26 grudnia 2011

Organizm: Koniec. Początek. Powidok (Wytwórnia Krajowa, 2011)


Druga płyta Organizmu zaskakuje. Nie zawsze pozytywnie. Czasem irytuje monotonią. Czasem drażni brakiem drapieżności znanej z Głową w dół. Mało tu dźwiękowych neuroz i krwi. Czasem zaskakuje pozytywnie, gdy zupełnie odpływa od głównego nurtu. No i nie zawodzi tekstowo. Jędrek Dąbrowski umacnia pozycję w ekstraklasie polskich tekściarzy.

„...muzyka neurotyczna, zaciekła, wywołująca niebezpieczne kołatanie serca, czasem brzydka, do bólu szczera”. To wyjątek z recenzji opisującej Głową w dół. Gdyby pisać o drugim albumie Organizmu w tym stylu, zdanie to powinno brzmieć: „muzyka wciąż bazująca na nowofalowym rytmie, jednak niebezpiecznie monotonna, niepodnosząca ciśnienia, wywołująca znużenie i odpływ uwagi”. Wydawać by się mogło, że Organizm stracił to, co miał najcenniejszego – odwagę, aby każdy wydobywany z instrumentów dźwięk okupywać litrami potu i krwią z pokaleczonych palców. Koniec. Początek. Powidok to denerwująco gładka i miękka płyta. Dopiero po dłuższym z nią obcowaniu byłem w stanie oswoić się z tą myślą. Choć do dziś ciężko mi przebrnąć przez większą jej część.

Zaczyna się od przebojowego, nachalnie utanecznionego Na razie, pa. Człowiek zastanawia się, o co tym chłopakom chodzi. Tańczyć przy Organizmie? I don’t think so. Więc może chodzi o to, że podrygując miarowo łatwiej przyswaja się przekaz? O ile jeszcze w tym kawałku taka stylistyka jest okej, to w kilku innych dodanie mocno zrytmizowanej końcówki wypada sztucznie (Świeża zieleń, Lato, Ewa). Szkoda mi perkusisty Kuby Affelskiego, że musi grać tak słabe rzeczy. Na szczęście i w pierwszej połowie płyty jest trochę energii zachowanej ze starego Organizmu. Ewę niesie precyzyjna gra basu Dąbrowskiego, a zagrywki gitary Tomka Gogolewskiego wywołują zimny dreszcz na plecach. Ulgę przynoszą Kałuże, które wreszcie pozbywają się tego granego na jedno kopyto tempa, a partia wiolonczeli dodaje kompozycji gęstości. Całkiem dobrze słucha się też Świeżej zieleni, w której rozmywająca się gitara wprowadza niepokojący shoegaze’owy nastrój.

Zupełnie zmieniam swój stosunek do nowej płyty Organizmu, gdy docieram do Sztuczek. To całkiem inny zespół, który odkrywa w sobie świeżość eksperymentowania z formą i treścią. Intensywne zwrotki i wyrazisty refren to coś, na co czekałem! Inteligentne wykorzystanie elektroniki w końcówce (tąpnięcia basu świetne!) sprawia, że do tego utworu chce się wracać znacznie częściej. Równie dobrze wypada nieco „wiraszkowy” tekstowo Wielki Piątek. Balladowa melodyka i pięknie rozwinięty motyw przewodni pokazują, że jeśli zespół ma coś zmieniać w swojej muzyce, to właśnie w takim kierunku. A nie ładowania do wszystkiego bezmyślnego bitu. I jeszcze na zakończenie, równie dobre, Mijamy się. Znów mądrze zastosowana elektronika i szlachetny minimalizm dobrze robią tej kompozycji. Jeśli umieszczenie tych trzech nagrań na końcu płyty było celowym zabiegiem, to gratuluję sprytu – właśnie dzięki nim słuchacz [m] rozstaje się z albumem w dobrym nastroju, wierząc iż kolejny będzie jeszcze lepszy.

Na deser teksty. To element, do którego trzeba się przyczepić... w pozytywnym znaczeniu. Jędrek Dąbrowski świetnie radzi sobie ze słowem. Jego teksty nie tylko są dobrze napisane (dla kontrastu posłuchajcie nowej płyty Rentona – zgroza, prawda?), ale i przekazują myśli w sposób, w jaki ja sam często formułuję je w swojej głowie (tyle że ja nie potrafię ich przelać na papier w tak skrótowej, zgrabnej postaci). Kochamy się szybko/ Musimy zdążyć przed deszczem/ Żeby nie zastał nas tutaj/ W tej symetrycznej niedyspozycji. Albo: Sklepikarka podaje mi jabłko gestem Ewy/ Przez chwilę istniejemy na odległość oddechu/ Przez chwilę się kochamy na odległość uśmiechu. Albo: Gdy myślałem, że ty cała/ Cała dla mnie będziesz/ Zostawiłaś mnie samego/ Bym zawsze, zawsze, zawsze/ Chciał więcej (...) Nie zmieniaj się proszę/ Nawet gdy cię proszę... Nieprzypadkowo Dąbrowskiego przyrównuje się do Grzegorza Ciechowskiego. Ta sama wrażliwość, ta sama celność.

I trochę jestem rozdarty. Z jednej strony ta płyta mnie męczy i nudzi. Z drugiej ma swoje momenty, a końcówka to prawdziwy majstersztyk. No i te teksty, których chce się słuchać i je czytać... Niełatwy orzech do zgryzienia. A więc mimo wszystko – polecam. Spróbujcie posłuchać i sami znajdźcie wśród tych piosenek coś dla siebie. [m]

Sztuczki:



Strona zespołu: http://www.organizm.art.pl

Przeczytaj też Organizm: Głową w dół

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni