22 grudnia 2008

Dejnarowicz: Divertimento (DRAW/Mystic, 2008)

Niektórzy artyści na pytanie, dla kogo tworzą swoją muzykę, odpowiadają: dla siebie, robimy to dla siebie. Czasem: dla siebie i naszych fanów. W rzeczywistości mają na myśli: robimy ją dla tych, którzy chcą nas słuchać, ale staramy się pozostać wiernymi sobie. Tymczasem Borys Dejnarowicz nagrał płytę rzeczywiście dla siebie. Tylko i wyłącznie. Nie są mu potrzebni recenzenci i krytycy, bo sam lepiej potrafi opowiedzieć o swojej muzyce. Nie są mu potrzebni słuchacze, bo to muzyka nie do słuchania, tylko do analizowania. Divertimento można co najwyżej potraktować jako ćwiczenie studenta muzyki z komponowania. Grono profesorskie może co najwyżej ocenić poprawność zrealizowania konceptu. Gdyż Divertimento to koncept – opisany w punktach, a potem według tych punktów zrealizowany. Jeśli kogoś interesuje teoria tworzenia muzyki oraz ewentualnie strona techniczna przedsięwzięcia (kwestia gęstości tracków i granica ich czytelności), może się z tym materiałem zapoznać – pozostali, ci których w muzyce interesują emocje i przekaz, raczej to dzieło odrzucą. Nie z powodu trudności, wyrafinowania czy co tam by się twórcy zamarzyło – raczej z powodu bezcelowości słuchania po raz wtóry muzycznej ilustracji działań matematycznych. Muzyka jako matematyka – mnie to nie kręci.

Trudno jest lubić Borysa D., enfant terrible polskiej sceny niezależnej, człowieka, który uważa, że zjadł wszystkie rozumy i wie lepiej czego potrzebują słuchacze (lepiej od nich samych). To postać na pewno barwna, wyróżniająca się, charakterystyczna, chociaż niekoniecznie w pozytywnym sensie. Czasem aż chce się krzyknąć: Borys, przestań pier...lić! Albo: Dejnarowicz, jeśli chcesz wykładać, zatrudnij się na akademii. Pękła skorupa rokendrolowca, a z wnętrza wynurzyło się przemądrzałe, pretensjonalne coś. Efektem przepoczwarzenia jest wykoncypowane Divertimento, które miało coś komuś udowodnić. I udowodniło.

Ale dość już subtelnego obrzucania Borysa D. błotkiem ironii. Dzieło, jak zostało powiedziane, opiera się na pomyśle. Niestety, tylko jednym: powtarzania w kółko tych samych motywów przez kilka instrumentów, oraz dokładania ścieżek tak długo aż osiągną liczbę 24. Sprawdzając przy okazji percepcję słuchacza – do której minuty wytrzyma i będzie rejestrował kolejne drobne zmiany w dźwiękowej strukturze? Kiedy po prostu odpłynie? Brzmi to ekscytująco, niemal jak ambitny eksperyment naukowy – szkoda, że tylko na papierze. W praktyce całość – składająca się z pięciu całkowicie instrumentalnych części (kobiece wokalizy traktuję jak jeden z instrumentów, bo takie było założenie twórcy) – jest nużąca i nie prowadzi do niczego. Oczywiście nie jest to muzyka pop, której konstrukcja jest prosta i czytelna, a cel jasny – zasadzenie w głowie melodii, która wybije się ponad inne. Divertimento to przeintelektualizowana zabawa w klocki. Pojedyncze dźwięki można układać w różnych konfiguracjach i tworzyć z nich wieże, domki, mury i takie tam. Za każdym razem nieco inne, ale zawsze ograniczone swoją klockowatością.

Dejnarowicz jak nikt inny potrafi rzecz małego formatu opakować w słowa, które robią wrażenie wielkiego drogiego prezentu. Lektura jego wstępu (a może powinienem napisać Manifestu Artystycznego?) jeszcze przed kontaktem z muzyką, robi przytłaczające wrażenie obcowania z gigantem sztuki, z prawdziwą, dogłębnie przemyślaną filozofią tworzenia. Interakcja, Ogarnianie, Przestrzeń, Cierpliwość, Meta-Muzyka. Sporo mądrej teorii. Szkoda, że czar pryska, kiedy zaczyna rozbrzmiewać Part One z – przepraszam – banalnym motywem fortepianu, gitarą, jaką nie pogardziłby na swojej płycie Piasek, oraz tandetnym, landrynkowym saksofonem. Jedyne, co może tu budzić uznanie, to głęboko brzmiący bas. W kolejnych utworach żenujące kiczowatością melodyjki przeplatają się z formami nieco bardziej ambitnymi (niepokojące smyki z jednej strony i znów koszmarny saksofon z drugiej w Part Two, niezła melodia tematu przewodniego zniszczona przez skrajnie profesjonalne, wyzute z emocji – takie sesyjne – wykonanie w Part Four, nic niewnoszące partie wokalne w Part Five) – powodując w głowie chaos, zamiast zamierzonego porządku, pomieszanie, zamiast spokoju, niesmak, zamiast estetycznej głębi.

Divertimento jest wybrykiem, takim „mówiłem-że-wam-pokażę-i-pokazałem”, ekscentryczną wypowiedzią na temat, którego nigdy nie było i który nie jest nikomu potrzebny. Nie spodoba się ani fanom nowoczesnej muzyki poważnej (przepraszam, tu już chyba obowiązuje termin „meloman”), ani zwykłym pop-słuchaczom, wolącym tradycyjną formułę piosenki. Nie chcę być złośliwy, ale obawiam się, że w przyszłym roku nikt już nie będzie o panu D. pamiętał. No chyba że wyskoczy z czymś zupełnie nowym i zaskakującym. Po Divertimento mamy prawo na coś takiego czekać. [m]


Strona artysty: http://www.dejnarowicz.com

18 komentarzy:

  1. To chyba najlepsza analiza tej płyty, jaką do tej pory czytałem. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. świetny blog, szkoda że nie ma przycisku dodaj do obserowawanych, albo ja jestem debilem jeżeli można to zrobić inaczej.

    OdpowiedzUsuń
  3. ale możesz użyć subskrypcji RSS - na dole strony masz przycisk Subskrybuj: Posty (Atom). nie wiem dokładnie jak to działa w praktyce, ale raczej działa i dostajesz powiadomienia o nowych wpisach na pasek RSS. czy cóś w tym rodzaju...

    OdpowiedzUsuń
  4. swietna recenzja. od poczatku do konca. plyty nie wysluchalem. nie da sie. sampler ze strony dejnarowicza pokazuje w 100%, z czym mamy do czynienia.
    mozna teraz pobawic sie w prorokowanie przyszlosci. czym teraz bedzie chcial zaskoczyc dejnarowicz, jaka stworzy do tego "meta-filozofie" i w jaki sprytny sposob odetnie sie od devirtimento.
    ale po co.

    a swoja droga, moze pan dejnarowicz czyta tego bloga (w co serdecznie watpie, wszak on czyta tylko amerykanskie niskonakladowe niszowe fanziny, a juz na pewno nie interesuje go zdanie innych fanow muzyki, do ktorych zaliczam autora niniejszego bloga)... ale jesli czyta, to odsylam go do solowej plyta Jeremy'ego Enigka "Return of the Frog Queen" z tą małą uwagą. Panie Dejnarowicz, a właściwe, ku$wa Borys, Enigk nagrał świetną płytę. Twoja płyta w 20% jest podobna do tej Enigka. Bo są skrzypki, klawisze, flety, no "muzyka kameralna". 80%, których nie ma u ciebie, to talent, emocje, pomysły (wiele pomysłów, a nie jeden, by dodawać nudne tracki).
    Posłuchaj tej płyty i przeproś :)
    albo nie przepraszaj. Rób, co uważasz za stosowne.
    Na szczęście, jak widzę, są rozsądni blogerzy.

    OdpowiedzUsuń
  5. przesadzacie wszyscy. zrobił się jakiś śmieszny trend na atakowanie borysa dejnarowicza, chociaż gdyby nie on (pośrednio) to pewnie ciągle większość czytelników tego bloga skakałaby na koncertach kultu albo akurat i uważała płyty pearl jam za największe dzieło lat 90tych. dejnarowicz jako krytyk był swego czasu mistrzem. jego osłuchanie nie jest mitem. można go nie lubić, ale irytujące są ciągłe recenzje samego dejnarowicza przy okazji recenzowania płyty. part 2, 3 i 4 są bardzo udane, trochę sufjanowe, potrafią przykuć uwagę. nie jest to nic wielkopomnego, ale daje radę. szkoda, part 1 i 5 słabiutkie i to nie tylko przez lekko pretensjonalne wokale, ale i ogólną 'hookoubogość' motywów. a z wyśmiewaniem się z braku talentu bym uważał i sięgnął po te numery tciof, które napisał dejnarowicz. oczywiście to był band i oczywiście, dalej jest świetny, również bez niego, ale tamte piosenki według mnie do dziś skutecznie zamykają usta opowieściom o braku talentu.

    nie, nie jestem kolegą borysa dejnarowicza. pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. to fakt, że to jest chyba jedyna sensownie brzmiąca recenzja. nad tą płytą nie ma się co zachwycać, bo jest po prostu miałka. ani to minimalizm pianistyczny, ani smooth jazz, ani pop, tylko takie nie-wiadomo-co. a swoją recenzją trafiasz w sedno, bo z tej płyty nic nie wynika, a cały opis na stronie dejnarowicza służy jedynie temu, żeby słuchacz zdał sobie sprawę, że to sensownie przemyślany koncept. ale to nawet mało jak na koncept, bo to tylko ciągle powtarzające się motywy, można by rzecz, że wręcz sample, które tak naprawdę pokazują, że pomysłu nie ma w ogóle, są tylko chęci pokazania siebie jako odkrywczego i pomysłowego kompozytora, ale niestety nie tędy droga, bo to zwyczajnie słaba płyta i to, że się o niej pisze i dyskutuje jest spowodowane tylko osobą, która ją nagrała. jeśli dejnarowicz chce, żeby o jego płycie mówiło się tylko dlatego, że to on ją nagrał to ok, ale jeśli dlatego, że miałaby mieć jakąkolwiek wartość artystyczną, to cisza nastąpi szybciej niż się wszystkim wydaje.

    OdpowiedzUsuń
  7. ale no powyższy komentarz cierpi na brak sensu i to porażający. co to za zarzut, że nie umiesz wsadzić dzieła do szufladki? wiadomo, coś bez szufladki może być marne, ale o tej marności z pewnością nie decyduje brak szufladki. podobnie jak oburzenia się, że co to za koncept, żeby powtarzać motyw - no taki właśnie koncept, dobry jak każdy inny. niech by to nawet były sample, co z tego? to mogą być słabe sample i słabe motywy, oł rajt, ale nie rozumiem czemu atakujesz akurat formę za to, że jest taka. równie dobrze mógłbym pisać, że muchy są do dupy, bo niby mają koncept, a tak naprawdę to tylko rockowa piosenka ze zwrotkami i refrenami.

    OdpowiedzUsuń
  8. moze jakoś sobie na to atakowanie zasłużył? może brakuje mu pokory, moze zadziera nosa, moze traktuje protekcjonalnie adwersarzy :)
    ale nie o borysie przeciez tu mowa.
    skoro on tak duzo wymaga od innych, to moze podobnie inni oczekuja czegos naprawde dobrego od borysa.

    autor tego bloga moim zdaniem swietnie rozpracowal koncept borysa i pokazal, ze krol jest nagi.

    jak odebrana bylaby ta plyta, gdyby nie ta "egzegeza"? kiepskie kompozycje, nudne aranzacje, przewidywane melodie i harmonie. wszystko brzmi jak probki muzykow, rozgrzewka przed koncertem muzyki symfonicznej, jak wprawki jakies.

    czy sluchalibysmy akurat gdyby nie tciof? nie wiem. nie sluchalem akurat ani 5 lat temu, ani 8, ani teraz tego nie ruszam. mysle, ze tak wlasnie borys o sobie mysli, ze gdyby nie tciof, to tu ciagle bylaby juwenaliomania. i tu jest problem borysa. i tu jest feedback kogos rozsadnie piszacego.

    a i uzywanie slowa kompozytor w przypadku borysa to duze, ale naprawde duze naduzycie.

    jesli borys pod przykrywka natchnionej matematyki dzwiekow sprzedaje koncepcyjna nude - zamiast czegos naprawde mocnego - powinien spodziewac sie takich recenzji. rzetelnych i niezaleznych.

    OdpowiedzUsuń
  9. "chociaż gdyby nie on (pośrednio) to pewnie ciągle większość czytelników tego bloga skakałaby na koncertach kultu albo akurat"

    a co to za różnica, skakać na kulcie czy skakać na muchach? bo nie dostrzegam żadnej.

    /Rafał

    OdpowiedzUsuń
  10. jeśli skakać na kulcie w 88 to ja też nie dostrzegam. fakty są takie, że porcys jednak uświadomił wielu ludziom fakt ISTNIENIA takich kapel jak modest mouse, wrens, pavement, archers of loaf. to naprawdę wiele i żadne wady charakterologiczne dejnarowicza nie zmienią tego faktu. ja wiem, teraz każdy jest taki niezależny i ściąga same super płyty i robi rankingi w necie i w ogóle kozacko. ale były kiedyś takie czasy, kiedy wieść gminna niosła, że bowie jest do dupy, bitelsi dla starych dziadów, lata 80te nic warte poza guns'n'roses i deep purple zespół wszechczasów. 'dywersyfikacja' myślenia o muzyce w polsce nie jest wyłączną zasługą porcys, ale nie można tego portalu w tym procesie nie dostrzec. a nie można dostrzegać porcys bez borysa. warto krytykować tą płytę, ale ta śmieszna szadenfrojnde jest żałosna, naprawdę.

    OdpowiedzUsuń
  11. ale pamiętaj, że porcys obecnie zachwyca się madonną i kylie minogue - w tym kontekście ich kulturotwórcza rola zbliża się do dna. fajnie, że przybliżyli nam różne dobre kapele, ale to były czasy internetu 128 kb/s, ograniczonego dostępu do informacji itd. obecnie rola porcys jako kreatora gustów i trendów sprowadza się do wywoływania kontrowersji. naprawdę nie przypominam sobie, aby w ciągu ostatniego roku zainteresowała mnie któraś z hajpowanych przez nich płyt.

    OdpowiedzUsuń
  12. kiedys porcys może faktycznie odkrywał przed słuchaczni "nowe lądy" i inne takie, obecnie jednak prezentuje niezbyt wysoki poziom, a płyta Dejnarowicza? Cóż, uważam że recenzja jest solidna i kompetentna, nie ma co sie oszukiwać, płyta nie jest genialna. I tak jak bez sensu jest jeździć po płycie tylko dla tego że maczał w niej palce Borys, tak samo bez sensu jest zachwycanie się nią też tylko z tego powodu. Gdyby identyczne dzieło skomponował ktoś inny, nie Borys, to nie było by wokół niego tyle szumu.

    OdpowiedzUsuń
  13. rzecz w tym, że nikt tego nie robi. to szaleństwo nie działa w drugą stronę. porcysowa opinia publiczna nie okazała płycie atencji, bo nagrał ją borys.

    a co do kylie, lol, porcys jak widać dalej jest potrzebny, skoro ciągle fani alternatywy dzielą gatunki na lepsze i gorsze. gitarowy jazgot - super, electro-pop - zbliżanie się do dna. wiadomo, porcys jest i był specyficzny, sam dejnarowicz też, ale warto zachować higienę psychiczną i oddzielać płytę od zjawiska i od osoby.

    OdpowiedzUsuń
  14. dla mnie porcys to zawsze byl i nadal jest portal dla znudzonych wyjazzionych i odahajpionych dzieciakow, ktorzy maja za duzo wolnego czasu i mimo braku talentow chca sie pokazac wszem i wobec, np piszac recenzje.
    takie alternatywne parcie na szklo a teraz na lcd

    pozdro

    OdpowiedzUsuń
  15. "a co do kylie, lol, porcys jak widać dalej jest potrzebny, skoro ciągle fani alternatywy dzielą gatunki na lepsze i gorsze."

    wiesz, nie wmówisz mi że sam porcys tego nie robi, że nie dzieli gatunków na gorsze i lepsze,tylko ze na porcysie gorszy jest np. metal, nie electro-pop

    OdpowiedzUsuń
  16. a to akurat prawda, ale gatunków zlewanych jest niewiele. hm. jest tylko jeden. metal. a i tu czasem redaktorzy coś wynajdują. poza tym co mnie obchodzi profil psychologiczny redakcji? wiem jedno, zagroba ciągle jest jednym z czołowych recenzentów w polsce i jakoś nie widać jego parcia. nie ma go nigdzie poza porcys, a i tam zachowuje się nader skromnie. nowotarskiemu też nie sposób odmówić talentu. i osłuchania.

    OdpowiedzUsuń
  17. nowotarski nie lepszy od dejnarowicza.
    dlaczego tak wielu krytykow uwielbia dokopywac innym? jakies frustracje nimi kieruja?

    OdpowiedzUsuń
  18. Zgadzam się z recenzją... Taka jest prawda, czy ktoś tego chce czy nie.

    OdpowiedzUsuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni