3 marca 2013

Ostatki 2012: Kciuk & The Fingers, Werk, Porno Zombi, Krojc, ZOOid, The Complainer, Grzegorz Bojanek


Kolejność alfabetyczna jest dla lamerów!

Kciuk & The Fingers: Inekz Eikzjetnadt (wyd. własne) 


Gdańszczanie aż trzy lata kazali sobie czekać na nowe nagrania. Debiutancka EP-ka przyniosła pół godziny szalonych eksperymentalnych jazzowo-industrialno-elektronicznych odjazdów, pełnych karkołomnych połamańców. Duża płyta jest o osiem minut dłuższa, ale już całkowicie spuszczona z łańcucha. Kciuki kibicują punkowej nonszalancji (utwory trwają zazwyczaj poniżej trzech minut) i epatują stylistyczną rozpiętością - szybko porzucając pomysły na rzecz kolejnych, nadciągającym z szybkością pociągu Pendolino.

Mamy więc kIRkopododny elektroniczny chłód (Morator Fingeria), Merkabahowy soniczny trąbkowy odjazd (Tekktonika), rave'ove Orbitio, industrialny Pharaonz. Mimo że na płycie jest dwanaście kompozycji, to użytych stylistyk można wyliczyć drugie tyle. Choć trzeba przyznać, że w tej gonitwie zdarzają się chwile, w których wyraźnie słychać, iż muzycy nie mieli pomysłu na rozwinięcie i niemoc ukryli za bezwładnym waleniem w instrumenty. Z tego względu Kciuk & The Fingers EP z 2009 roku pozostaje wydawnictwem minimalnie lepszym.
 

Strona zespołu: http://katf.info


Werk: Songs That Make Sense (MJM Music) 


Podobno lider Hedone, Maciej Werk, pracował nad tą płytą już od paru lat, próbując doprowadzić kompozycje do perfekcji. Finalne oblicze Songs That Make Sense to dwanaście piosenek, siedmiu zaproszonych gości i trzech producentów. I to nie byle jakich speców od dźwięku, lecz tych z górnej półki, jak Tim Simenon (jego flagowy album to Ultra Depeszów). Wśród gości pojawia jedno równie elektryzujące nazwisko - Mark Lanegan! Tak, ten Mark i ten Lanegan.

Cyzelowanie kompozycji się opłaciło. Nie znajdziemy tu przyciężkawego klimatu macierzystej formacji Werka, lecz nieźle wyśrodkowane melodie. I co ważne, mimo wokalistów z różnych bajek, płyta jest zwarta i słucha się jej dobrze. Najlepsze rzeczy to te ze śpiewającymi dziewczynami. Fajnie znów usłyszeć po długiej nieobecności Joannę Prykowską (Departed), nie zawodzi Anita Lipnicka (Lula), a Natalia Fedorczuk w Card udowadnia, że jej homeopatyczna obecność na polskim rynku jest tym, co należy najszybciej zmienić. Dzieło Werka jest solidnym, równym albumem. Bez zachwytów i uniesień, ale Songs That Makes Sense są odpowiednikiem klasy średniej, a z brakiem takowej mamy odwieczny problem w tym kraju pełnym paradoksów.

 

Strona zespołu: http://www.werk.com.pl


Porno Zombi: Królowa w Nirwanie (Lovinterrecords) 


Porno Zombi to taki mały bytomski rodzinny biznes; każdy z trzech muzyków nasi nazwisko Podolski. Czy mają coś wspólnego z Lukasem Podolskim - tego nie wiadomo. Kiedyś się nazywali Heartsgarage, ale debiutancki materiał wypuścili pod bardziej chwytliwą nazwą.

Grają punka, post punka z drobnymi elementami zimnej i nowej fali. I śpiewają po polsku całkiem niegłupie teksty. Oprócz klasycznej rockerki, zdarzają się zespołowi dość często fajne zagrywki i efekty. A to gitara się mile rozjedzie, a to wokalista nierówno krzyknie, a to chłopcy zdrowo pohałasują. Niestety, jeszcze nie potrafią napisać dobrej piosenki, wskutek czego po wysłuchaniu płyty za wiele w głowie nie zostaje. Najlepsze rzeczy: motoryczny Rozwal w megafonowym głosem w tle i neurotyczno-akustyczny Człowiek zabawka. Ciężko słuchając Królowej w Nirwanie nazwać Porno Zombi zespołem obiecującym, aczkolwiek nie jest wykluczone, że zaskoczy nas czymś w przyszłości.

 

Płyta do pobrania: http://www.pornozombi.pl/index2.html


Krojc: Pirx (Oficyna Biedota / InnerGun) 


Z Krojcowym Pirxem mam problem. Podobnie jak Bartek Chaciński wcale nie słyszę tu nic, co mogłoby mi się skojarzyć z Lemowskim bohaterem. Ba, nawet z jakimkolwiek innym dziełem Lema (anglojęzyczne wstawki wręcz stoją w opozycji do słowiańskiego sposobu pisania). Ani sugestywna okładka, ani tytuły poszczególnych kompozycji, takie jak rozdziały Opowiadań o pilocie Pirxie, nie są w stanie zaszczepić mi w głowie wymyślonego przez byłego gitarzystę Lao Che konceptu.

Niemniej jednak, Pirx jest bardzo dobrą płytą. Jakubowi Pokorskiemu wyszła stylowa elektronika o klimatycznym retro-sznycie. Gdzieś w tle pikają pozytronowe oscyloskopy, a na nie zostały nałożone dźwięki rodem z przedpotopowych komputerów Atari przeplatane z całkiem współczesnymi klikami. A za Odruch warunkowy należy się Krojcowi medal. Reasumując: Pirx jest kiepskim Lemowskim konceptem, za to świetną elektroniczną płytą.

Póki co, najbliżej prozy Lema stoi zapomniana EP-ka Ludwika Zamenhofa Unitra.


Strona artysty: http://www.krojc.com


ZOOid: ZOOid (wyd. własne) 


Płyta zespołu, którego już nie ma. Pisaliśmy o nim w Obserwatorze dwa lata temu na podstawie kilku rozproszonych w sieci piosenek. Album ZOOid to te zebrane w jedno miejsce piosenki plus kilka dotąd nieznanych. Oj, był to porządny zespół. Zakorzeniony w gitarowym graniu lat 80. ubiegłego wieku z lekką nutką progresywności i psychodelii. Krakowianie mieli rękę i do fajnych refrenów, i do sugestywnych riffów.

Cover Siamese Twins The Cure dorównuje oryginałowi, Laura Song fajnie przechodzi w motoryczną końcówkę, Spleen rozwala nerwowym klimatem, a Tik Tak butą znaną z dokonań Placebo. Po prostu warto poznać to wydawnictwo, pożałować trochę ekipę Mateusza Zaręby i wyobrazić sobie, ile mogliby zdziałać na alternatywnej scenie, gdyby im się bardziej poszczęściło.


Strona zespołu: https://www.facebook.com/pages/ZOOid/212021112392


The Complainer: Saint Tinnitus Is My Leader / Saint Tinnitus Gazette (mik.musik!) 


Wojciech Kucharczyk w 2012 roku powrócił prawie-że-dwupłytowym albumem (album główny + outside'y). Tym razem solo - już bez The Complainers - zanurzył się w świecie dziwnie przetworzonej elektroniki. I chociaż mówi się, że to najbardziej przystępne dzieło Kucharczyka, to Complainerową przystępność należy swoiście rozumieć.

Pierwsze nagrania na płycie to jeszcze utwory z miarę równym bitem, naznaczone przewodnim motywem, lecz im dalej w głąb tam większa anarchia. Muzyka nabiera mroku, urywa się metrum, skracają punkty zaczepienia, dźwięki ulatują mimowolnie poza przestrzeń. Cechą główną Saint Tinnitusa jest dwubiegunowość - kompozycje o wykrystalizowanej strukturze (14 (letter), eight (I)) sąsiadują z awangardowym krzywym lustrem (7(bonugs), 78000 (bonugs), 999 vs 666 (ASSKIP)).

Wielbiciele chorych dźwięków spod znaku mik.musik! przyjmą nowego Complainera z rozkoszą. Inni połamią sobie na nim zęby, gdyż wybojów jest sporo. Aczkolwiek każdy szukający w elektronice nowych wrażeń znajdzie tu coś dla siebie.



Strona artysty: https://www.facebook.com/thecomplainer

Przesłuchał [avatar]


Grzegorz Bojanek: Remaining Sounds (Dynamophone 2012) 


Płyta ani do tańca, ani do różańca. Minimalistyczny klimat nie pozwala nawet na tupanie nogą, a dronowe przeloty przypominają bardziej soundtrack do okultystycznego filmu. To ciekawe, ale Bojanek używając dźwięków bardzo oszczędnie, progresywnie rozwija sytuację w swojej muzyce.

Zbierane od 2010 roku skrawki dźwiękowe, próbki muzyki konkretnej, połączył w spójną całość przeplataną brzmieniem gitary akustycznej. Niespiesznie płynąca muzyczna lawa obfituje w dużą ilość brzmieniowych smaczków, co na pewno zadowoli słuchaczy lubiących tego typu eksperymenty. Materia dźwiękowa bardziej dla koneserów niż dla przypadkowego odbiorcy. Bardziej na wieczorne przemyślenia niż poranne przebudzenie. Bardziej na tak, niż na nie. [Konrad Łuczyński]
 
Strona artysty: http://bojanek.wordpress.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni