4 stycznia 2012

Renton: Niech wszystko staje się lepsze (O Rety! Music, 2011)


Pierwsze przesłuchanie: ta płyta jest tragiczna i ma koszmarne teksty. Drugie przesłuchanie: ta płyta brzmi nie najgorzej, ale i tak jest słaba, a teksty są o niczym i źle napisane. Trzecie przesłuchanie +...: ta płyta ma niezłe momenty, a w teksty można się nie wsłuchiwać i jakoś to będzie.

Łatwo jest skrzywdzić artystów, jeśli górę weźmie pierwsze wrażenie, zwłaszcza gdy jest ono negatywne i wywołuje zniechęcenie. Płyty, którym daje się drugą szansę, potrafią się odwdzięczyć. Weźmy nowy album Rentona, zespołu, który po pięciu minutach bycia „gwiazdą indie rocka” zniknął na dłuższy czas z naszej świadomości. Panowie dorośli, przemyśleli kilka spraw, zmienili koncepcję swojej muzyki i wypuścili album popowy, w całości po polsku. Spokojnie, nie zamierzają walczyć o czas antenowy w RMF i Zetce.

Zacznijmy od słabości, by mieć to już za sobą - uczciwość każe mi o nich wspomnieć. Co pierwsze rzuca się w uszy, to teksty. Niby fajnie, że po polsku, ale szkoda, że wyziera z nich banał (zdanie A ta linijka tylko dla rymu w tym kontekście wcale nie brzmi ironicznie, tylko jak stwierdzenie faktu) i braki warsztatowe. Ten drugi zarzut znacznie poważniejszy, bo łatwiej mi przełknąć teksty o niczym, jeśli są zgrabnie napisane, a te Rentona wypadają dość topornie. Inna sprawa – ryzykowne rozwiązania kompozycyjne. Mówiąc wprost: zespołowi zdarza się przekroczyć cienką linię dzielącą dobrą popową melodię od kiczu. Najbardziej boli to w Feniksie, który ma świetne, zagrane z nerwem i zaśpiewane z kapitalnym feelingiem zwrotki i fatalne, koszmarnie złe refreny. Chociaż fani Papy D. pewnie będą zachwyceni... Utwór tytułowy, który ma wielki potencjał, by ponieść całą płytę, okazuje się... najmniej przebojowym kawałkiem w zestawie. Dziwny, opadający refren to naprawdę nietypowe rozwiązanie, psujące pozytywne napięcie budowane pracowicie w zwrotkach. Wyrazem wokalnej bezradności jest też dla mnie wyjątkowo bezbarwny występ Karwowskiego w Najgłośniej. Jak na muzykę pop przydałoby się więcej dbałości o wokale, sama barwa głosu i „seksowne” wibrato nie wystarczą.

A teraz plusy. Album brzmi bardzo dobrze. Klarowny, plastyczny dźwięk, a przy tym daleki od plastiku i sterylności laboratorium. Podoba mi się wykorzystanie klawiszy – choć w oficjalnym instrumentarium zespołu nawet nie są wymienione. Nie tylko nie przeszkadzają, ale pomagają budować klimat kompozycji, dodając im barw (Białe historie, Niech wszystko staje się lepsze, Czary). Wreszcie – same piosenki. Najlepiej, gdy Renton gra proste rzeczy, takie pomiędzy modnym obecnie bigbit revivalem a typowym dla pierwszej dekady XX wieku utanecznionym indie rockiem (Czary, Wcalemito, Klincz). Nieźle wypada romans z parkietem – galopujący bas (patataj, patataj), donośne ejtisowe klawisze i klasyczne przejścia po elektronicznych bębnach czynią z Ciągle niedokończone całkiem atrakcyjnego kandydata do zestawu na alternatywną potańcówkę. Tylko w jednym przypadku zespół pozwala sobie zagrać brudniej, bardziej rokendrolowo. Naprawdę życzyłbym sobie więcej kawałków z takim przesterowanym blurowskim basem, jak Krótki postój.

Do zakochania jeszcze daleka droga, ale... niech wszystko staje się lepsze, także muzyka Rentona. Może trzecia płyta będzie w całości taka dobra, jaka jest na razie tylko w mojej wyobraźni? [m]

Krótki postój:



Strona zespołu: http://www.renton.com.pl/

Przeczytaj też Renton: Take Off

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni