25 sierpnia 2014

Pojedynek: Bluebells kontra Scandinavian Low


Zestawienie dość ryzykowne: wprawdzie oba zespoły pochodzą z województwa śląskiego, ale z „wrogich” sobie miast (Katowice – Sosnowiec), w obu za mikrofonem stoją dziewczyny – ale stylistycznie ich muzyka stoi na przeciwnych biegunach. Czy takie porównanie ma sens? Oceńcie sami!

Bluebells: Caterpillar EP (wyd. własne, 2014)


Duet Joanna Wieczorek (znana z Fifidroków) – Katarzyna Pierzak powstał w ubiegłym roku w Katowicach. Ich muzyka powstaje na babcinym pianinie Joanny, ale w wydaniu scenicznym i po rejestracji cyfrowej to już nowoczesna mieszanka elektroniki i żywego brzmienia perkusji. Tytułowy Caterpillar rozpoczyna się od jungle zmieszanego z bezdusznymi klawiszami, na których tle Joanna śpiewa zimnym wyniosłym głosem. Po chwili jednak tempo zwalnia, pojawiają się basy i uderzenie żywej perkusji. Wokal brzmi dostojnie jak u Rykardy Parasol. Jest klimat, są ciary.

W moich snach to już znacznie łagodniejsza kompozycja. Ciekawy, „ludowy” akcent w głosie wokalistki, główna linia melodyczna poprowadzona przez pianino i oto mamy ładną, nieco melancholijną piosenkę w stylu Ms. No One. W Man Of Few Words pojawiają się elementy drażniącego uszy dub stepu – na szczęście dominują nad nim perkusja i pianino, nadające kompozycji odpowiedniego dramatyzmu. We’re Alone atakuje z kolei plemiennym rytmem, który przełamuje nieco monotonny fragment w stylu world music – i wtedy robi się znacznie ciekawiej.

Debiutancka EP-ka dziewczyn z Katowic powinna przypaść do gustu fanom Drekotów, ale też bardziej „technologicznej” Bokki.





Scandinavian Low: Norra Music Session EP (wyd. własne, 2014)


Lo-fi, acoustic, folk noir, indie, 60s – takimi tagami opisuje swoją muzykę na Facebooku ten tajemniczy duet z Sosnowca. Tajemniczy, bo nie znamy nazwisk ani wokalistki, ani towarzyszącego jej gitarzysty. Jedno jest pewne: ich muzyka jest zjawiskowa jak odkrycie zakurzonych taśm sprzed wielu lat.

Zarejestrowany na żywo trzypiosenkowy materiał brzmi rzeczywiście jak nieco podczyszczone archiwalia. Bardzo surowo i oszczędnie – gra gitarzysty na pierwszy rzut ucha może się nawet wydawać prymitywna, zbyt prosta. Ale każdy kolejny odsłuch utwierdza w przekonaniu, że jest to całkowicie świadomy zabieg, że prostota tych akordów jest dokładnie przemyślana i ma służyć tylko jednemu – ekspozycji niezwykłego głosu dziewczyny. No dobrze, jest i drugi cel – wywołanie atmosfery misterium, pełnej namaszczającej ciszy ceremonii.

To, jak śpiewa wokalistka Scandinavian Low, trudno wyrazić słowami. Jest w jej głosie zarówno chłód północy, doskonała precyzja, jest jednocześnie jakaś żarliwość pieśniarek z lat 60. To nie jest mizdrzenie się do mikrofonu, to nie jest bezsensowne eksponowanie swoich możliwości wokalnych, to jest wyrażanie siebie. Szkoda, że wyłącznie po angielsku, ale może nie da się inaczej.

Wszystkie trzy piosenki porażają urodą i ascetyczną, chłodną dokładnością. Oczywiście numerem jeden musi być A Dream. Jak sen. Jak koszmar. Jak złowroga opowieść. Jak odgłos otwieranej trumny w samym środku nocy. Ciareczki aż do rdzenia.



Jak widzicie, porównanie tak różnych zespołów nie ma większego sensu. No, może jeden – powinniście posłuchać obu, bo to bardzo zacne nowe twarze. [m]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni