"Kulki" wydoroślały i uwierzyły, że wolny rynek jest okej. Krzysztof Ostrowski nadal krzyczy przeciwko wszystkim, przeciwko konsumpcji, korporacjom, reklamom, telewizji. A jednocześnie czuje się w tym kolorowym otoczeniu jak ryba w wodzie. Muzyka CKOD gra w reklamie produktu impulsowego, komiksy Ostrowskiego i Frąsia promują szajs dla młodziaków w workowatych spodniach. I jest okej. Zapomnijmy o Generacji Nic, o filozoficznych dyskusjach, o „zdradzie ideałów”. Potraktujmy CKOD jako najnormalniejszy w świecie produkt muzyczny. A że do Kulek pasuje akurat poza buntowników? Że niektórych wkurza ich cyniczna postawa? To też część gry rynkowej.
Patrząc na 2006 tylko i wyłącznie pod kątem dzieła muzycznego – jest naprawdę dobrze. Chłopaki zerwali z tradycją siermiężnego chałupnictwa i powierzyli swoją muzykę profesjonaliście. Płytę nagrano w studiu Electric Avenue, a za produkcję odpowiada Tobias Levin, spec od nowoczesnych brzmień, który wykreował kilka mniej (w Polsce) lub bardziej (w Niemczech) znanych zespołów z pogranicza alternatywnego rocka i elektroniki. 2006 zrywa z pecetowym plastikiem debiutu i chaotycznym bałaganem „dwójki”. Muzyka brzmi klarownie, dzięki czemu wreszcie da się usłyszeć, że Kulki jako muzycy zrobili spore postępy. Kompozycje mają swoje drugie dno, ukryte smaczki, pojawiły się dodatkowe ścieżki instrumentów, chórki, efekty – wszystko to co liczy się w dzisiejszym brzmieniu. 2006 brzmi solidnie, jak produkcje zachodnie, a jednocześnie nie aspiruje do uczestnictwa w międzynarodowym wyścigu o sławę. Mam nadzieję, że nie będzie kolejnej żałosnej próby podbicia rynków zagranicznych angielskimi wersjami piosenek. CKOD jest zespołem polskim i tylko język polski brzmi wiarygodnie w ustach Ostrowskiego. Do dziś nie mogę powstrzymać się od śmiechu, kiedy słyszę dosłownie przetłumaczony na angielski tekst Butelek z benzyną i kamieni. Nigdy więcej!
Płytę promował utwór Spaliny. Początkowo nie rozumiałem, dlaczego wybrano właśnie ten numer – nie jest to taki przebój jak Hej chłopcze. Ale wystarczy posłuchać kilka razy, by zrozumieć. Piosenka pokazuje kulkową interpretację najnowszych trendów w muzyce indie. Mamy tu intensywnie pracujący hi-hat, melodyjny temat gitarowy, no i ten świetny chórek, który ciągnie całą kompozycję i nadaje jej tego „czegoś”. Wspomniany Hej chłopcze to numer, który podnosi temperaturę całej płyty. CKOD zręcznie przeszczepili na nasz grunt elementy dance punka rządzącego w stacjach radiowych i telewizyjnych na Wyspach. Zrobili kawałek bezczelnie przebojowy, a jednocześnie ostentacyjnie arogancki (radio puszczało wersję z wyciszonym „spierdalaj”, ale „pedała” już nie ruszono). Kids nadal potrafią nieźle pohałasować; za ostry, zdzierający struny głosowe wrzask w Jedz sól Ostrowskiego powinien pogłaskać po głowie sam Black Francis (gdyby był jeszcze Blackiem Francisem). W Sto lat CKOD potrafią zagrać z prawdziwie punkową złością. Najciekawsze jednak zostawili na koniec. Utwory, w których świadomie zastosowano twardą, technologiczną elektronikę, bardzo mroczne i formalnie wyróżniające się od reszty. A może tak z basem brzmiącym jak klawisz i hipnotycznym, powtarzanym niczym mantra motywem gitary. I Niebieskie światło, gdzie zdeformowany wokal Ostrowskiego mrozi krew w żyłach, a industrialny podkład przejmująco ilustruje cyberpunkowy tekst. William Gibson powinien być zadowolony, że jego książki wciąż inspirują artystów wszelkiej maści.
Dobra płyta pokazująca kierunek, w jakim idzie coraz więcej polskich zespołów. Ich muzyka powoli staje się coraz bardziej europejska, ale nie odrzucają swoich korzeni, śpiewając po polsku, o polskich sprawach i problemach.
Band site: http://www.ckod.com.pl/ ver.: polish / english
media: free mp3, free videos