10 maja 2011

Fade Out: No Movie Soundtrack (wyd. własne, 2011)


Żadnych słów, tylko skrzypce, pianino i sekcja rytmiczna. (...) Jest ich czterech, są młodzi, mają po dwadzieścia kilka lat. I grają tak, że na chwilę można zapomnieć o gitarach elektrycznych. Tak o Fade Out pisał [m] dwa lata temu. Przez ten czas nic się nie zmieniło. Oprócz tego, że olsztynianie po kryjomu wydali debiutancki album. I dokupili kilka gitar. Zaskoczeni? Ja bardzo!

Wielki szacunek dla zespołu, że nie zdecydował się pójść na skróty. Grupa ma wszelkie predyspozycje, by zaistnieć w którymś telewizyjnym talent-show. Są młodzi i przystojni, na tyle by fanki chciały wysłać na nich SMS-y. Skrzypce na pierwszym planie przekonają niejedną babcię. Brak wokalisty sprawi, że ciężko będzie się przyczepić do "nieczystości", a jury najwyżej pogrymasi, że odcinek wcześniej machanie smyczkiem miało więcej gracji. Tak więc podoba mi się, że taki skład chce zaistnieć w normalny sposób, wydając płyty i grając autorski materiał.

No Movie Soundtrack trwa prawie 45 minut i - co nie takie oczywiste - na albumie wiele się dzieje. Grający na skrzypcach Michał Baranowski mimowolnie przywdziewa rolę frontmana i to na nim spoczywa obowiązek skupienia uwagi słuchacza przez cały czas. Do wirtuozerii jeszcze mu brakuje, nadrabia zaangażowaniem i fantazją. Dość często odzywają się celtyckie inklinacje, słychać inspirację muzyką klezmerską, a także naszą rdzenno-ludową. I pewnie wyszłedłby z tej mieszanki jakiś nowoczesny klon Brathanków, gdyby w sukurs nie przyszli koledzy z zespołu. Wybranie post-rocka jako omasty do skrzypkowania nie jest ani niczym nowym, ani szczególnie oryginalnym, na szczęście zespół dał radę wymieszać składniki w zjadliwy sposób. Takie kompozycje jak Cast Away czy Mud Mood całkiem ciekawie operują zmianami nastroju i udaną kolaboracją gitar, połamanej perksuji i pełnej zacięcia gry na skrzypcach. Słuchając 3 zbliżamy się do terenów opanowancych przez New century Classics. To podstawowe, ale nie jedyne oblicze zespołu. Jest jeszcze gorący latynoski funk (Rush), który bardzo dobrze sobie radzi bez Baranowskiego (proszę zwrócić na obłędne partie klawiszowe Kuby Staniaka). Simple Thing In Beijing to z kolei elegancki jazz z bluesowymi naleciałościami. Slumfrog ma zadatki na hit - utwór nieźle buja, cieszy ucho klangowy bas, a "refrenowe" partie na dłużej przyklejają się do podświadomości.

Najbardziej nie lubię w twórczości Fade Out flirtu z chilloutem. Take A Break to takie pójście na łatwiznę. Ospały podkład idealnie nadaje się do eleganckich smoothjazzowych rozwiązań, ale ciężko w takim stylu wypuklić swoją osobowość. Chyba, że na zasadzie kontrastu. Hałas pojawiający się po pierwszej minucie w Qpsonite The Rakovadamosis Postbaranism jest ożywczy!

Fade Out nie powtórzy takiego wyczynu, jaki stał się udziałem kieleckiego Ankh w 1993 roku. Jednak No Movie Soundtrack jest na tyle przyjemną i inną płytą, że przy odpowiednim zaangażowaniu ze strony zespołu, powinna sobie zjednać dość liczną grupkę fanów. Choć ciężko mi sobie wyobrazić, czym zespół może zaskoczyć na następnej płycie. Na razie będzie traktowany w charakterze intrygującej ciekawostki. Co zrobi z tym fantem, czas pokaże. [avatar]

Cast Away:



Strona zespołu: http://www.myspace.com/fadeoutgroup

1 komentarz:

  1. Zespół zdecydował się umieścić album ze free:
    http://fadeoutband.pl/pobieranie.html

    OdpowiedzUsuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni