24 grudnia 2015

Extra: Extra (wyd. własne, 2015)


Słowo „nerd” raczej nie pojawia się w kontekście muzycznym. Jednak słuchając dźwięków warszawskiego tria, pierwsza samorodna myśl pojawiająca się w głowie brzmi: Co za nerdowska płyta!

Herbert, Maciek i Adam wydali swój debiut własnymi siłami. Aczkolwiek to propozycja dla Thin Mana, do postawienia na półce obok zespołów pokroju Muzyka Końca Lata oraz Maki i Chłopaki. Z tria bije ta sama tęsknota za niewinnym dzieciństwem i eleganckim dorosłym światem. Za światem, w którym komplement wywołuje rumieniec na twarzy dziewczyny, gdzie zaproszenie na lody wymaga niemałej odwagi, a najwspanialszy czas to ten nad rzeką przy muzyce świerszczy. Ok, trochę się zagalopowałem. Extra nie jest staromodną kapelą. Muzyka Końca Lata przecież też nie. Ale w obydwu przypadkach teksty są zaśpiewane z nienaganną dykcją, czystym głosem i są pozbawione jakiejkolwiek bezpośredniości i dosłowności. I opowiadają w dość poetycki sposób o codziennych, banalnych czynnościach. Zajęciach między kolejnymi spotkaniami z ukochaną osobą. I stąd wziął się mój „nerdyzm”.

Tak widzą świat mole książkowe, werbalizujący nieporadnie swoją strefę uczuciową. Żadni z nich łowcy polujący na zdobycze, żadni Casanowy, przewodnicy stada, kobieciarze. Ich bronią są słowa. Niebanalnie opisujące pozornie nic nie znaczące szczegóły, stany emocjonalne, sytuacje. Extra sami przylepili sobie łatkę „sad pop”. Wokalista ma charakterystyczną, rozmarzoną barwę głosu i łatwo sprawia, że słuchacz razem z im czuje się szczęśliwie-nieszczęśliwy. Choć to (na szczęście) smutek małego kalibru, w większości wyrażający się tęsknotą za kolejnym dniem.

Do warstwy tekstowej panowie dołożyli swoją „tiny music”. Dużo tu rachitycznej elektroniki, prostego bitu i marzycielskich dwugłosów. Choć ów minimalizm nie wynika z niedostatku warsztatowego muzyków, a bardziej ze sprytnego zamysłu. Kruche warstwy dźwiękowe dobrze uwypuklają łagodność linii melodycznej, pozorna toporność rozwiązań aranżacyjnych jest udanym nośnikiem dla niezłych melodii. Dobrym tego przykładem jest Wilcza melodia: oleisty spazm syntezatora wespół z nieśpiesznym bitem nadaje sens łkającemu refrenowi. Singlowe Wyjechać automatycznie ustawia odpowiedni kadr - gorące lato, rozgrzane upałem miasto i lekki bezsens egzystencji w warstwie słownej. Niezłe jest też niespełna dwuminutowe Ty i ja. Tu wystarczy bujający motyw główny i dobra melodia. Oraz udany mariaż elektroniki ze stylową gitara. Właśnie, potrafią też w tę gitarę przyłożyć - Kapelusz wchodzi w pamięć już od pierwszego przesłuchania ze względu na panujący w tym utworze duszny niepokój. Ewidentne potknięcie zespół zalicza tylko jeden raz. Dwa dni to przykład zbytniej inspiracji kiczowatym elektropopem z lat 80. ubiegłego wieku i wysłuchać kawałka do końca jest bardzo ciężko.

W bio zespołu można wyczytać, że „to jeden z niewielu zespołów krajowych, który śpiewa tylko po polsku, a aranżuje po amerykańsku, czerpiąc z najnowszych post-pitchforkowych wzorców. Najpewniej gdyby Neon Indian i Frank Ocean byli Polakami, to brzmieliby jak EXTRA”. I bądź tu mądry blogerze i wymyśl coś bardziej odpowiedniego... Więc jeśli czytelniku zauważysz, że twoja żona/dziewczyna zachwyca się filmami z Clarkiem Gablem - podaruj jej płytę Extra i posłuchaj z nią wspólnie. Nie pożałujesz! [avatar]



Strona zespołu: https://www.facebook.com/extramuzyka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni