19 listopada 2007

Riverside: Rapid Eye Movement (Mystic, 2007)

Dawno nie słuchałem progresywnego metalu/rocka. Będzie dobrych kilka lat. Kaprys zadecydował, że zachciało mi się sprawdzić kondycję tego gatunku na przykładzie najbardziej obecnie znanego polskiego zespołu progrockowego – Riverside. Pochlebne recenzje, wspólna trasa z Dream Theater – no cóż, skusiłem się. I cóż, żałuję. Rapid Eye Movement to w każdej swojej minucie muzyka wtórna, powtarzalna, nieoryginalna, pusta. Na miłość boską, to ma być rock progresywny? Czy ktoś się kiedykolwiek zastanawiał, co znaczy słowo „progresja”? I jak ono się ma do tego, co odtwarza w sposób absolutnie nienaturalny i wymęczony zespół Riverside? Gdzie tu rozwój, gdzie własne pomysły, nowatorskie podejście do kompozycji, gdzie tu choćby ślad własnego stylu? Totalna klapa!

Słuchając Rapid Eye Movement, równolegle przypomniałem sobie płytę Awake Dream Theater. To był 1994 rok. W roku 2007 Riverside odtwarza wszystkie patenty, jakie pojawiły się na Awake, tylko robi to w sposób czysto mechaniczny, bez cienia emocji. Rapid Eye Movement jest koncept albumem. Dla porównania włączyłem sobie koncept album zespołu Queensryche Operation: Mindcrime. Efekt porównania? Riverside zostało zmiażdżone przez płytę wydaną w roku 1988 r. Można by tak bez końca. Nasuwa mi się niezbyt pochlebna dla polskiego zespołu analogia. W latach 80. pojawiło się pojęcie „niemiecki metal” określające zespoły pochodzące głównie z Niemiec (ale też m.in. ze Szwecji), które kopiowały styl zespołów angielskich i amerykańskich, ale robiły to zupełnie bez polotu, choć z rzemieślniczą precyzją. Stąd ich muzyka raziła sztucznością i cuchnęła szpitalem. Podobnie jest dziś z Riverside. Zastanawia mnie skąd takie uwielbienie fanów, skoro mogą słuchać jakościowo lepszej muzyki zespołów, z których Riverside ściąga. Jaka jest przyczyna? Patriotyzm? Kompleksy? Chęć udowodnienia całemu światu, że „Polak potrafi”?

Nie chcę być źle zrozumiany. Rapid Eye Movement ma momenty, których da się posłuchać bez popadania w irytację. Takie akustyczne Through The Other Side czy Embryonic to całkiem ładne piosenki, wykonane bez zbytniego zadęcia, które cechuje większości utworów. Przystępnością brzmienia broni się jeszcze singlowy 02 Panic Room. Ale cała reszta to pokaz zrzyn i kalek. Tu rąbniemy coś z Porcupine Tree, tam z Dream Theater, troszkę uszczkniemy z Toola i już mamy piosenkę. W ten sposób pisze się teraz przeboje muzyki pop, a służy do tego pewien program komputerowy. Muzycy Riverside dokładnie trzymając się recepty na sukces stworzyli produkt, który musiał spodobać się fanom gatunku. I udało im się, fani łyknęli tę pigułę i wierzą, że mają gwiazdę światowego formatu. Cóż, ja nie jestem fanem tzw. prog rocka i mogę stwierdzić, patrząc z zewnątrz, że w tej muzyce nie ma duszy, tylko umiejętności. Steve Vai jest doskonałym technicznie gitarzystą, ale czy jego utwory nadają się do czegoś więcej niż tylko instruktażu nauki gry na gitarze? To moja odpowiedź na ewentualne zarzuty czytelników „siedzących” w nurcie. Muzykę dzielimy na dobrą i złą. A ta muzyka nie jest dobra.


Band site: http://riverside.art.pl/
ver.: polish / english

1 komentarz:

  1. Jeżeli już przygoda z Riversidem, to absolutnie nie od nowej płyty, jak już to od pierwszej, następne są zrzynkami zarówno z innych, jak i jechanie na tym samym patencie co na początku.

    OdpowiedzUsuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni