11 lutego 2013

O.d.r.a.: Karl Denke Blües (Bat Skull Fuck Dick Records, 2012)


Pod koniec roku 2012 Odra wylała po raz trzeci. Wszystkich, którzy obawiają się zimowej powodzi na Śląsku, z góry uspokajam, iż miałem na myśli trzeci album opolskiego wrocławskiego zespołu O.d.r.a., który to od blisko 6 lat, bierze się za bary najbrudniejszymi odmianami rock’n’rolla.

Czyni to zresztą na tyle skutecznie, że Karl Denke Blües była już od jakiegoś czasu płytą wypatrywaną, a poczynaniom Ślązaków przygląda się coraz większa liczba zainteresowanych fanów. Z jednej strony jest to fakt zastanawiający, gdyż O.d.r.a. jest antytezą lekkiej i łatwo przyswajalnej muzyki. Mikstura surowego sludge, punka, southern rocka i brzmień bliskich Motorhead, w połączeniu z przybrudzonym brzmieniem i kontrowersyjnymi polskimi tekstami tworzy mieszankę pozornie odrzucającą nawet mało wrażliwych słuchaczy. Jest jednakże i druga strona, gdyż w swojej niszy gatunkowej muzycy tworzą dźwięki niemalże kompletne, znakomicie zaaranżowane i o dużej sile katartycznej.

O.d.r.a. jest jak ściek, do którego spływają generowane na Śląsku nieczystości, wypływające z zakamarków biedaszybów i rozpadających się domostw. Wokalista Chudy, opisuje w tekstach najmroczniejsze strony życia w swoich rodzinnych okolicach. Tytuły takie jak Gnijące miasto, Truciciel czy Zdziczały lump nie pozwalają zresztą na inną interpretację. Sama płyta wzięła zresztą nazwę od Karla Denke, legendarnego śląskiego kanibala, znanego jako polski Jeffrey Dahmer.

Brzmienie trzeciego albumu O.d.r.y. jest bardzo surowe. W tle nieustannie czają się sprzężenia, fuzzy rozkręcone są na full, a niemal nieartykułowalne wrzaski Chudego wywołują ciarki na plecach. W porównaniu z poprzednimi płytami mniej jest tu punka, za to więcej elementu stoner, co powoduje, że muzyka znakomicie buja. Szczególnie słychać to w dłuższych utworach, np. Odrowężu czy Widelcu heretyka.

Teoretycznie zespół stara się zrobić wszystko, aby odrzucić od siebie potencjalnego słuchacza. Nie ma tu ani jednej lżejszej melodii, momentu na oddech. Gdy wybrzmiewają ostatnie dźwięki wieńczącego album Inkwizytora, dosłownie czujemy się utytłani tym śląskim brudem. Jednocześnie piosenki O.d.r.y. doskonale sprawdzają się na żywo, a studyjnie stają się znakomitym lekarstwem na wszelkiego rodzaju frustracje. Kiedy gniew kipi, takie bezpardonowe granie znakomicie potrafi przywrócić psychiczną równowagę. 

Wrocławianie z pewnością zasłużyli sobie na metkę polskiego Eyehategod. Jest ona jednak krzywdząca. Pod chropowatą skórą kryje się mocny emocjonalny tygiel, a arcypolski charakter tej muzyki pozwala się z nią identyfikować. Polecam trzeci album O.d.r.y. każdemu, kto nie boi się odrobiny surowizny, ostrzegam tylko, że może boleć. [zeno]


Strona zespołu: http://www.facebook.com/odraband

8 komentarzy:

  1. Chłopaki raczej na bank z Opola nie są....

    OdpowiedzUsuń
  2. No i gdzie Górny Śląsk, gdzie Opole a gdzie siedziba O.d.r.y.? Na pewno są to 3 różne miejsca!!! Odrobić zadanie domowe:)!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na Opole = Gorny Śląsk jeszcze się zgodzę. Reszta nie ujdzie.

      Usuń
  3. Kajam się z pomyłką opolską-wrocławską, ale nigdzie nie napisałem że chodzi o Górny Śląsk. To nie jest raczej tak że kopalnie ograniczają się tylko do tego regionu...

    OdpowiedzUsuń
  4. Poprawcie mnie, ale było, że: "generowane na Górnym Śl. nieczystości:0)" teraz stoi: Śląsku. Czy ja za wcześnie dziś wstałem czy może za wcześnie to przeczytałem? Tak czy siak, płytka dobra, tako jak w recenzji napisano:)

    OdpowiedzUsuń
  5. nie ma się co spierać o detale - szacun recenzja, dobrze napisane - od razu widać, że autorem nie jest jakiś przypadkowy jegomość, tylko osoba , która potrafi trafnie dobierać słowa, tak aby oddać klimat recenzowanej płyty ! Brawa !

    OdpowiedzUsuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni