10 sierpnia 2015

Off Festival - Katowice, Trzy Stawy, 7-9.08.2015


Jeśli jest pierwszy weekend sierpnia, to jesteśmy w Katowicach, by sprawdzić na własne uszy formę polskiej reprezentacji na najpopularniejszym krajowym festiwalu muzyki alternatywnej (z dziesięcioletnią już tradycją!).





Na przywitanie bardzo udany występ zespołu Tania O. Liczyłem, że się spiszą i się nie zawiodłem. Świetne spasowanie wszystkich muzyków w połączeniu z niby prostymi, ale jednak wymagającymi skupienia piosenkami, dało efekt profesjonalizmu i pasji. Zaskoczyła mnie obecność tekstów po polsku - to zwiastuje spore zmiany na nadchodzącej płycie. Szczególnie zwróciłem uwagę na utwór Komety. Będzie się działo.


Wilga. To miał być koncert dnia i... prawie był. Zabrakło trochę większego zdecydowania. Zespół rozkręcał się powoli, stawiając na klimat, ale w palącym słońcu ciężko było się w tym klimacie zanurzyć. Jednak z biegiem minut było coraz lepiej i już takie Cold potrafiło porwać. Zdecydowanie muzyka do kontemplowania w bardziej intymnych warunkach.


O The Stubs mogę napisać tylko jedno: są mega profesjonalni i bardzo sprawni. Ich prosty, ciężki rock'n'roll to muzyka motocyklistów, a ja niestety jeżdżę tylko popularnym kompaktem. Ruch sceniczny i odzywki kojarzyły mi się ze złotymi czasami Acid Drinkers. To zarzut, czy komplement - oceńcie sami.



To występ Kristen był moim najlepszym koncertem piątku. Ekipa Michała Bieli pokazała się od różnych stron: było jazgotliwie w najlepszym sonicznym wydaniu, momentami piosenkowo, nawet bajkowo, aż do popadnięcia w katatoniczny trans. Równowaga między hałasem i dobrym wykonawstwem udowadniała, że mamy do czynienia z zespołem dojrzałym i zasługującym na swoją (w pewnych kręgach) legendę.



Dwie urocze i zabawne (dowcipy o lekarzach!) dziewczyny z Dog Whistle zaskoczyły językiem swoich piosenek. Otóż większość z nich została wykonana... po persku. Nawet te, które na płycie zaśpiewano po angielsku (a przynajmniej jedna z nich). Świetnie wypadły przebojowe Mastom, Mastom i gniewne, surowe na miarę riot grrrl Gun. Było sympatycznie i lołfajowo. Idealnie na początek sobotniej tury.


[peru] - moc, gniew i świetna technika. Agresywny, matematyczny hard core.



Sutari - minimalistyczny folk z ciekawymi momentami (mikser elektryczny!) i dużą radością grania i wspólnego śpiewania.



Enchanted Hunters zaskoczyli mnie zmianą brzmienia w kierunku lekko popowego, nawet elektronicznego. Nad utanecznionymi podkładami unosiły się zwiewne wokale i delikatne partie fletu - znak rozpoznawczy zespołu. Było miło, ale bez większych wzruszeń.




Za to Hańba! to prawdziwy wulkan energii. Rozruszali namiot tak, że nikt nie pozostał obojętny na ich prowokacyjną interpretację miejskiego folku w punkowym wydaniu. Mam tylko nadzieję, że młodzi w większości odbiorcy wyłapali ironiczny wydźwięk ich twórczości.



A Olo Walicki? Kunszt instrumentalistów, rozbuchane aranżacje i humor rodem z POLOVIRUS-a. Dużo przesady, ale i sporo frajdy dla miłośników choćby Mitch&Mitch.



Rycerzyki. Znowu niefortunnie, bo na dużej scenie, "w samo południe", a ich subtelna odmiana indie popu nadaje się raczej do klubu wieczorową porą. Było sporo piosenek po polsku - zaskoczenie po anglojęzycznych singlach, a głos wokalistki momentami przypominał... Gabę Kulkę. Była Rimemba!



Złota Jesień najwyraźniej postanowiła zostać najgłośniejszym polskim wykonawcą tej edycji Offa. Duszna atmosfera namiotu, kocioł pod sceną, ściana sprzężeń i perkusyjnej kanonady, dygoczące deski podłogi. Mocne przeżycie, aczkolwiek na żywo zniknęły wszelkie ślady melodii obecnych na płycie, co mi nieco doskwierało.



I absolutny numer jeden festiwalu - Der Father. Zagrali chyba koncert życia. Potężny, perfekcyjny brzmieniowo i wizualnie. Niesamowicie mocny głos Joanny Sokołowskiej i jej sceniczna charyzma nie pozwalały ani na chwilę oderwać oczu od tego, co działo się na scenie. A działo się. Były teatralne gesty, ekspresyjne walenie w talerz, był wijący się za klawiszami Daniel Pigoński, bombardujący bębny Jerzy Rogiewicz i mistrz drugiego planu, Bartek Tyciński. Der Father wypunktowali wszystkie słabości wielu polskich zespołów: brak pomysłu na sceniczny image, ułomność instrumentalistów, brak zgrania, braki wokalne - i zrobił z nich czysty perfekcjonizm. Po takim występie powinny posypać się propozycje zagranicznych festiwali.


Ukryte Zalety Systemu - solidnie, jak na płycie. Punk z zimnofalowymi korzeniami, ale po Der Father mogło być już tylko przyzwoicie.

I jeszcze kilka festiwalowych migawek:






Tekst i zdjęcia [m]

2 komentarze:

  1. Brakuje mi tego co pojawiało się we wcześniejszych recenzjach OFFa - przydałoby się jakieś ogólne streszczenie (nawet krótkie) festiwalu, oprócz samych suchych podsumowań poszczególnych zespołów, pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O czym tu pisać? Z cateringu nie korzystałem, w miasteczku namiotowym nie mieszkałem. Zakrętki przemycałem, płyty kupowałem. Palacze wciąż wkurzają. Coraz więcej zagranicznych zespołów, których istnienia nie pojmuję. Tyle...

      Usuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni