blondynka – katarynkowa melodyjka, szalona kulminacja w refrenie (nie każdy będzie w stanie wysłuchać skrzeczenia Czesława, ale my, fani, godzimy się z jego wokalnymi ułomnościami) i ironiczny tekst: Każdy z nas tak by chciał/ Brać cię wciąż jak pierwszy raz brał/ Ty zawsze wolna jak narzeczony/ Jestem od ciebie uzależniony. W niespełna minutowym Podziękowaniu Czesław serwuje przyśpiewkę na akordeon i głos: Nie żądajmy siebie/ Nie prośmy o wiele/ Lecz dzisiejszą noc/ I spowiedź w niedzielę. I już oczami wyobraźni widzę zapyziałe miasteczko i żonkę zdradzającą męża z przedstawicielem handlowym...

Frozen Margarita (With Gin) zachwyca instrumentalnym przepychem. Ach ta melodia! Tak niedzisiejsza, porywająca, szarpiąca emocjami. Z tym niesamowitym wyciszeniem... What do you do/ When the drinks no good for you/ And you gotta throw it all away? W Caesia&Ruben Czesławowi towarzyszy Kasia Nosowska – śpiewa swoją zwrotkę w sposób tak niewinny, że aż zabawkowy. O tych w Krakowie zaskakuje mocniejszym rockowym rytmem, a w Dziewczynie z branży słyszymy owego nieszczęsnego Nergala, który... hm... wrzeszczy słowa: Słuchaj jak miłość wrzeszczy do ucha! Zabieg zrozumiały, wyszło tak sobie. Powiedzmy, że interesująco. Ale nie zatrzymujmy się, bo już rozbrzmiewa Caravan – coś, czego się naprawdę nie spodziewałem. Przecudny popowy temat zaśpiewany z plażową lekkością przez Gabę Kulkę, wibrująca surfowa gitara, jakby soulowy chór i... totalne wyciszenie. Fortepian, zupełnie inne klimaty. Kompletnie nieobliczalny kawałek muzyki zakończony gigantycznym harmidrem. No i na finał Pożegnanie Małego Wojownika. Dyskotekowy rytm zderzony z okiestrowymi zawijasami i wojskowymi marszami. Koniecznie posłuchajcie do samego końca – czirliderki rządzą!

Co można napisać w podsumowaniu? Zrobił to, ten gość znowu to zrobił! Płytę, która bezboleśnie łączy kicz z patosem i cudownymi melodiami, która brzmi tak, że zrywa skalp z wrażenia – a wszystko to jakby od niechcenia, w przerwie między margaritą i ginem z tonikiem. [m]

Pożegnanie Małego Wojownika:





Strona artysty: http://www.myspace.com/czeslawspiewa

Przeczytaj też: Czesław Śpiewa: Debiut

5 komentarzy:

  1. Czy tylko ja tak mam, że okładka Popu kojarzy mi się z Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band Beatlesów?

    OdpowiedzUsuń
  2. W tym roku rozpoczęła się nowa dekada. Tak więc, Songs For The Gatekeeper nie może być jedną z najlepszych europejskich płyt obecnie trwającej dekady.

    OdpowiedzUsuń
  3. sekstans porządkowy17 kwietnia 2010 15:25

    Są dwie "szkoły" liczenia dekad. Twoja opiera się na podobieństwie cyferek, ale jest mało logiczna.
    Taki test: Załóżmy, że Jezus Chrystus urodził się 1 stycznia pierwszego roku (nie ma roku zerowego).
    31 grudnia 1 roku skończył rok.
    31 grudnia 2 roku skończył dwa lata
    ...
    ...
    31 grudnia 8 roku skończył 8 lat
    31 grudnia 9 roku skończył 9 lat
    31 grudnia 10 roku skończył 10 lat, więc żył całą dekadę. I teraz analogicznie - dekady kończą się na okrągłych latach, nie na dziewiątkowych. Tak więc druga dekada skończyła się w 20 roku, setna - 31 grudnia 100-tnego roku, tysiącznego, dwutysiącznego itd.

    Tak więc pierwsza dekada XXI wieku zaczęła się 1 stycznia 2001 (tak jak i XXI wiek) i skończy 31 grudnia 2010.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jednak w muzyce liczy się dekadę od 00 do 09. Tak przynajmniej liczy większość serwisów związanych z muzyką, dziennikarze muzyczni, muzycy itd.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ta płyta to taki żart ze wszystkich słuchaczy Czesława, który satysfakcjonuje wszystkie strony.

    OdpowiedzUsuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni