28 kwietnia 2008

Alien Autopsy: Alien Autopsy (Musty Records, 2008)

Ktoś mi przysłał płytę z 1978 roku. A nie, przepraszam (znaczy: oops, sorry!), płyta jest całkiem świeża, tylko brzmi jak wycieczka w głęboką przeszłość epoki punk rocka. Nawet okładka nawiązuje do słynnego zdjęcia z trzypłytowego LP Sandinista! Clashów. Mamy tu brudne gitary, proste melodie, życiowe teksty i zdarty głos Briana Dixona, śpiewającego z proletariackim akcentem. Zaraz, chwila. Tych zagranicznych kolesi jest tu więcej! Alien Autopsy tworzy obecnie trzech Brytoli i jeden Polak. Brytole najechali Poznań kilka lat temu, załapali się na native speakerów i... zostali.

Alien Autopsy to jedenaście wpadających w ucho, kanonicznie punkrockowych piosenek. Nie spodziewajcie się tu wyrafinowanej produkcji, eklektyzmu i gry w bierki ze słuchaczem. Chłopaki od razu wykładają kawę na ławę: będzie prosto, rokendrolowo, przytupiaście i do przodu. Kompozycje pozbawione cienia oryginalności, bazują na tym, co zostało wymyślone dobre trzydzieści lat temu, ale im nie chodzi o wymyślanie prochu, tylko o dobrą zabawę, rytm, energię, szczerość. Nogi same rwą się do pogo przy Expecting Myself, Russian Graffiti, Annie Was czy Hotel Tramp. Na szczęście panowie od czasu do czasu dają odetchnąć, serwując trochę bardziej rockowy niż punkowy materiał, jak w Honda czy 340. W tym ostatnim na uznanie zasługuje fajny dialog prowadzony przez gitary. Wspomnieć warto o Deleted Scenes, dla odmiany zaśpiewany przez Jamesa Shanahana (albo Davida Leonarda, zabijcie mnie, ale nie wiem, a we wkładce się nie chwalą), nieco łamiącym się (trema?) głosem, wnoszący powiew świeżości w drugiej części albumu.

Bez ochów i achów, to solidny muzycznie, przyjemny, zwłaszcza w podróży, kawałek dobrze znanego i lubianego punk rocka rodem z Wysp Brytyjskich. Podobno na koncertach jest jeszcze bardziej ogniście, bo panowie słyną z rokendrolowego stylu bycia. [m]

Strona zespołu:
http://www.alienautopsy.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni