3 lipca 2012

Très.b: 40 Winks Of Courage (Chaos Management Group/ EMI Music, 2012)


Na ubiegłorocznym Offie Misia Furtak zapowiedziała, że nowa płyta Très.b będzie powrotem do korzeni – surowego, prostego gitarowego grania. Od razu pomyślałem wtedy o całym albumie złożonym z takich Raisin’, Tour czy The Other Hand. Stało się jednak inaczej i polsko-holendersko-amerykańska grupa zabiera nas w depresyjną podróż będącą rozwinięciem tropu z debiutanckiego longpleja Scylla And Charybdis.

Nie ma więc ani ostrego naparzania na przesterach w stylu Gossip (tego starego Gossip, ludzie) czy Noisettes, nie ma też radosnych partii dęciaków i klawiszy znanych z płyty nr 2. Oj, to trochę się zmartwiłem. Bo skoro już nie będzie zgiełku, to niechby chociaż byli nadal weseli i uśmiechnięci jak na The Other Hand. Ale nie. Oni wolą być mroczni. No dobra...

Drugim powodem do zmartwienia jest dla mnie stwierdzenie faktu, że po kilku odsłuchach najbardziej zapamiętałem dwie piosenki śpiewane przez... Oliviera Haima (czyżby przygotowanie fanów na nadchodzącą solową płytę pod pseudonimem Anthony Chorale?). Strikes, Slips And Faults od razu wpada w ucho za sprawą przeciągłych wokaliz (ze zwykłego „uuuu” da się zrobić takie cuda, że ho-ho), a Let It Shine to przykład takiego singer/songwriterskiego akustycznego grania, który zawsze umości sobie miejsce w mojej pamięci. Misia jakoś mnie na tej płycie nie porywa – jest okej, ciągle czaruje tą swoją nieziemską barwą, ale... No chyba się odkochałem, jak nic!

Podstawowy zarzut, jaki mam do 40 Winks Of Courage (nawiasem mówiąc, świetny tytuł), to brak jakiegoś katalizatora emocji, takich utworów, jak te wymienione na początku, które robią łubudubu i pozwalają się wyżyć. Tu jest tak, że napięcie rośnie, rośnie i... nie następuje jego rozładowanie. Weźmy Hyper-Clutter, w końcówce aż się czeka na jakąś eksplozję, na uderzenie w twarz, a tu po kilkunastu sekundach szorowania przesteru wszystko się kończy. Dziękujemy, dobranoc. To samo w Something To Forget, jakby zespół oba wiał się, że mocniejsza końcówka wywali korki w całym bloku. No dobra, powiecie, ale jest przecież całkiem „spokołojący” Head Or Tail (wreszcie dali Olivierowi trochę pojazgotać) i „pidżejowa” końcówka Wheels And Engines. Racja, ale te momenty giną w dość monotonnej i jednowymiarowej metodzie kompozycyjnej całości.

40 Winks Of Courage to oczywiście nie jest zła płyta. Dla wielu recenzentów mainstreamowych mediów stanowi wręcz objawienie i łatwo mogę się domyślić, co jest tego powodem (międzynarodowy skład, tajemnicza dziewczyna o ślicznym głosie, światowość brzmienia itede, itepe). Są tu naprawdę solidne rzeczy, jak znakomity opener The Goose Hangs High, ejtisowo brzmiące Something To Forget, typowa dla tria zamszowa ballada Longing, urokliwy instrumental Lenghty Diatribe. Ale zrozumcie, jakoś nie potrafię tej płyty pokochać, jak poprzednich. I do końca nie wiem, dlaczego. [m]

 

Strona zespołu: http://www.tres-b.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni