Gabriela wystąpiła z trzyosobowym zespołem. Większość utworów została nieznacznie przearanżowana, tak aby wszyscy członkowie zespołu mieli jakieś zajęcie i mogli pokazać swoje umiejętności. Całość brzmiała dość surowo i energetycznie, co mogło się podobać i się podobało. Aż żal, że klubowy wystrój wymuszał na publice pozycję siedzącą. Zaczęli od Pilota i Za królestwo i pół. Pięknie było, czar powoli ogarniał również sceptyków, którzy marudzili, że „wolą oryginał” (czytaj Tori Amos). Przez chwilę było smoothjazzowo (Love Me), a zaraz potem wręcz tanecznie za sprawą motorycznie podanego Spitting Image. Brawa dla sekcji, która dała tej kompozycji dancepunkowego kopniaka. Koncert zdominowały piosenki z płyty Out. Wzruszenie ściskało mi gardło podczas In The Lens i przesłodkiego Shark. Na bis niespełna godzinnego spektaklu wykonali Death Won’t Save The Day – hałaśliwie i bezkompromisowo. Nie było coverów – szkoda, bo śliniłem się na London Calling albo 2 Minutes To Mindnight. Głos Gabrieli i jej gra na Rolandzie (na fortepian czy choćby pianino nie było na mikroscence miejsca) zdominowały przestrzeń powietrzną. Widać było, że śpiewanie na żywo to jest to, co lubi najbardziej. Teraz pora na większą scenę. Off Festival? Panie Rojek, jest pan tam? [m]
31 grudnia 2007
Gabriela Kulka - Katowice, Garage Club 20.12.2007
Gabriela wystąpiła z trzyosobowym zespołem. Większość utworów została nieznacznie przearanżowana, tak aby wszyscy członkowie zespołu mieli jakieś zajęcie i mogli pokazać swoje umiejętności. Całość brzmiała dość surowo i energetycznie, co mogło się podobać i się podobało. Aż żal, że klubowy wystrój wymuszał na publice pozycję siedzącą. Zaczęli od Pilota i Za królestwo i pół. Pięknie było, czar powoli ogarniał również sceptyków, którzy marudzili, że „wolą oryginał” (czytaj Tori Amos). Przez chwilę było smoothjazzowo (Love Me), a zaraz potem wręcz tanecznie za sprawą motorycznie podanego Spitting Image. Brawa dla sekcji, która dała tej kompozycji dancepunkowego kopniaka. Koncert zdominowały piosenki z płyty Out. Wzruszenie ściskało mi gardło podczas In The Lens i przesłodkiego Shark. Na bis niespełna godzinnego spektaklu wykonali Death Won’t Save The Day – hałaśliwie i bezkompromisowo. Nie było coverów – szkoda, bo śliniłem się na London Calling albo 2 Minutes To Mindnight. Głos Gabrieli i jej gra na Rolandzie (na fortepian czy choćby pianino nie było na mikroscence miejsca) zdominowały przestrzeń powietrzną. Widać było, że śpiewanie na żywo to jest to, co lubi najbardziej. Teraz pora na większą scenę. Off Festival? Panie Rojek, jest pan tam? [m]
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni
-
Ledwo skończył się tegoroczny, a my już myślimy o następnym. Pomarzyć zawsze można, dlatego wspólnie stwórzmy listę wykonawców, których chci...
-
To nie jest płyta przełomowa. Więcej, operuje w raczej dobrze znanych nam klimatach brzmieniowych. Ale co mnie to obchodzi – tego chce się ...
-
Lata 80. w polskiej muzyce popularnej są jak przybrzeżne wody najeżone rafami i niebezpiecznymi szczątkami rozbitych statków. Żeglowanie ...
-
WAFP! z dumą przedstawia: 01. Girls Overcome By Satan : Girl Overcome By Satan/ We Love Hair Police Since We Were Six EP - więcej 02. D...
-
Ostatnio dwie sprawy zaprzątają mi myśli, te związane z szeroko pojętą muzyką vel kulturą. Pierwsza z nich szczególnie drażniąca. Trójko, ko...
-
Mimo że rok 2009 powoli odchodzi w przeszłość, ciągle jeszcze skrywa nieodkryte skarby, które sprawiają, że nie możemy o nim zapomnieć. Oto...
-
Młody warszawski zespół, który już został okrzyknięty sensacją i (kolejną) nadzieją polskiej sceny alternatywnej. Zastanawiające, co było pr...
-
To, co nie do końca udało się Vermones, Sex Architects osiągają bez trudu.
-
Tajemniczy zespół grający fajne, bezpretensjonalne piosenki, od których nie można się uwolnić.
-
Miałem okazję uczestniczyć w koncercie NAO w Sopocie podczas ich występu obok Tides From Nebula. Nie zachwyciłem się. Niknący i niezrozumia...
Czyżby początek nowego cyklu - relacji z koncertów? ;>
OdpowiedzUsuńjeśli tylko będę na jakimś koncercie (a rzadko się to zdarza jakoś), na pewno napiszę relację. a gdyby ktoś z szanownych dear readers miał ochotę popełnić relacyjkę - niech pisze maila!
OdpowiedzUsuń